Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sierpniowy kwadryptyk (Część II). Dziedziczenie prawdy

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Przemysław Świderski
Co było praprzyczyną Sierpnia ’80 i początkiem upadku komunizmu w Polsce? Wszechogarniający kryzys ekonomiczny, drożyzna, polityczne represje, uaktywnienie się antykomunistycznej opozycji, zwolnienie Anny Walentynowicz z pracy w Stoczni Gdańskiej, czy powołanie na tron papieski Polaka, kardynała Karola Wojtyły? A może „zima stulecia” z przełomu 1979 i 1980 roku, która ostatecznie dobiła centralnie sterowaną gospodarkę? To tylko niektóre z pytań, jakie padały podczas rodzinnej sztafety pokoleń przez historię Sierpnia ’80. Pytania zadawał mój 14-letni syn, Klaudiusz. Odpowiadał Stanisław A. Załuski, mój 92-letni Ojciec, dziennikarz zatrudniony w „Głosie Stoczniowca” od roku 1974 do wprowadzenia stanu wojennego.

Jest niedziela, 1 sierpnia 2021 roku. Polska żyje 77. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Tego tragicznego w skutkach wydarzenia, które należy uznać za ostatni, masowy akt oporu państwa polskiego… My jesteśmy w Gdańsku. Stoimy przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców, przed trzema monumentalnymi krzyżami upamiętniającymi ofiary komunistycznej władzy. Tej władzy, która w 1944 roku została narzucona Polsce przez Sowietów. Tych samych Sowietów, którym wódz, Józef Stalin, wydał rozkaz wymordowania polskich oficerów w Katyniu, a w roku 1944, zamiast przyjść z odsieczą mieszkańcom stolicy, nakazał Czerwonej Armii bezczynnie patrzeć zza Wisły jak ginie Warszawa.

Nim zaczął się Sierpień

Po zniszczeniu „stolicy, głowy, inteligencji tego byłego 16-17-milionowego narodu (…), tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannenbergiem leży nam w drodze” - jak to określił niemiecki zbrodniarz wojenny, Heinrich Himmler - Polacy długo nie mogli się pozbierać. Dopiero w październiku 1956 roku przebudził się Poznań. W marcu 1968 na ulice Warszawy, Gdańska, Krakowa, Łodzi, Poznania i Radomia wyszli studenci…

W tłumieniu manifestacji „bananowej młodzieży”, prócz oddziałów Milicji Obywatelskiej i Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, uczestniczyli także członkowie tzw. aktywu robotniczego. Dwa lata później robotnicy przestali już jednak ufać Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i sami się przeciw niej zbuntowali. Komuniści i tym razem pokazali swoje bandyckie oblicze. Przeciwko nieuzbrojonym demonstrantom użyli wojska i zmotoryzowanych oddziałów milicji. W Grudniu ’70 zginęło w sumie 41 osób: osiemnaście w Gdyni, szesnaście w Szczecinie, sześć w Gdańsku i jedna w Elblągu. Trzech młodych robotników zostało zastrzelonych właśnie tu, przed II bramą Stoczni Gdańskiej.

Siadamy na ławce pod rozłożystą akacją. Mój Ojciec nie pamięta, czy to drzewo rosło w tym miejscu w sierpniu 1980 r. Przed nami rdzawa bryła Europejskiego Centrum Solidarności. Na prawo dawne biuro przepustek - obecnie kiosk z „souvenirami”. Nad wartownią dwie deski z „Żądaniami strajkujących załóg” i obraz Matki Boskiej. W tle wieżowce Młodego Miasta. Po przeciwnej stronie, w głębi ulicy Doki, ceglany budynek mojej szkoły - I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika. 30 stycznia 1982 roku, po zatrzymaniu przez patrol ZOMO i przewiezieniu do więzienia w Starogardzie, zostałem z niej usunięty „ze względu na destrukcyjny wpływ na młodzież”… Na dokładkę dostałem „wilczy bilet”, oznaczający całkowity zakaz uczęszczania do jakiejkolwiek szkoły.
Cofnijmy się jednak do 16 sierpnia 1980 roku… Dyrekcja Stoczni Gdańskiej im. Lenina przystała już na żądania stoczniowców, dotyczące podwyżki płac. Lech Wałęsa ogłosił koniec strajku. Część załogi chciała jednak jego kontynuacji. Wałęsa zmienił więc zdanie, ale większość robotników była już wówczas poza murami Stoczni. W nocy z soboty na niedzielę w „Leninie” zjawiły się delegacje 21 strajkujących zakładów. Powołany został Międzyzakładowy Komitet Strajkowy.

Prowokacje, piknik i niepewność

W sobotę, 16 sierpnia przed godziną osiemnastą, Ojciec spotkał się z Lechem Bądkowskim. II brama była zamknięta, na placu stały tłumy ludzi. W Stoczni w nieskończoność trwały przemówienia. Gigantofony niosły strzępy słów na całe śródmieście. Rozpoznali głos Bogdana Borusewicza.

Według Bądkowskiego na terenie Stoczni pozostało około trzech tysięcy ludzi, którzy mieli zamiar kontynuować strajk okupacyjny. W tym czasie dyrekcje większych zakładów prowadziły rozmowy z załogami, aby w ten sposób rozbić ich solidarność z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym… Ale o tym ani mój Ojciec, ani Bądkowski nie wiedzieli.

Szli ulicą Wałową w kierunku I bramy. Po drodze mijali nieliczne grupki ludzi, przeważnie kobiety z małymi dziećmi. Zastanawiali się, jak to wszystko się zakończy. W pewnym momencie wybuchła panika. Ktoś krzyczał:
- Milicja! Gliny! Uciekajcie!
Grupka robotników wybiegła przez bramę i rozpierzchła się między domami przy Lisiej Grobli. Ale nic więcej się nie wydarzyło. Ani w Stoczni, ani na otaczających ją ulicach. Typowa prowokacja, mająca zasiać niepokój wśród strajkujących.

Kilka minut później byli przed Elmorem - zakładem produkującym urządzenia elektryczne dla polskich stoczni. Tu panowała atmosfera pikniku. Brama była otwarta, pracownicy wchodzili i wychodzili, rozmawiali z rodzinami, odbierali paczki z jedzeniem. Czterech mężczyzn w drelichach grało na trawniku w karty.

Po pożegnaniu z Bądkowskim, Ojciec samotnie wrócił pod II bramę. Tu atmosfera była gorętsza niż przed godziną. Dudniły megafony, nadawano komunikaty z wyrazami solidarności od innych zakładów, ktoś czytał jakieś oświadczenia, ktoś inny artykuły z wydawanego poza cenzurą „Robotnika”. Pod bramą pojawiło się kilku zapijaczonych mężczyzn, doszło do krótkiej bójki. Walczących rozdzielili stoczniowcy. Godzina zakończenia pracy dawno minęła. Strajk trwał. Rosło napięcie.

Ze strzępów rozmów prowadzonych przez robotników wynikało, że zdania, co do dalszego prowadzenia strajku, są podzielone. Jedni uważali, że wysuwanie żądań politycznych zniweczy dotychczasowe sukcesy. Inni twierdzili, że zaakceptowanie przez władze postulatów ekonomicznych oznacza słabość komunistów i otwiera drogę do obalenia rządzącej krajem ekipy Edwarda Gierka. Zwolennicy „socjalizmu z ludzką twarzą” ripostowali: „Komuna nigdy nie odda władzy. Będziemy mieli to, co Czesi w ‘68”.

Trzy krzyże i 21 postulatów

Niedziela, 9 rano. Mój Ojciec stoi przed II bramą w kilkunastotysięcznym tłumie gdańszczan, którzy biorą udział w mszy świętej. Jest to już drugie nabożeństwo tego dnia. Pierwsze odbyło się wczesnym rankiem na terenie zakładu. Odprawił je ksiądz Henryk Jankowski, proboszcz kościoła św. Brygidy. Księdza sprowadzili Tadeusz Szczudłowski wespół z Kazimierzem Szołochem. Po latach Szołoch opowiadał, że ks. Jankowski trząsł się ze strachu, trzeba było długich perswazji, aby nakłonić go do przekroczenia stoczniowej bramy. W nocy okrętowi cieśle, za namową Szczudłowskiego, wykonali potężny, drewniany krzyż, który ks. Jankowski poświęcił. Po zakończeniu drugiej mszy, krzyż został wkopany w miejscu, gdzie w roku 1970 milicja zastrzeliła trzech manifestantów.
Ojciec wspomina: „Patrząc jak go instalują, pomyślałem, że nikt w Polsce nie ośmieli się usunąć tego krzyża. Że będzie tam stał, jako świadectwo komunistycznej zbrodni i miejsce składania wieńców każdego 18 grudnia. Do głowy mi jednak wtedy nie przyszło, że już wkrótce zostanie zastąpiony gigantycznym, czterdziestotrzymetrowym pomnikiem”.

W nocy z 16 na 17 sierpnia doszło do jeszcze jednego historycznego wydarzenia - grupa przedstawicieli strajkujących załóg sformułowała słynne „21 postulatów”, które miały się stać podstawą do negocjacji z władzami PRL. Według oficjalnej historiografii, ich treść na dwie drewniane sklejki przenieśli Arkadiusz Rybicki i Maciej Grzywaczewski. Zdaniem ludzi ze środowiska dzisiejszej prawicy, nie jest to jednak prawda - mieli to bowiem zrobić Tadeusz Szczudłowski z synem Piotrem, co wydaje się jednak mało prawdopodobne. Bez względu na to, kto ma rację, 16 października 2003 roku tablice te uznano za jeden z najważniejszych dokumentów XX wieku i wpisano na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Obecnie są one eksponowane w siedzibie Europejskiego Centrum Solidarności.

My i Oni

W połowie sierpnia opozycja była jednak w zasadzie monolitem. Chociaż konflikt pomiędzy „realistami” a „ekstremą” już się tlił. Do czołowego zderzenia doszło dopiero osiem miesięcy później. 22 kwietnia 1981 r. na porządku dziennym obrad Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” stanęły trzy sprawy: wybory w regionie, taktyka i strategia Związku oraz sprawa Anny Walentynowicz.

W artykule dla „Głosu Stoczniowca” Ojciec omówił dwa pierwsze punkty. Przytoczył również dyskusję, w której domagano się, aby, prócz strajków, w miarę potrzeby, wywierać na rząd nacisk poprzez wiece lub bojkot. Wielu dyskutantów uważało, że do rozmów z komisją rządową wysuwa się niewłaściwych ludzi. Były też głosy radykałów, domagających się całkowitego zaprzestania rozmów z komunistami. W artykule nie ma natomiast ani słowa o trzecim punkcie porządku dziennego…

Ponieważ obradom MKZ mój Ojciec nie przysłuchiwał się tego dnia osobiście, materiał musiał zaczerpnąć z biuletynu informacyjnego wydawanego przez Komitet. Teraz, po czterech dekadach, zastanawia się, czy brak jakiejkolwiek wzmianki o Annie Walentynowicz nie oznacza, że biuletyn MKZ został ocenzurowany…

Bo to właśnie 22 kwietnia 1981 roku doszło do ostrego starcia pomiędzy Walentynowicz a Wałęsą, oraz popierającym go komitetem zakładowym NSZZ Stoczni Gdańskiej. Pani Anna zarzuciła Wałęsie agenturalność - po raz pierwszy publicznie zostało użyte sformułowanie „TW Bolek”, wcześniej krążyło jedynie jako plotka.

O Walentynowicz dyskutowano także na posiedzeniu Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Sekretarz Komisji Rewizyjnej, Lech Sobieszek, został upoważniony do gruntownego rozpatrzenia jej kwestii. Zaowocowało to napiętnowaniem byłej suwnicowej i zakazem wstępu na teren gdańskiej Stoczni. Tej samej Stoczni, której robotnicy parę miesięcy wcześniej wszczęli strajk, właśnie z powodu zwolnienia pani Anny z pracy. W ten sposób jedna z legend Sierpnia ‘80 została wyeliminowana z życia Solidarności na wiele lat.

Od tego momentu, z każdym rokiem, rysa na monolicie opozycji coraz bardziej się pogłębiała. Wyraźnie widać ją było podczas obrad „okrągłego stołu” i później, przy obalaniu przez Wałęsę rządu Jana Olszewskiego… Wreszcie skała pękła. Z jej gruzu powstało to, co znamy ze współczesności - dwa nienawidzące się klany tego samego postsolidarnościowego plemienia. Ale 17 sierpnia 1980 roku otwartej wojny jeszcze nie było, przynajmniej z zewnątrz nie dało się jej wyczuć. Świat nadal był czarno-biały. Po jednej stronie staliśmy „My”, po drugiej „Oni”. Obie strony szykowały się do kolejnej tury rozmów.
(cdn.)

Kto jest kim

Bogdan Borusewicz - ur. 1949 r. Z wykształcenia historyk, polityk, działacz opozycji demokratycznej, poseł na Sejm, senator, marszałek senatu i wiceprzewodniczący PO. W okresie PRL współpracował z KSS KOR i Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża, redagował „Robotnika” i „Robotnika Wybrzeża”, był kolporterem i drukarzem wydawnictw drugiego obiegu. Uważany jest za inicjatora strajku w Stoczni Gdańskiej. Był członkiem Prezydium MKZ. Odmówił udziału w obradach Okrągłego Stołu.

Arkadiusz Rybicki - ur. 1953 r., zm. 2010 r. Polityk, działacz społeczny i samorządowy, poseł na Sejm, radny Gdańska, dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury oraz szef Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Absolwent historii UG. Współpracował z KOR i Studenckim Komitetem Solidarności, którego był współzałożycielem. Działał w ROPCiO, RMP, WZZ, KPN, Koalicji Republikańskiej, Partii Konserwatywnej, Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym i Platformie Obywatelskiej. Uważany jest za osobę, która (wraz z Maciejem Grzywaczewskim, późniejszym dyrektorem Programu I TVP) spisała na tablicy 21 postulatów MKZ. Podczas prezydentury Lecha Wałęsy pracował w Kancelarii Prezydenta RP. Zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Uhonorowany m.in. odznaką „Zasłużony Działacz Kultury”, francuskim Orderem Narodowym Zasługi, Medalem 25-lecia „Solidarności” oraz pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i Krzyżem Wolności i Solidarności.

Na spacer przez historię wybraliśmy się we trzech – wnuk, syn i dziadek. Przewodnikiem jest mój 92-letni Ojciec, Stanisław Załuski – gdańszczanin od 1948 roku, pisarz i dziennikarz m.in. „Dziennika Bałtyckiego” i „Głosu Stoczniowca”. „Turystami” – mój 14-letni syn Klaudiusz i ja… 58-letni reemigrant.

Sierpniowy kwadryptyk (Część I). Spacer przez historię

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki