MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trójmiejskie parcie na szkło

Ryszarda Wojciechowska
200 tys. złotych dofinansowania otrzymała z gdyńskiego Urzędu Miasta ekranizacja pierwszego tomu epopei "Tak trzymać" Stanisławy Fleszarowej-Muskat
200 tys. złotych dofinansowania otrzymała z gdyńskiego Urzędu Miasta ekranizacja pierwszego tomu epopei "Tak trzymać" Stanisławy Fleszarowej-Muskat Adam Warżawa/Grzegorz Mehring
Ostatnio w roli gwiazdy filmowej wystąpiła sama Barcelona. Złośliwi żartowali, że swoimi widokami przyćmiła nawet walory Penelope Cruz.

Ktoś mógłby powiedzieć, że takie miasto nie potrzebuje już reklamy. Władze Barcelony były jednak innego zdania. Uznały, że promocji nigdy dość. I bez mrugnięcia okiem wyłożyły z miejskiej kasy półtora miliona euro, dokładając się do produkcji filmu Woody'ego Allena: "Vicky, Cristina, Barcelona". Gest okazał się strzałem w dziesiątkę. Bo setki tysięcy widzów, po obejrzeniu obrazu, wyruszyło śladami Vicky i Cristiny.

Ten sposób promocji, zwany city placement, w Polsce dopiero się rozkręca. Ale my też mamy pierwsze dowody na to, że wart jest zachodu. Z tym że u nas, na razie, sprawdza się głównie w serialowej produkcji.

Błogosławieństwo ojca Mateusza

To, co się działo z Sandomierzem w trakcie i po emisji serialu "Ojciec Mateusz", nawet najstarszych mieszkańców zaskoczyło. Urokliwe, chociaż zapomniane przez turystów miasteczko, nagle ożyło. I to jak.

Fani księdza detektywa (w tej roli Artur Żmijewski) brali je szturmem. Już po pierwszych odcinkach serialu zaczęto organizować wycieczki tropem kryminalnych zagadek ojca Mateusza. Hotelarze zacierali ręce, licząc chętnych, którzy rezerwowali z dużym wyprzedzeniem miejsca na wakacje, święta, a także na sylwestra. Zacierali ręce i dziękowali ojcu Mateuszowi za to serialowe błogosławieństwo, jakim ich obdarzył.

Najazdu fanów doświadczyło też niedawno maleńkie Jeruzal na Mazowszu, bliżej znane jako "Ranczo Wilkowyje". To tam kręcono większość serialowych zdjęć. Wioska licząca 400 mieszkańców nie mogła sobie wymarzyć lepszej promocji i reklamy. Odkąd zagościła tu filmowa ekipa, autobusy z telewidzami żłobiły każdego dnia ślady na gościńcu. Samo Jeruzal z przaśnego zmieniało się w bardziej europejskie. Powstało nawet centrum kształcenia w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, gdzie zaczęto uczyć miejscowych języka angielskiego i informatycznego.
Na serialu "39 i pół" skorzystała z kolei Zielona Góra, skąd pochodzi bohater grany przez Tomasza Karolaka. Co prawda, o turystycznym boomie jeszcze się nie mówi, ale nazwa już zaczęła się mocno kręcić w ludzkiej pamięci.
Inne miasta też poznały siłę takiej promocji. Bydgoszcz zapłaciła TVP za to, że zaistniała w serialu "Egzamin z życia". A Wrocław stał się miastem serialowych "Tancerzy". Każdy odcinek kosztował miejską kasę 50 tysięcy złotych. Za to w Łodzi zapowiada się proces o to, czy miasto ustawiło przetarg na city placement tak, żeby wygrać mogli tylko "Londyńczycy".

Marzenie o drugim bębenku

Anna Zbierska - dyrektor biura prezydenta do spraw promocji w Gdańsku, przyznaje, że już od dawna myślała o takiej formie spopularyzowania miasta. Gdańsk nawet przecierał w tym względzie szlaki, dofinansowując przed kilkoma laty "Wróżby kumaka". Film w koprodukcji polsko-niemieckiej, nakręcony na podstawie książki noblisty Güntera Grassa, z Krystyną Jandą w roli głównej, miał być kasowym i promocyjnym sukcesem. Przeszedł jednak bezgłośnie przez ekrany.

- Liczyliśmy na więcej, chociaż nie spodziewaliśmy się takiej promocji, jaką nam zafundował "Blaszany bębenek" - przyznaje Anna Zbierska.

Nie ma wątpliwości, że to właśnie film Volkera Schloendorffa, nakręcony również na podstawie prozy Grassa, z Oscarem dla najlepszego dzieła nieanglojęzycznego, był najważniejszym do tej pory promocyjnym hitem Gdańska.

Lista filmów z Gdańskiem nie jest zresztą wcale taka długa. Poza dwoma wymienionymi wyżej, mamy też polski "Do widzenia, do jutra", w reżyserii Janusza Morgensterna, ze Zbigniewem Cybulskim i Teresą Tuszyńską w rolach głównych, z gdańską Motławą i sopockimi kortami tenisowymi w tle. W przyszłym roku minie 50 lat od premiery. Z tej okazji powstaje dokument, w którym autorzy wędrują śladami głównych bohaterów.

Była jeszcze filmowa "Panienka z okienka" z 1964 roku. Odkurzona dość efektownie przed ośmioma laty. Panienkę wykorzystano promocyjnie tak, że od tamtej pory, w każde wakacje, spogląda na turystów ze szczytowego okienka jednej z gdańskich kamienic.

- Ale to wszystko to już historia - przyznaje Anna Zbierska, dodając, że w tym roku Gdańsk postanowił wesprzeć jeden film fabularny. Będzie to nowy obraz Janusza Kondratiuka o roboczym tytule "Głupol". Wybrano go z 20 zgłoszeń o dofinansowanie, które napłynęły do Gdańska. Siedem projektów dotyczyło filmów fabularnych.
Co ich ujęło w projekcie Kondratiuka?
- Po pierwsze, ciekawy scenariusz. To rodzaj tragifarsy. Film zabawny, ale z drugim dnem, z pewną analizą naszych czasów. Wszystkie zdjęcia będą kręcone w Gdańsku. Poza tym jest dobry reżyser, doskonała obsada aktorska z Kingą Preiss, Tomaszem Karolakiem, Andrzejem Grabowskim i prawdopodobnie Borysem Szycem albo Maciejem Stuhrem. Do tego mamy niezłego producenta i "dopięty" na ostatni guzik budżet. To wszystko pozwala mieć nadzieję, że nie wyrzucimy miejskich pieniędzy w błoto.

Gdańsk przyjął zasadę, że wyłoży pieniądze na jeden film, ale taki, który gwarantuje dotarcie do szerszej publiczności. - Chodzi o to, żeby film pojawił się w kinach. A nie wszystkie projekty, które do nas dotarły, gwarantowały to - dodaje dyrektor.

Nie będą ginąć za "Westerplatte"

Była też szansa na inny film z Gdańskiem w roli głównej, ale pomysł stał się głośny jeszcze zanim zaczęto rozmawiać o zdjęciach i pieniądzach. Chodzi o "Westerplatte" w reżyserii Pawła Chochlewa. Burza rozpętała się już na etapie scenariusza, który uznano za bardzo kontrowersyjny. Gdańsk, który mógł współfinansować film, wycofał się z rozmów. Przestraszył się politycznej awantury.
Ostatnie wieści z pola bitwy o filmowe "Westerplatte" są takie, że zdjęcia z poprawionym już scenariuszem będą kręcone na Litwie.

- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. "Buddenbrooków" kręcono w Gdańsku, który udawał Lubekę, więc Westerplatte może być na Litwie - mówi Anna Zbierska.

Ma jednak nadzieję na inny film. Jak bumerang wraca pomysł na "Hannemanna" Agnieszki Holland.
Gdynia jeszcze inaczej chce się filmowo promować. Powołała specjalny fundusz. 700 tysięcy złotych rozdzielono w tym roku pomiędzy pięć produkcji, w tym dwie to fabuły.

Wyboru spośród 18 zgłoszeń dokonywało jury z wieloletnim dyrektorem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Leszkiem Kopciem i reżyserem Joanną Kos-Krauze. Kopeć twierdzi, że pod uwagę brano kryteria artystyczne i akcenty związane z miastem.

Za najbardziej rokujący uznano scenariusz filmu w koprodukcji polsko-niemieckiej "Zimowy ojciec" i jemu przyznano najwięcej pieniędzy - 365 tysięcy złotych. To wzruszająca opowieść o jedenastoletniej niemieckiej dziewczynce, która jedzie do Polski, żeby odszukać biologicznego ojca, rosyjskiego marynarza, którego statek cumuje właśnie w polskim porcie.
Także kolejny pomysł, który postanowiono dofinansować, nie budzi żadnych wątpliwości.
"Miasto z morza" w reżyserii Andrzeja Kotkowskiego (200 tysięcy zł dofinansowania) jest adaptacją pierwszego tomu trylogii "Tak trzymać" Stanisławy Fleszarowej-Muskat. Film, a także serial, to pełna rozmachu historia miłości młodej i pięknej Kaszubki i chłopaka z południowo-wschodniej Polski, który przyjechał na Wybrzeże w poszukiwaniu pracy. Romans rozgrywa się na tle wydarzeń, związanych z budową Gdyni. Film ma gwiazdorską obsadę z Małgorzatą Foremniak, Marianem Dziędzielem, Olgierdem Łukaszewiczem. Młodą Kaszubkę zagra Julia Pietrucha, a Krzysztofa - Jakub Strzelecki.

Miłość na molu i w Grandzie

- Nie będziemy dopłacać do tego, żeby zaistnieć w jakimś filmie - mówi wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek. - Sopot nie musi przyciągać filmowców. Bo artyści sami lgną do tego miasta. Tak jest zresztą od lat.

Kurort ma już wiele śladów filmowych. Na plaży stoi szafa - symbol etiudy Romana Polańskiego "Dwaj ludzie z szafą". Wkrótce na jednej z sopockich kamienic pojawi się tablica, upamiętniająca pobyt wybitnych aktorów - Zbyszka Cybulskiego i Bogumiła Kobieli.

Gwiazdorski status filmowy w Sopocie mają już dwa obiekty - Grand Hotel i molo. Ten pierwszy dumnie prezentuje się między innymi w finale "Wniebowziętych" Andrzeja Kondratiuka czy w "Sztosie" Olafa Lubaszenki, no i przede wszystkim w "Stawce większej niż życie", zmieniając się w Hotel Excelsior.

W "Medium" Jacka Koprowicza z Grażyną Szapołowską, Jerzym Stuhrem, Jerzym Zelnikiem i Michałem Bajorem, pięknie zagrał z kolei budynek przy ulicy Obrońców Westerplatte 24, w którym tuż po wojnie stworzono szkołę plastyczną. W tym filmie przez moment pojawia się też sopockie molo.
W Sopocie był oczywiście "Na kłopoty Bednarski", przestępców ścigał porucznik Borewicz. Miasto było też tłem dla popularnego serialu kryminalnego sprzed lat "SOS".
Ale teraz kurort też jest ulubionym tłem filmowców. Wojciech Fułek przypomina niedawny serial "Pełną parą", w reżyserii Leszka Wosiewicza, którego pomysłodawcą, współscenarzystą i producentem był zmarły w ub. roku Adam Kinaszewski. Główni bohaterowie to dwaj marynarze - kapitan żeglugi wielkiej i starszy oficer mechanik, którzy w rezultacie katastrofy morskiej stracili prawo wykonywania zawodu na kilka lat. Wątki sensacyjne mieszały się z obyczajowymi.
- W tym serialu ważnym bohaterem był także Sopot i jego mieszkańcy, na przykład Parasolnik - legenda i dobry duch kurortu. Postać jak najbardziej autentyczna, nieżyjący już dziwak i oryginał, któremu sopocianie postawili nawet pomnik. W epizodach tego serialu występują też lokalni artyści, sportowcy, politycy, m.in. Iwona Guzowska - mówi Fułek.

Inny serial, który całkowicie osiadł w Sopocie, to "Kochaj mnie, kochaj" z Anną Powierzą w roli trójmiejskiej dziennikarki. Gdyby serial był lepszy, to i promocja może też.
W komedii romantycznej "Tylko mnie kochaj", w scenie finałowej z Maciejem Zakościelmym pojawia się sopockie molo w całej okazałości. Z kolei komedia romantyczna z Katarzyną Figurą, Janem Fryczem i Tomaszem Kotem "To nie tak, jak myślisz, kotku" rozgrywa się niemal w całości w Grand Hotelu tak, że nawet nazwa hotelu była tytułem roboczym filmu.
Tak więc Sopot sam jest już filmowo-serialowym miasteczkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki