Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandalistki II RP. Rozmowa z Kamilem Janickim, autorem książki "Pierwsze damy II Rzeczpospolitej"

Marek Adamkowicz
Wizyty prezydenta Mościckiego na Wybrzeżu śledziła prasa. Na zdj. w towarzystwie żony i córki
Wizyty prezydenta Mościckiego na Wybrzeżu śledziła prasa. Na zdj. w towarzystwie żony i córki FOT. Ilustrowany Kuryer Codzienny
Maria Wojciechowska, Michalina Mościcka oraz Maria Mościcka były żonami przedwojennych polskich prezydentów. Bywało, że poza funkcjami reprezentacyjnymi, wytyczały bieg wypadków w kraju - przypomina Marek Adamkowicz

Nazwiska przedwojennych prezydentów - Narutowicza, Wojciechowskiego i Mościckiego - funkcjonują w społecznej świadomości. Ich małżonki pozostają tymczasem w cieniu...
Myślę, że trzeba powiedzieć nawet dosadniej. One nie pozostają w cieniu, bo to oznaczałoby, że jednak cokolwiek o nich wiadomo i że historia o nich nie zapomniała. A zapomniała właściwie zupełnie. O Marii Wojciechowskiej nie informują nawet encyklopedie. Michalina Mościcka jest określana krótko jako "działaczka społeczna", mimo że była jedną z pierwszych polskich feministek i należała do najbardziej wpływowych kobiet w całej polskiej historii. Z kolei Maria Mościcka miała naprawdę ciekawe i burzliwe życie, które dzisiaj jest sprowadzane do krótkiej plotki: prezydent wziął ślub z sekretarką swojej żony, którą wcześniej odbił własnemu adiutantowi!

Napisał więc Pan książkę, żeby prezydentowe przypomnieć?
Tak. Wydawało mi się niesprawiedliwe, że kobiety, które przed laty stały u boku najważniejszych osób w państwie i na co dzień wpływały na losy Polski, rozpłynęły się niczym kamfora. Kto dzisiaj wie o tym, że to dzięki telefonowi do Michaliny Mościckiej udało się przekonać Ignacego do objęcia urzędu prezydenta? Albo że rozmowa Marii Wojciechowskiej z prawą ręką Józefa Piłsudskiego, Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim, mogła doprowadzić do zamachu majowego? Do historii przeszły te panie, które zadbały o własny "image" i jeszcze za życia wydały pamiętniki, na przykład Aleksandra Piłsudska czy Jadwiga Beckowa. Doszedłem do wniosku, że trzeba odtworzyć także biografie kobiet, które nie włożyły aż tyle wysiłku w autopromocję, chociaż to one były realnymi, a nie tylko nieoficjalnymi pierwszymi damami.

Opisał Pan kobiety Wojciechowskiego i Mościckiego. A co z panią Narutowicz?
Nie było jej już u boku męża, kiedy Narutowicz został wybrany na głowę państwa. Ewa Narutowicz zmarła parę miesięcy przed powrotem Gabriela Narutowicza ze Szwajcarii do Polski. Wydaje się całkiem prawdopodobne, że gdyby nie jej długa choroba i śmierć, ten szanowany specjalista od budowy elektrowni wodnych w ogóle nie przyjechałby do Warszawy i nie zgodziłby się na objęcie teki w rządzie. Narutowicz wrócił do kraju chyba w dużym stopniu z samotności. I dlatego że w Szwajcarii - gdzie spędził połowę swojego życia - wszystko przypominało mu o Ewie. Jest w tym jakaś smutna ironia losu, bo gdyby tylko Ewa żyła, Gabriel nie zostałby prezydentem i nie zginąłby w zamachu dwa dni później. Zarazem ta historia pokazuje, jak mało myślano zaraz po odzyskaniu niepodległości o roli prezydentowej. Politycy nie widzieli żadnego problemu w wybraniu na głowę państwa wdowca. Pierwsza dama najwidoczniej nie wydawała się niezbędna.

Patrząc na historię Marii Wojciechowskiej oraz pań Mościckich, trudno się oprzeć wrażeniu, że losy państwa rozstrzygały się niekiedy w kuchni, nie mówiąc już o alkowie...
W kuchni sprawy stanu na pewno mogły się ważyć za czasów naszej pierwszej prezydentowej, Marii Wojciechowskiej. Jako skromna i jednak dość prosta kobieta, nijak nie mogła się przyzwyczaić do roli pierwszej damy. Podobno zdarzało jej się przyjmować dostojnych gości przy stole, na którym zamiast obrusu rozłożono prześcieradło. I to z wielką wypaloną dziurą pośrodku! Prezydentową krytykowano też za prowadzenie kuchni w Belwederze tak, jakby wciąż gotowała tylko na potrzeby rodziny. Potem ludzie z socjety z oburzeniem opowiadali o jej "tłustych i zakalcowatych" pączkach według domowej receptury. W rzeczywistości pączki były pewnie dobre, ale arystokratom w głowie się nie mieściło, że można jeść coś, co nie pochodzi z najmodniejszej cukierni.

Ten brak obycia wychodził też na jaw podczas wizyt zagranicznych monarchów i prezydentów. Salwy śmiechu wzbudziło menu śniadaniowe przygotowane specjalnie dla króla i królowej Rumunii. Maria osobiście przetłumaczyła je na język francuski, nie przejmując się tym, że nie zna… francuskiego.

Dużo częściej zdarzało się jednak, że prezydentowa autentycznie wpływała na politykę męża dzięki rozmowom prowadzonym w domowym zaciszu. Wydaje się na przykład, że chyba najbardziej surową decyzję Wojciechowskiego w całej jego karierze politycznej zainspirowała właśnie Maria, bacznie śledząca nastroje warszawskiej ulicy. W 1919 roku za jej namową Wojciechowski (jako minister spraw wewnętrznych) nakazał zlikwidować wszystkie warszawskie kasyna, a restauracje, teatry i kawiarnie zamykać już o godzinie 23. Łatwo się domyślić, że wielu ludzi ceniących dobrą zabawę nigdy nie wybaczyło pierwszej damie tego pomysłu. Poważniejsze plotki - bo przecież tylko na plotkach możemy bazować, opowiadając o tym, co się działo w kuchni i sypialni - krążyły na temat Marii Mościckiej. Wincenty Witos twierdził, że to ona rządziła krajem ze swoim kochankiem. Z kolei jeden ze znajomych rodziny prezydenckiej zarzekał się, że Marysia doprowadziła do upadku rządu Aleksandra Prystora. Z czystej zawiści: bo premier nie pochwalał jej związku z Ignacym Mościckim. Oczywiście w plotkach często więcej się kryło ludzkiej zazdrości i niechęci niż prawdy. O tym też opowiada książka "Pierwsze damy II Rzeczpospolitej".

Plotki na pewno są atrakcją i ubarwiają rzeczywistość, ale też spłycają postrzeganie danych osób, jak na przykład w przypadku Marii Wojciechowskiej. Może i robiła niedobre pączki, ale w młodości była przecież rewolucjonistką, przyjaciółką Piłsudskiego.
To była niesamowita kobieta, ale niestety, jednocześnie niezwykle skromna. Przez to dzisiaj bardzo trudno odtworzyć jej biografię. Na szczęście pomocny był mi wnuk pary prezydenckiej, profesor Maciej Grabski, oraz wiele przechowanych przez niego rodzinnych pamiątek. Okazuje się, że w młodości Marysia - ta stateczna, niezbyt atrakcyjna matrona - była prawdziwą gwiazdą podziemia niepodległościowego. Dostarczała nielegalną prasę, specjalnie dla Piłsudskiego przez pół Polski potajemnie transportowała części maszyny drukarskiej, służyła za przewodnika najważniejszym rewolucjonistom. Brała też udział w emocjonujących ucieczkach przed carskimi szpiclami, w krajobrazie skutego lodem Wilna. Kiedy zaś Ochrana aresztowała jej narzeczonego, ona bez większego zastanowienia wskoczyła do pierwszego pociągu jadącego na wschód, by przywieźć go z powrotem z Syberii...

Wiadomo, że zarówno Wojciechowski, jak i Mościcki bywali na Pomorzu. Takie wizyty zwracały uwagę, zwłaszcza gdy głowie państwa towarzyszyły "skandalistki", za jakie czasem uważano prezydentowe.
W czasach Mościckiego z pozoru prywatne prezydenckie wakacje stały się medialnymi spektaklami na wielką skalę. Po 1926 roku Polska nie była już państwem demokratycznym, w najlepsze rozkwitał kult jednostki. Portrety prezydenta wisiały w każdej szkole i w każdym urzędzie. Pojawiały się na co drugiej serii znaczków pocztowych. Prasa uważała za swój nieformalny obowiązek także opisywanie w najdrobniejszych detalach każdej podróży Mościckiego.

Do 1933 roku przedstawiano go zwykle w pojedynkę, ale później zaczęła mu towarzyszyć piękna i młoda małżonka Maria. Za parą prezydencką podążał korowód dziennikarzy i fotografów, a gazety publikowały sielskie zdjęcia z wakacji "pierwszych obywateli".
Szczególnie chętnie Ignacy i Maria przyjeżdżali do Juraty. Nie istniała wtedy jeszcze dzisiejsza, okazała willa głowy państwa, ale Mościccy mieli do dyspozycji wygodny dom letniskowy o wdzięcznej nazwie Muszelka.

Mniej szczęśliwie wizytę na Pomorzu wspominał prezydent Wojciechowski. Jego odważna, wręcz wojownicza mowa o stawieniu czoła Niemcom nad Bałtykiem doprowadziła do ostrego konfliktu politycznego. Wojna na górze odbiła się także na Marii Wojciechowskiej. Polityczny przeciwnicy jej męża zaczęli rozsiewać paskudne plotki na jej temat, drukować wulgarne broszury... Wiele plotek o naszej pierwszej prezydentowej powstało właśnie po tej niezbyt udanej wizycie nad morzem.

Po książce o pierwszych damach II RP pora chyba na opisanie pierwszych dam III RP. Zajmie się Pan tym?

Myślę, że pierwsze damy III RP to jeszcze nie temat dla historyków. Zresztą prezydentowe, które opisałem w swojej książce, to nie jedyne zapomniane postacie przedwojennej Polski. Jest więcej niezwykłych kobiet zasługujących na własną biografię.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki