MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Samowolki na Helu: Zaniedbywanie własnego podwórka

Łukasz Kłos
Gdzie kucharek sześć, tam... nie ma komu garów przypilnować. Za stan Półwyspu Helskiego odpowiedzialnych jest kilkanaście instytucji. A jednak latami urzędnicy tylko oglądali się na siebie, podczas gdy na ich oczach z mierzei znikały kolejne łany trzcinowisk, malały wydmy, a w zamian - najczęściej weekendami - rosły hałdy ziemi i gruzu, wrzucanych w wody Zatoki Puckiej.

Dziś, gdy w kolejnych instytucjach i urzędach pojawiamy się z wezwaniem: "Karty na stół! Sprawdzamy!", okazuje się, że wszystkie atuty, jakie im dano, najwidoczniej pospadały pod ów stół. Aż strach pomyśleć, co pod tym stołem jeszcze można byłoby znaleźć, jakie niewykorzystywane możliwości działań.

Przeczytaj koniecznie: Samowolki na Helu: Nadzór budowlany żąda rozbiórki kilkudziesięciu obiektów

Przed kilkoma dniami pojawiliśmy się w gmachu Urzędu Morskiego w Gdyni. Wszystkie nasze pytania sprowadzały się właściwie do jednego - jak można było dopuścić do tego, by ktoś nielegalnie "dosypał" na gruntach państwowych kilkanaście hektarów lądu. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że przesadzamy. Że nie kilkanaście, a kilka hektarów. Że nie siedem kempingów, jak pisaliśmy, a "dwa, góra trzy" wdarły się w morze. Że w zasadzie kempingowcy odzyskują tylko to, co im morze wcześniej zabrało. Kiedy pytamy, co w związku z tym, usłyszeliśmy, że... w zasadzie nic. "Nie możemy prowadzić kilku postępowań względem tych samych osób. Na to chyba nawet prawo nie pozwala". Chyba....

Śledziliśmy problemy Rospudy, przejmujemy się losami Puszczy Amazońskiej czy alarmujemy w sprawach globalnego ocieplenia. A nie interesujemy się - ba - nie walczymy o sprawy naszego podwórka. Władysławowo odległe jest od Trójmiasta o blisko 70 km. Do Helu trzeba przejechać kolejnych 30. Cały ten odcinek stanowi unikat w skali Europy.

Do niewielu przemawiają jednak argumenty przyrodników. Przecież biznes musi się kręcić - z tego żyją mieszkańcy półwyspu. Sezon nad Bałtykiem krótki, więc turystów trzeba wyciskać jak gąbki. Szkoda, że to myślenie nie przyświeca władzom samorządów, które tolerują groszowe czynsze za dzierżawę terenów pod ośrodki.

Szkoda, że tak późno w gdyńskim Urzędzie Morskim pojawiła się refleksja, by pociągnąć do finansowej odpowiedzialności tych, którzy przez lata czerpali korzyści z gruntów należących do Skarbu Państwa. Instytucja, której jednym z głównych zadań jest pilnowanie interesu Skarbu Państwa, przez lata przymykała oczy na ekspansywny biznes. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi prywatnego przedsiębiorcę godzącego się, bym na jego gruncie przez lata dorabiał się, nie oddając mu ani złotówki!

Od kolejnych osób słyszymy, że otrzeźwienie przyniosło dopiero prokuratorskie śledztwo. Sprawiedliwością nikt się jeszcze jednak nie najadł. Sąd nie odda zatokowym rybakom tych wszystkich ryb, których już nie złowią, bo zniszczone zostały ich siedliska. Nie odtworzy trzcinowisk, bez których morze co roku zabiera coraz większe połacie półwyspu. Sąd może tylko ukarać winnych, ale rachunki za nich będziemy musieli zapłacić my.

Łukasz Kłos
tel. 58 30 03 334
[email protected]
Łukasz Kłos na Facebooku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki