Partie, nawet te najbardziej liczące się, zachowują się tak, jakby zakładały z góry, że przegrają, że nie zdobędą władzy. No, bo gdyby dana im była szansa zrealizowania tego, co obiecują, to znalazłyby się w kropce. Ludzie szybko zapominają o przedwyborczych obietnicach, ale tym razem może być inaczej. 500 zł miesięcznie na dziecko, jednolity kontrakt na pracę czy obniżenie podatków połączone ze scaleniem wszystkich obciążeń w jedno - to są sprawy trudne do zapomnienia. Kiedy opozycja składa różne przełomowe projekty, to nie dziwi. Potem zawsze może powiedzieć, że nie zdawali sobie sprawy ze stanu finansów państwa itp. Ale gdy owe króliki wyciągane są przez dotychczas rządzącą partię, to sprawa ma się inaczej. Zaskakujące pomysły PO traktuję wyłącznie jako wyraz przekonania, że tych wyborów na pewno nie da się wygrać. I po porażce będzie można swobodnie atakować nową ekipę i mamić elektorat argumentami typu: "Gdybyśmy wygrali, to wszystko byśmy zrealizowali" itd. Dlaczego to wszystko przyszło im do głowy dopiero teraz?
Z całego pęta kiełbasy wyborczej za realne uważam podwyższenie płacy minimalnej i kwoty wolnej od podatku. To trzeba i można zrobić, zachowując realizm co do ich wysokości. Propozycja wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej jest sensowna, chociaż nie należy robić sobie złudzeń, że nie uniknie się w ten sposób nadużyć. Teraz manipuluje się stawkami, potem będzie się manipulowało czasem pracy.
PiS proponuje dodatek 500 zł na każde dziecko (od drugiego). Z pewnością trzeba zachęcać młodych do prokreacji. Trzeba jednak zadać sobie przynajmniej dwa pytania. Pierwsze, skąd na to wziąć pieniądze? Drugie, czy nie skuteczniej byłoby rozbudować znacznie publiczną infrastrukturę opieki nad dziećmi - od żłobków, po przedszkola; od służby zdrowia w szkołach, po rozwój atrakcyjnych form wypoczynku, rekreacji, sportu?
Najbardziej radykalna i niespodziewana jest propozycja PO scalenia w podatku dochodowym składek na ZUS i NFZ. Na dodatek łączne obciążenie wszystkich podatników ma być mniejsze niż dotąd. Cud? Nie chce mi się wierzyć, że wymyślił to Janusz Lewandowski, ekonomista, którego bardzo cenię i szanuję. Skonsolidowany podatek ma rozliczać Ministerstwo Finansów, co nie wydaje mi się rozsądne, chyba że w owym podatku z góry ustawowo określi się udział danin na rzecz ZUS i NFZ. W przeciwnym razie instytucje te będą zdane na zmienne humory poszczególnych ekip i presje ze strony innych beneficjentów wydatków rządowych.
W każdym razie jest dla mnie żenujące, że propozycje tak poważnych zmian rzuca się elektoratowi w postaci mało precyzyjnej i ogólnikowej. Gospodarka stała się przedmiotem politycznej żonglerki, a to jest najgorsze, co może się zdarzyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?