Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć z listy przebojów

Dariusz Szreter, szef magazynu Rejsy
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
W "Żywotach cezarów" pisze Swetoniusz o reakcji na samobójstwo Nerona: "Śmierć jego wywołała tak niepohamowaną radość powszechną, że lud w czapeczkach frygijskich biegał po całym Rzymie. Nie brakło jednak i takich, którzy przez długi czas zdobili jego grobowiec wiosennymi i letnimi kwiatami, wystawiali na mównicy publicznej to jego posągi, przybrane w szaty senatorskie, to jego obwieszczenia publiczne, tak jakby żył jeszcze i miał powrócić wkrótce ku zgubie swych wrogów". Cytat ten jako żywo pasuje do reakcji poddanych jej królewskiej mości Elżbiety II na śmierć byłej premier Margaret Thatcher.

Prawie dwa tysiące lat cywilizacji minęło, ale natura ludzka, widać, ma swoje mocniejsze prawa. Co może zaskakiwać, to fakt, że różnica między Żelazną Damą a Neronem (poza wszystkim innym) polega też na tym, że w chwili gdy ta pierwsza umierała, nie sprawowała władzy już od 23 lat. Czyli była już, można powiedzieć, całkowicie nieszkodliwa.

Nie chcę się wdawać w dyskusje na temat oceny politycznej działalności pierwszej kobiety u steru brytyjskiego rządu. Mówiono i pisano o tym w ostatnich dwóch tygodniach aż nadto, a batalia o nadanie którejś z trójmiejskich ulic jej imienia będzie pewnie jeszcze okazją do przytoczenia po raz kolejny tych samych argumentów. Dodam tylko, że ewentualna konieczność wpisywania nazwiska "Thatcher" do rubryki "adres" przez niektórych mieszkańców metropolii może się przysłużyć rozwojowi znajomości zasad angielskiej pisowni, a to już wymierna korzyść. Warto natomiast przy tej okazji postawić sobie pytanie, co spowodowało, że część Brytyjczyków - uchodzących wszak za nację nieskorą do okazywania emocji - odczuła nieprzepartą chęć wyjścia na place i skwery, by świętować "śmierć czarownicy". Próbę odpowiedzi daje artykuł znanego brytyjskiego pisarza Iana McEwana w "Guardianie". "Hipnotyzowała. Była wszechwiedząca, irytująca i - naszym zdaniem - tak bardzo się myląca. Uwielbialiśmy jej nie znosić" - napisał, wspominając przy tym, jak pod koniec lat 80. na międzynarodowej konferencji literackiej w Lizbonie członkowie delegacji brytyjskiej w każdym wystąpieniu nawiązywali do osoby swojej premier. Aż w końcu pisarze z innych krajów zaczęli ich strofować i nawoływać, by się wyzwolili spod jej wpływu.

Czytając te słowa, nie sposób nie pomyśleć o okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce i obsesji, jaką część uczestników i komentatorów życia politycznego, a nawet szerzej - spora grupa rodaków, i to także tych niespecjalnie zainteresowanych polityką - miała na punkcie Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście trudno porównywać jego wątpliwe osiągnięcia do znaczenia politycznych i gospodarczych dokonań Margaret Thatcher. Chodzi raczej o sytuację psychiczną, w jakiej się znajdują przedstawiciele tzw. elity, gdy oto do władzy zostaje wyniesiony ktoś ewidentnie obciachowy z ich punktu widzenia, kto z uporem i lekceważeniem dla myślących inaczej realizuje swoją wizję. Thatcher była drobnomieszczańska, obojętna na los tych, którzy sobie nie radzili w grze rynkowej, pragnęła zdjąć z barków państwa obowiązek zapewnienia im ochrony socjalnej. Kaczyński - zakompleksiony, podejrzliwy, dążył do poddania wszystkich sfer życia publicznego kontroli państwa. Obojgu udało się (jemu na chwilę, jej na ponad dekadę) zapewnić sobie poparcie większości wyborców dla swoich wizji. Dla wykształciuchów świadomość, że to nie oni sprawują rząd dusz w narodzie, musiała być upokarzająca, do tego stopnia, że nawet polityczny upadek antagonisty nie był w stanie jej wynagrodzić. Stąd te angielskie tańce na grobie, stąd potrzeba wykpiwania Kaczyńskiego, mimo że od dawna jest w opozycji.

Śmierć Margaret Thatcher miała jeszcze jeden skutek. Oto w niedzielę poprzedzającą jej pogrzeb na drugim miejscu brytyjskiej listy przebojów uplasowała się piosenka "Ding, Dong The Witch Is Dead" (Ding, dong, wiedźma nie żyje). Ten niespełna 60-sekundowy utwór pochodzi z nakręconego w latach 30. ubiegłego wieku muzycznego filmu "Czarnoksiężnik z krainy Oz". Na listę trafił dzięki temu, że bierze ona pod uwagę nie tylko fizyczną sprzedaż płyt, ale liczbę płatnych ściągnięć plików z sieci. Zestaw piosenek jest więc teoretycznie nieograniczony. Wystarczy tylko przekonać wystarczająco dużo osób, żeby zechciały zapłacić. Tak więc "zemsta" na złej Maggie dokonała się za pomocą tak przez nią cenionych reguł wolnego rynku. A notowanie listy z 14 kwietnia trafi na zawsze do annałów i, niczym dzieło Swetoniusza, pozostanie świadectwem swoich czasów. Że może trochę śmieciowym? Cóż, w Gdańsku nie od dziś wiemy, że "najsmaczniejsze" ślady historyczne można znaleźć w latrynach.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki