We wtorek dotarły do nas informacje o rodzinie zastępczej z Pucka, w której zmarło dwoje z piątki powierzonych jej opiece dzieci.
Ta sytuacja mnie zszokowała, bo nie zdarzyło się do tej pory, aby opiekun zastępczy świadomie i z premedytacją zabił dziecko. To zdumiewające i wstrząsające, tym bardziej że po śmierci pierwszego dziecka rodzinę objęto opieką psychologa. Zastanawiam się, jak to możliwe, że nic w tym domu, zwłaszcza zachowanie dzieci, nie wzbudziło jego podejrzeń. To trzeba koniecznie sprawdzić.
Być może gdzieś w systemie pracy z rodzinami zastępczymi jest luka. Co może zrobić koalicja, by ją wypełnić?
Nie mamy żadnej mocy, by zmieniać obowiązujące przepisy, ale z pewnością będziemy wnioskować o przywrócenie nadzoru urzędów wojewódzkich nad centrami pomocy rodzinie. Zastąpił go monitoring, ale jak widać, stały nadzór może się okazać niezbędny.
Trzeba też rozbudować sieć, w ramach której powiaty będą się wymieniały doświadczeniami w zakresie pomocy społecznej, w tym wspieraniem rodzin zastępczych. W Pomorskiem są powiaty, które świetnie sobie z tym radzą, więc ważne jest, by podpowiadały innym sprawdzone rozwiązania.
W ustawie o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która zastąpiła ustawę o pomocy społecznej, jest mowa o koordynatorach mających pracować z rodzinami zastępczymi. Kłopot w tym, że wprowadzenie takiej osoby do danej rodziny nie jest obowiązkowe.
W ustawie wyjściowej znalazł się bardzo dobry zapis, że każdej rodzinie zastępczej przyznany zostanie koordynator. Po pierwszych nowelizacjach obowiązkowy był już tylko dla rodzin z krótkim stażem, z pozostałymi miał pracować na ich wniosek. W czerwcu przepisy zmieniły się po raz kolejny i teraz koordynator przydzielany jest wyłącznie na wniosek rodziny, niezależnie od jej stażu. Instytucja koordynatora była bardzo dobrze oceniona przez środowiska pracujące z rodzinami zastępczymi. Niestety, okazało się, że jest kłopot z przekuciem teorii w praktykę. Jeżeli w powiecie takim jak pucki jest trzech koordynatorów, którzy dodatkowo wykonują wszystkie zadania przewidziane dla organizatora rodzinnej pieczy zastępczej, to oni nie są w stanie objąć wszystkich takim wsparciem, jakim powinni. Koordynator to z założenia osoba z rodziną zżyta, pełniąca nad nią pewnego rodzaju nadzór, ale przede wszystkim udzielająca jej pomocy. Musi daną rodzinę dobrze znać, aby w porę uchwycić moment, w którym coś zaczyna się źle dziać, i w porę zacząć naprawiać to, co jest niepokojące. Nie mam na myśli sytuacji tak ekstremalnych jak ta, do której doszło w Pucku, ale drobne kryzysy dnia codziennego.
Rodzice zastępczy mogą jednak nie chcieć, nie umieć czy bać się przyznać, że z czymś sobie nie radzą. I o koordynatora nie poproszą.
W początkowej fazie wszyscy, którzy się decydują na bycie rodziną zastępczą, są pełni zapału i wiary, że sobie poradzą. Tymczasem w toku wychowywania przyjętych dzieci okazuje się, że jest dużo ciężej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Trudno się jednak do tego przyznać, bo to nie leży w naturze rodziców zastępczych. Niestety, gdy problemy nabrzmiewają tak, że stają się palące, często jest już za późno. Dlatego tak ważna jest rola reagującego w porę koordynatora, który dobrze rozpozna daną rodzinę. Są takie, w których z racji rozmaitych problemów koordynator będzie stałym gościem, z innymi kontakt może się ograniczyć do rozmowy raz na kwartał, bo świetnie sobie radzą.
Powiaty się bronią: na zatrudnienie wystarczającej liczby koordynatorów nie mamy pieniędzy.
Tak, dużo się mówiło o braku środków, ale ten argument do mnie nie trafia, gdy patrzę na statystyki dotyczące sięgania przez powiaty po wsparcie z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. W skali całego kraju o środki na szkolenia dla rodzin zastępczych starało się 31 procent powiatów, na zatrudnienie koordynatorów - 42 procent. Trudno mi się więc z życzliwością odnosić do takich uwag.
Te pieniądze byłyby potrzebne, bo nie da się ukryć, że w rodzinach zastępczych zdarzają się sytuacje kryzysowe, prowadzące także do odbierania dzieci. Dokładne statystyki na ten temat ma Ministerstwo Sprawiedliwości, choć nie sporządza się zestawień zbiorczych o przyczynach podejmowania takich decyzji. Odbieranie dzieci nieczęsto, ale się zdarza. Powodem może być zbyt duża liczba dzieci przebywających w danej rodzinie.
W Pucku było ich pięcioro. Państwo Cz. mieli też dwoje dzieci biologicznych.
Nie mam na to słów. Nie rozumiem, kto i dlaczego zdecydował o umieszczeniu w jednej rodzinie, gdzie już są dzieci, kolejnej piątki maluchów. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jest dla mnie fakt, że powiat miał kłopot, bo od 1 stycznia, po zmianie przepisów, dzieci poniżej siódmego roku życia nie mogą być kierowane do placówek opiekuńczych. Z drugiej jednak strony, nie rozdziela się rodzeństwa... Ustawa przewiduje też, że w jednej rodzinie zastępczej nie może być więcej niż troje dzieci. To wynika chociażby z oszacowania możliwości zapewnienia dzieciom odpowiedniej opieki. Teraz trzeba zapewnić jak najlepsze warunki piątce dzieci: dwójce biologicznych pociech państwa Cz. i trójce, dla której byli oni rodzicami zastępczymi. Tu muszę pochwalić powiat: zadziałał dobrze, umieszczając dzieci w innej rodzinie zastępczej, a nie w placówce wychowawczej. To byłaby dla nich tragedia. Cała piątka wymaga intensywnego wsparcia psychologicznego, bo jest duże prawdopodobieństwo, że były w domu świadkami jakichś niepokojących sytuacji. Nie chce mi się wierzyć, że te dwa zdarzenia, w wyniku których zmarły chłopiec i dziewczynka, były tylko i wyłącznie incydentami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?