Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce: Z wizytą u bogatych

Piotr Dominiak
Przemek Świderski
Krótka podróż po trzech bardzo rozwiniętych krajach, a właściwie po ich bogatych miastach: Salzburg, Heidelberg, Strasburg. Nie pierwszy raz je odwiedzam. Nie mam zamiaru silić się na uogólnienia.

Podróżowałem jako zwykły turysta, nie starając się zgłębiać tamtejszych problemów gospodarczych i społecznych. Te ostatnie są widoczne gołym okiem - liczba ludności pochodzenia arabskiego wzrosła ogromnie. Razem z zadomowionymi w Niemczech Turkami stanowi już nie margines, ale bardzo ważący składnik populacji tych miast. Plus zaskakująco duża liczba turystów z krajów muzułmańskich. Tego się nie da nie zauważyć. Co z tego wyniknie, nie wiadomo. Choć wiadomo, że coś dla życia tych krajów i miast wyniknąć musi.

Dominują w gastronomii (łącznie z Włochami i Hiszpanami), coraz więcej widać ich w handlu detalicznym. W niedzielę centra handlowe, hipermarkety i większość sklepów jest zamknięta. Tylko sklepy z pamiątkami są czynne oraz niewielka liczba małych spożywczych, prowadzonych właśnie przez imigrantów. Kościół wywalczył w Austrii i w Niemczech, że się nie handluje w święta. Ale wyjątków wydaje się całkiem sporo. Czy będzie coraz więcej? Nie wiem. Imigranci chcą się dorobić, gotowi są pracować więcej, ciężej niż tubylcy. Będzie trudno im tego zabraniać.

U nas sytuacja jest inna. Tam mogą sobie pozwolić na zwolnienie tempa. My jesteśmy na dorobku. Pracujemy długo w tygodniu i wielu nie ma naprawdę czasu na zakupy w dni robocze. No i nie mamy imigrantów. Zresztą wielu z nas chce pracować w święta. Dlatego że alternatywą jest brak pracy.

W Salzburgu, obleganym przez turystów, zaskoczyło mnie, że wiele restauracji jest w niedzielę zamkniętych. Rozumiem - w poniedziałek. Ale w niedzielę. Te otwarte są zapełnione, zarabiają, inne najwyraźniej nie muszą. Dochody z sześciu dni tygodnia widocznie wystarczają. Dążenie do maksymalizacji zysku, podręcznikowa siła napędowa kapitalizmu, już tam chyba nie działa. Do takiego etapu sporo nam jeszcze brakuje.

Do refleksji skłania natomiast coś innego. Relacja pomiędzy regulacjami a "wolnym" rynkiem. Lokalne władze nie boją się ograniczania swobody przedsiębiorczości tam, gdzie mogłoby się to kłócić z interesem ogółu.
W Heidelbergu wszystkie bary i restauracje na starym mieście muszą zwijać stoliki z ulic i placów o 23.00. W środku klienci mogą zostać, ale nie na zewnątrz. Na ulicach ma być cisza i spokój. W Strasburgu bazary z artykułami spożywczymi i odzieżą działają tylko przez kilka godzin dziennie. Potem kramy i stoiska znikają, wszystko jest posprzątane, nikt by się nie domyślał, że było tu rano targowisko. Już widzę, jak u nas "kupcy" protestowaliby przeciwko takiej polityce.

Interes ogółu stawiany jest tam nad interesem indywidualnym i nikt nie traktuje tego jako zamach na wolność osobistą lub gospodarczą. Ale do wszystkiego trzeba dojrzeć, gospodarczo i społecznie. Potrzeba cierpliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki