18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia kaszubsko-gruzińska, czyli święta u pana Seirana i pani Kazimiery

Gabriela Pewińska
Kazimiera Zajączkowska i Seiran Petrosian
Kazimiera Zajączkowska i Seiran Petrosian fot. Przemek Świderski
Poznali się w latach 90. Przebywający w interesach w Gdańsku inżynier Seiran Petrosian, Gruzin, wpadł na chwilę do kaszubskiej Tawerny Mestwin. Chciał odwiedzić koleżankę siostry, też Gruzinkę, która pracowała tu w kuchni. W tawernie wpadła mu w oko charyzmatyczna właścicielka lokalu, jak uważał wtedy "butna Kaszubka", Kazimiera Zajączkowska. Kazimierę pokochał z miejsca, ale kuchnię kaszubską trudno mu pokochać do dziś. Opowieści o temperamencie przy garnkach, potrawach, które łączą jak opłatek i toastach za zmarłych wysłuchała Gabriela Pewińska

Kazimiera: Ponieważ pochodzimy z tak różnych kultur, jedzenie, przynajmniej na początku, to był u nas problem. Kuchnia męża - wyrazista, pikantna, nieco orientalna. Moja - słodko-kwaśna, prosta, nieco mdła. Któregoś dnia Seiran mówi: Spróbuj kolendry. Jaka jest bardzo smaczna! Spróbowałam. Mydło! Pomyślałam, że nigdy nie przekonam się do gruzińskich smaków.
Seiran: Kiedy zamieszkaliśmy razem, ja przejąłem stery w kuchni. Postanowiłem ratować nasze podniebienia i wziąć sprawy w swoje ręce. Gotowałem po swojemu. Do kaszubskich smaków nie mogę się przekonać do dziś. A co dopiero na początku naszej miłości.

K.: Przekonywał mnie do gruzińskiej kuchni, ale nie tak łatwo chciałam się poddać...
S.: Ani ja do kaszubskiej. Choć z czasem zacząłem jeść niektóre dania. Polubiłem zwłaszcza śledzie po kaszubsku. Niezły jest też kapuśniak z kaszą.

K.: Ale brukwiowej nie lubisz.
S.: Kuchni kaszubskiej brakuje temperamentu.

K.: Muszę ten temperament mieć, bo w końcu sama zaczęłam gotować po gruzińsku. A wszystko, co przyrządzał Seiran zaczęło smakować mi coraz bardziej. Dziś mogę powiedzieć, że wiele potraw mężowskiej kuchni pokochałam. Na przykład hinkali, czyli pierogi gruzińskie, które wyglądają jak małe sakiewki. Albo gołąbki w liściach winogronowych.
S.: Nasza kuchnia orzechami stoi.

K.: Kura w orzechach, fasola z orzechami, buraczki. Ciężkie dosyć, ale smakowite. Po mału jego kuchnia stała się moją. A gdy bardzo zatęskniłam za smakami dzieciństwa, jadłam obiad we własnej tawernie. Chociaż Seiran świetnie gotuje i naprawdę czasem trudno odmówić sobie jedzenia, które on przygotuje. Te długie, wieczorne gruzińskie biesiady, trudno im się oprzeć... Niestety, jedzą późno i dużo. Przytyłam.
S.: Pierwsza wspólna wigilia to było nacieranie jednego frontu kulinarnego na drugi.

K.: Kuchnia jest bardzo ważna w związku dwojga ludzi. Bo to jest przecież nasza codzienność. Kultura. Tradycja. Coś, z czego wyrośliśmy i co potem determinuje nasze życie. Żeby związek funkcjonował prawidłowo, trzeba umieć dogadać się w kuchni. Szczególnie w święta.
S.: Trzeba też umieć iść na kompromisy. Nasza pierwsza wigilia była jak mecz piłkarski, który skończył się remisem. Do stołu zaprosiliśmy mamę Kazi i moją siostrę. Postanowiliśmy, że ten stół to będzie takie wigilijne pół na pół, czyli potrawy kaszubskie i gruzińskie. I tak jest u nas do dziś.

K.: Podaliśmy: gruzińskie gołąbki z ryżem w liściach winogronowych, fasolę z orzechami, buraki z orzechami, sałatkę z ziołami gruzińskimi, pulki ze śledziami po kaszubsku, zupę brzadową, barszczyk z uszkami, chociaż nie należy ani do gruzińskiej, ani do kaszubskiej kuchni. Pierogi z grzybami, pierogi z kapustą, kutię. Z ciast: chaczapuri, czyli pyszne placki drożdżowe z młodym, gruzińskim serem, sernik, pierniczki, które robi moja córka, ciasteczka orzechowe i gozinaki, czyli orzechy z miodem w kształcie płaskich rombów o konsystencji naszych sezamków.
S.: Pracochłonne, ale uważam, że wszystko, co smaczne wymaga sporo pracy. Nasza wigilia to też czurczcheli, czyli orzechy nawlekane na nitki i zanurzone w masie z soku z winogron, goździków i mąki żytniej. Od czasu, gdy Gruzja stała się niepodległa wiele zapomnianych potraw wróciło na gruzińskie stoły. Mój prawosławny kraj wrócił do tradycji świąt Bożego Narodzenia. Choć ja jestem, po ojcu Ormianinie, wyznania katolickiego, więc polskie święta to także mój czas świętowania. Za czasów Związku Radzieckiego Gruzini obchodzili tylko Nowy Rok, ale miłość do biesiadowania, przyjmowania gości była u nas obecna przez wszystkie ustroje i systemy.

K.: Nikt nie potrafi tak biesiadować jak Gruzini. Te ich słynne toasty!
S.: Każde podniesienie kieliszka musi być poprzedzone uroczystą mową, gawędą, życzeniem, które przybiera charakter długiej opowieści.

K.: Zanim wypiją, długo mówią. Dzięki temu tak rzadko się upijają. Seiran może wygłaszać toast nawet pół godziny.
S.: Kiedy zacząłem wprowadzać ten zwyczaj w Polsce, ludziom nie starczało cierpliwości. Ale byli na tyle uprzejmi, że pozwalali mi dokończyć. Dziś wśród Polaków mam nawet uczniów. Teraz wszyscy tylko czekają na toast. Bez toastu ani rusz. Raz, w dniu moich urodzin, ogłosiłem konkurs na toast, powiedziałem: Już wystarczająco przez te lata się nagadałem przy stole, teraz wy... Najpierw wszyscy spanikowali, ale udało się. Każdy stanął na wysokości zadania. Było bardzo przyjemnie. Toast daje nam możliwość, by jednocześnie o czymś opowiedzieć i pomarzyć. Choć mówi się, że to są trochę życzenia na wyrost. Ale na tym to polega, a podczas biesiadowania fantazja jest jak najbardziej wskazana. Przy świątecznym stole często wznosimy toast dedykowany naszym rodzicom.

K.: To jeden z najważniejszych gruzińskich toastów.
S.: Mówi o tym, żebyśmy zawsze pamiętali o matce i ojcu, bo to, jacy jesteśmy teraz, nasze wykształcenie, wychowanie i osobowość zawdzięczamy ich poświęceniu. Rodzice dla dziecka zrobią wszystko. A biorąc pod uwagę fakt, że i my będziemy rodzicami, musimy wiedzieć, że też zrobimy wszystko dla naszych dzieci. A żeby nasze dzieci nas szanowały, my musimy szanować naszych rodziców. Powiedz, jak traktujesz swoją matkę, swojego ojca, a powiem, jakim jesteś człowiekiem. W święta przy stole dziękujemy też Bogu za wszystko, co otrzymaliśmy w tym roku, wznosimy toasty za naszych przodków. My, Gruzini, jesteśmy zanurzeni w naszej przeszłości po uszy. Przy choince pijemy też za to, by człowiek był zadowolony z życia, by cieszył się każdym dniem. Żeby jego serce zawsze było otwarte.

K.: Polacy czasem tego filozofowania przy wódce nie wytrzymują. A pamiętam jak byliśmy na stypie w Gruzji, na stołach stały wielkie dzbany wina. Zanim lampeczkę Gruzini wychylili, to najpierw godzinami wspominali zmarłego, wygłaszając toasty na jego cześć. Pijąc w takim tempie, nie zdążyliby się upić. A wracając do potraw wigilijnych, do tej naszej wigilii kaszubsko-gruzińskiej, to taka jest przecież specyfika tego jednego dnia w roku, że każdy powinien na tym stole znaleźć potrawę, która jest mu bliska, którą pamięta z domu, gdzie się wychował. To potrawa zrobiona z myślą tylko o tym człowieku. Dla niego. Gdy tego dania zabraknie, to i nam czegoś brak. Moja siostra, która mieszka w Niemczech, nie wyobraża sobie świąt bez kaszubskiej zupy brzadowej. Właśnie wysłałam jej nasze wędzone gruszki i śliwki. Spożywanie tej samej, zagłębionej w tradycji rodzinnego domu potrawy, choć jesteśmy oddaleni od siebie tysiące kilometrów, łączy jak opłatek. Przywołuje dawny czas, naszych bliskich, których już z nami przy tym stole nie ma, każe pamiętać, że to oni kiedyś przygotowywali dla nas wigilię.
S.: Kiedyś mój wujek bardzo lubił wznosić toast, który, gdy byłem dzieckiem wydawał mi się bardzo smutny. Choć piękny. Dziś przekazuję go kolejnym pokoleniom. To toast za naszych zmarłych. Wujek pił za swojego ojca, za to, by jego dzban był zawsze pełny. Jest bowiem legenda, która mówi o tym, że na tamtym świecie zmarli, tak samo jak my, zbierają się na święta przy wielkim stole. Jeden jest tylko warunek - każdy, kto chce do tego stołu zasiąść, musi przynieść ze sobą dzbanek wina. A czy ten dzbanek będzie pełny czy pusty zależy od tego, jak my tu tego zmarłego na ziemi wspominamy. Jeśli był dobrym, szanowanym człowiekiem, to wciąż o nim mówimy, często pijemy za niego. I wtedy jego dzban zawsze jest pełny. - Dlatego ja - podnosił kielich wujek - piję za to, by dzban mego ojca zawsze był pełny.

K.: Dla Gruzinów bardzo ważną częścią ich życia są goście.
S.: Przyjmując gości, czerpiemy z tego przyjemność, to dla nas ważna część życia. Ponoć Bóg nakazał nie liczyć dni naszego życia, w których przyjmujemy gości. Więc wypijmy za gości, bo są tak szczodrzy, że przedłużają nam życie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki