Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Nie matura, lecz…

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak archiwum DB
W polityce, ale także w biznesie formalne kwalifikacje nigdy nie były ważne. Wśród przedsiębiorców, którzy osiągnęli sukcesy, czyli zarobili mnóstwo pieniędzy, rozwinęli własne firmy jest bardzo wiele osób bez wykształcenia. Nie tylko wyższego, ale nawet niewiele przewyższającego minimalny poziom edukacji. Oczywiście, dobrze jest pamiętać o odwrotnej stronie - wśród nieudaczników i bankrutów jest znacznie więcej tych, którzy żadnych szkół nie ukończyli.

W polityce podobnie. Prezydentem Polski był elektryk po zasadniczej szkole, ale premierem W.Brytanii był mniej więcej w tym samym czasie facet bez studiów. Formalne wykształcenie nie gwarantuje sukcesów, jednak jego brak nie powinien być przepustką do karier. Jasne, że są ludzie utalentowani, którzy dyplomów nie potrzebują. Mają nosa, czują świetnie otoczenie, w którym działają. I potrafią „myśleć do przodu”, czego można się nauczyć, ale czego wielu nauczyć się nie potrafi, a nieliczni mają we krwi.

Biorąc to wszystko pod uwagę, można uznać, że działania PiS, zmierzające do usunięcia z przepisów wymogu posiadania odpowiednich kwalifikacji, aby zasiadać w radach nadzorczych, nie wydają się ani patologiczne, ani groźne. Jednak jeśli uświadomimy sobie, że pomocnik aptekarza (przysłowiowy już dziś „Misiewicz”) nadzoruje Polską Grupę Zbrojeniową, a pielęgniarka Energę, to czujemy się ździebko nieswojo. Dobrze pamiętam, że poprzednie ekipy rządzące wpychały do rad nadzorczych i zarządów spółek z udziałem Skarbu Państwa swoich popleczników. Tyle że tamte nadużycia były czynione „w rękawiczkach” i chyba nie było (albo było bardzo mało) tak drastycznych przypadków jak obecnie. Zmiany prawa po to tylko, by wprowadzić do władz spółek swoich ludzi są społecznie groźne. To już nie tylko słynne BMW (bierny, mierny, ale wierny), to teraz bardzo bierny, bardzo, bardzo mierny i bardzo, bardzo, bardzo wierny. Nie wymagam zbyt wiele. Chciałbym, żeby członek rady nadzorczej cośkolwiek rozumiał ze sprawozdań finansowych, żeby nie był tylko maszynką do podnoszenia rąk w głosowaniach dyktowanych przez jego partyjnych mocodawców. Chciałbym, żeby w zarządach spółek należących do państwa zasiadali dobrzy menedżerowie, a nie pociągane za sznurki kukiełki. Jasne, polityczne relacje zawsze będą odgrywały znaczącą rolę w kontrolowanych przez państwo firmach. Bo każda ekipa, która zdobyła władzę uważa, że państwo to oni. Im się władza, pieniądze, wpływy należą.

I jeżeli uważa, że interes publiczny będzie zabezpieczony przez obecność w kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstwach dzięki obecności w ich władzach młodszych aptekarzy, starszych pielęgniarek, studentów ekonomii, to ja się od takiego systemu staram trzymać daleko. Bez względu na sympatie lub antypatie polityczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki