Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Showman, megaloman czy mega-polityk? Kim naprawdę jest Paweł Kukiz?

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Paweł Kukiz
Paweł Kukiz Krzysztof M. Załuski
Miał być lekarstwem na całe zło III RP. Na partyjniactwo, korupcję, nepotyzm, brak transparentności i inne patologie, które od trzech dekad toczą nasze państwo… Na salony wkroczył siedem lat temu jako antysystemowiec, trybun ludowy, człowiek, który „nigdy nie zostanie politykiem”. Zaręczał wówczas: „Jak zostanę politykiem, to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato”. Dziś próbuje odgrywać w Sejmie rolę języczka u wagi. I niestety, od jego widzimisię może przypadkiem zależeć przyszłość Polski.

Paweł Kukiz miał w życiu kilka pasji. Jedną z nich była polityka. Drugą rock and roll i wszystko, co z nim związane. Próbował również sił jako aktor. Od paru lat jest jedną z najbarwniejszych postaci na polskiej scenie politycznej. Twierdzi, że wszystko co robi, robi dla Polski. Ale czy na pewno?

Od niego zależy przyszłość RP

W latach 80. studiował administrację, nauki polityczne i prawo. Żadnego z tych kierunków jednak nie ukończył. Jako 21-latek założył zespół muzyczny Piersi. Dzięki niemu stał się powszechnie rozpoznawalny. W roku 2005 postanowił to wykorzystać. Stanął u boku kandydującego na prezydenta RP Donalda Tuska. Następnie zaangażował się w kampanie Hanny Gronkiewicz-Waltz i Platformy Obywatelskiej. Pięć lat później zmienił front i zwrócił się ku prawicy - poparł zakaz organizowania parady homoseksualistów oraz zdeklarował się jako orędownik Marszu Niepodległości. Opowiedział się również przeciwko adopcji dzieci przez pary jednopłciowe i nie godził się na aborcję.

Wkrótce przyszła pora na kolejną woltę. Romans z formacją Tuska nie trwał jednak długo. Muzyk postanowił bowiem o swoje postulaty zawalczyć solo - a w zasadzie pójść z każdym, komu spodobałaby się idea jednomandatowych okręgów wyborczych. Najpierw związał się więc z lewicą, następnie z prawicą, a na koniec tzw. Bezpartyjnymi Samorządowcami. W ten sposób dotarł na przedpola Belwederu.

10 maja 2015 roku prezydentem Polski został Andrzej Duda. Kukiz zajął trzecią lokatę. Zdobył 3 099 079 ważnych głosów. Ten wynik oznaczał poparcie ponad 20 procent Polaków. 25 października tegoż roku udało mu się jeszcze wprowadzić do Sejmu 42 posłów. Ale to był szczyt jego potęgi. Potem było już tylko gorzej.

Dziś koło poselskie Kukiz’15 składa się z czterech posłów. Poparcie dla tego ugrupowania oscyluje na poziomie 2 procent. Mimo to były rockandrollowiec i jego towarzysze stanowią kluczowy element w politycznych rozgrywkach pomiędzy PO a PiS. Od głosów K’15 zależą nie tylko wyniki sejmowych głosowań. To Paweł Kukiz, Jarosław Sachajko, Stanisław Tyszka i Stanisław Żuk decydują de facto o istnieniu większości parlamentarnej.

Zawsze za, zawsze przeciw

Paweł Kukiz jest jednym wielkim paradoksem. Swój image tka z antagonizmów, ze sprzeczności, z buntu przeciwko „systemowi”. Raz jest zwolennikiem Tuska, innym razem jego nieprzejednanym wrogiem. Kiedyś otwarcie opowiadał się przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu, następnie zawarł z nim przyjaźń. Na początku swojej kariery muzycznej wyśpiewywał antykatolicki song „ZChN zbliża się”, by po chwili zadeklarować swoje przywiązanie do chrześcijaństwa i patriotycznych tradycji. Przed kilkunastu laty zagrzewał Ukraińców na Majdanie do walki, teraz opowiada się za neutralnością Polski wobec zbliżającego się konfliktu z Rosją. Niegdyś rzecznik unijnej integracji, obecnie jej pierwszy antagonista… Zawsze w kontrze, zawsze w pierwszej linii. W jego optyce zmieniają się jedynie przeciwnicy. On nigdy się nie zmienia - był, jest i będzie ofiarą „układu” albo „spisku”.

Dorabiano mu już niejedną gębę. Był Tuskowym lokajem i prześladowcą Kościoła. Robiono z niego faszystę, homofoba i pisowskiego najemnika. Po głosowaniu w sprawie Lex TVN poważnie naraził się kolegom z branży muzycznej. Psy wieszali na nim m.in. Panasewicz, Skiba, Wojewódzki i Donatan. Skrytykowały go nawet gwiazdy „The Voice of Poland”… Są jednak i tacy, dla których Kukiz jest człowiekiem o czystych intencjach, dla którego liczy się tylko Polska.

Kim więc tak naprawdę jest Paweł Kukiz? Co takiego zrobił, że opuścili go praktycznie wszyscy dawni współpracownicy? Dlaczego odeszła od niego większość wyborców? Czym był Ruch K’15 i dlaczego tak szybko zniknął ze sceny politycznej? Na te pytania próbuje sobie odpowiedzieć wielu politologów i jeszcze więcej dziennikarzy. Najgłośniej zadają je oczywiście politycy, którzy wierzą, że znając wyjaśnienie fenomenu Kukiza, będą w stanie nie tylko przewidzieć jego zachowania, lecz także nim odpowiednio pokierować.

Wojownicy w krawatach

Nieformalna struktura ruchu Kukiz’15 powstała błyskawicznie pomiędzy majem a lipcem 2015 roku. Aby zostać jej członkiem, wystarczyło wypełnić ankietę. Nikt nie określał zasad członkostwa ani nie definiował, kto może zostać „prawdziwym wojownikiem”. Do Ruchu K’15 garnęli się więc członkowie „Solidarności”, Ruchu Narodowego, Kongresu Nowej Prawicy, Stowarzyszenia Koliber i Republikanów. Zapisywali się również spadochroniarze z Samoobrony, Ruchu Palikota, a nawet z PO i PiS.

Byli to różni ludzie - głównie tacy, którzy dostrzegli w K’15 szansę na zmiany, którzy chcieli wnieść swoje doświadczenie, wiedzę, prestiż, koneksje biznesowo-medialne, a często i pieniądze. Na apel muzyka odpowiedzieli również ludzie nie do końca uczciwi, ekscentrycy z chorobliwymi ambicjami i pospolici karierowicze, którzy dostrzegli możliwość wejścia do parlamentu tylnymi drzwiami. W kierownictwie ruchu znalazł się były członek PZPR Janusz Sanocki - to on razem z Kukizem układał listy wyborcze. W tym kłębowisku indywiduów zjawili się na pewno również panowie z tajnych służb.

Czy z takiej zbieraniny można było wyłonić przyszłych posłów i senatorów? Czy bez programu, struktur, pieniędzy, doświadczenia politycznego i ideologii, a do tego z artystą na czele, można było w ogóle myśleć o uzdrowieniu Polski? A może chodziło tylko o to, żeby projekt pod nazwą K’15 odciągnął niezadowolonych na bok i skanalizował na jakiś czas ich frustracje w „oddolnym, w pełni demokratycznym ruchu”? Bo przecież chyba nikt zdroworozsądkowo myślący nie uwierzył w naprawę państwa przy pomocy JOW-ów…

K’15 rzeczywiście skutecznie zagospodarował zbuntowany elektorat - w Kukiza uwierzyli i młodzi, i starzy, pracodawcy i bezrobotni, wierzący i ateiści, inteligencja i klasa robotnicza. Kukiz obiecał im, że oprócz JOW-ów ma jeszcze inną „Wunderwaffe” - że zamiast partii zbuduje „struktury bez struktur”, a w miejsce programu nakreśli „strategię rozwalenia partiokratycznego systemu”. Muzyk poprzysiągł, że nigdy nie zostanie politykiem, że zwróci Polskę Polakom, zrepolonizuje banki, przemysł i media. Przeprowadzi reformę sądownictwa, obronności, a nawet zmianę Konstytucji.

Rewolucja - żarłoczna jak zawsze

Swoim stronnikom nie powiedział tylko jednego - że ruch K’15 pozbawiony partyjnego szkieletu, a więc hierarchii, formalnego przywództwa i „kontrwywiadu”, bardzo szybko zamieni się w polityczną wydmuszkę.

Być może jednak były muzyk o tym nie wiedział. Może jako polityczny laik nie zdawał sobie sprawy z tych zagrożeń. Ale jeśli nawet tak było, to na pewno wiedział o wszystkim szef Społecznej Rady Ruchu - wspomniany już Janusz Sanocki.

Niewykluczone, że niedociągnięć w projekcie K’15 domyślali się także pozostali członkowie SRR - Kornel Morawiecki, Dominik Kolorz i Marek Mnich. W ich interesie było jednak przede wszystkim wprowadzenie do Sejmu siebie i jak największej liczby swoich popleczników - a to mógł im zagwarantować jedynie masowy, niekoniecznie ideowy ruch społeczny… I być może dlatego przymykali oko na przeprowadzaną przez Kukiza i Sanockiego eksterminację z list ludzi wybranych oddolnie przez „wojowników” - notabene ta właśnie podmiana kandydatów na posłów rozpaliła nieufność dołów do liderów i w konsekwencji doprowadziła do rozpadu ruchu.

Później, już w trakcie kadencji Sejmu, do wielu posłów K’15 dotarło, że za fasadą demokracji i transparentności, których przestrzeganie obiecywał Kukiz, kryją się partykularne interesy bliżej nieokreślonych grup. Niepokornych i dociekliwych pomawiano i straszono. Dochodziło nawet do rękoczynów. Jasne dla większości stało się, że „programem” ruchu jest coś zupełnie innego, niż deklarowane przez Pawła miłość do Ojczyzny, chęć zmiany ustroju i przywrócenie państwa obywatelom.

W ostatnich miesiącach kariera polityczna Kukiza znowu nabrała rumieńców. Po nieudanym mariażu z PSL, lider K’15 nieoczekiwanie zbliżył się do Jarosława Kaczyńskiego. W głosowaniu nad tzw. Lex TVN były muzyk wciskał guzik na pulpicie tak jak posłowie PiS. Zresztą nie tylko w tym głosowaniu, w paru innych również. Zrobiło się tak miło, że Kukiz zapowiedział możliwość startu w przyszłych wyborach z pisowskich list.

Zamiast postscriptum

Sielankowy nastrój prysł w grudniu ubiegłego roku po ujawnieniu przez kanadyjskie laboratorium inwigilacji polityków za pomocą systemu Pegasus. Grupa Citizen Lab, bo o nim mowa, oskarżyła polskie służby o inwigilację senatora Krzysztofa Brejzy, prokurator Ewy Brzosek i adwokata Romana Giertycha. Laboratorium to - jak podaje portal tysol.pl - nie posiada odpowiednich certyfikatów. Finansowane jest natomiast m.in. przez Open Society Foundation George’a Sorosa, a także przez kilka innych lewicowych podmiotów pośrednio z nim związanych.

To, że Soros zainteresowany jest obaleniem polskiego rządu, nie jest bynajmniej tajemnicą. Tym bardziej niezrozumiały wydaje się ostatni manewr Kukiza, który na wieść o „aferze z Pegasusem” zaproponował politykom opozycji powołanie nadzwyczajnej komisji śledczej, która miałaby zbadać, czy w latach 2007-2021 polskie służby stosowały podsłuchy.

Opozycja przyjęła ten pomysł z entuzjazmem. W ostatnią środę jej przedstawiciele spotkali się z Kukizem, aby omówić szczegóły. Lider K'15 pochwalił się, że ma już wymagane prawem podpisy pod wnioskiem o powołanie komisji. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki uważa jednak, że szanse na powołanie komisji są niewielkie, a pomysł Kukiza nazwał „teatrzykiem”.

Jeszcze dalej w ocenie byłego muzyka posunął się płk Mazguła. Działacz KOD napisał na Twitterze: „Szmata przekonuje głupich, że jest bezstronny i może kierować komisją do spraw podsłuchów oraz stanowić nadzór nad równowagą interesów partyjnych. Jak nie, to on jest przeciw tej komisji! To nie o prawdę i o wyjaśnienie bezprawia mu chodzi! O błyski fleszy w jego przepite oczy”.

Znajomy psychiatra od lat przygląda się obradom Sejmu i Senatu. Studiuje zachowania i wypowiedzi naszych polityków. Ostatnio powiedział mi, że jego zdaniem przynajmniej połowa parlamentarzystów zdradza objawy zaburzeń emocjonalnych, a jedna trzecie wymaga natychmiastowego leczenia. Konkretnych nazwisk niestety nie podał… Być może jednak zasadnym byłoby, przed zaprzysiężeniem parlamentarzystów, obligatoryjnie kierować ich na badania psychiatryczne? W końcu jako obywatele mamy prawo wiedzieć, kto nas reprezentuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki