Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport o żubrach - Miś Smorgończyk

Henryk Tronowicz
Fot. Przemek Świderski
Nie bez oczywistego smutku wracam do uroczystego pożegnania Zbigniewa Żakiewicza sprzed 10 dni na cmentarzu Srebrzysko. Nie możemy tak zostawić odejścia znakomitego pisarza. Nie możemy poprzestać na okolicznościowym wspomnieniu zamieszczonym w gazecie. To się nie godzi.

Bliscy przyjaciele pana Zbigniewa wspominają, że on sam siebie czasem nazywał Misiem Smorgończykiem. A przecież ten Miś Smorgończyk, który nas niedawno opuścił, to nie był szeregowy Miś. Żakiewicz był jednym z naszych wspaniałych wileńskich żubrów ostatnich, rzecz jasna z generacji żubrów młodszych, podobnie jak Tadeusz Konwicki.

Zachował mi się wypisek z którejś z książek Żakiewicza, wyraźnie sprzed telewizyjnej nawały: "Długą i mocną pamięć miał lud wileński. Nie było radia i gazet, więc pamięć mieli nie zepsutą i nie zamuloną potopem informacji. A pamięć była mocna także dlatego, że najważniejsze rzeczy działy się tutaj".
Miał ten kaszubsko-wileński pisarz bezcenną dla fachu pisarskiego wrażliwość. Oto uczestniczył niegdyś w gronie szacownych znawców w debacie po gdańskiej premierze "Dziadów" i raptem zwrócił uwagę, że w uczonych rozważaniach - filologicznej egzegezy za dużo, za mało zaś mówi się o źródłach, które biją! Rozmowa toczyła się sześć miesięcy przed Sierpniem '80. Żakiewicz skądś wiedział, że źródła biją. Z kolei zaś, spytany w roku 1979 w jednym z wywiadów przez Marzenę Woźniak o to, kim jest tytułowy bohater jego tomu "Dziennik intymny mego N.N.", odparł: "To jestem ja i nie ja zarazem". I dodał: "Na dobrą sprawę nigdy nie jestem w stanie sam siebie określić i sam dla siebie jestem równie niedostępny, jak rzeczywistość, którą staram się w swojej literaturze zdefiniować. Całkowita szczerość w literaturze wydaje się niemożliwa. Tylko niektórzy, tacy jak Gombrowicz zbliżali się do niej". Bywał pisarz dawniej u nas w redakcji. Czasem udało nam się od niego wydębić coś do druku w Rejsach. Był gadułą prześwietnym. A z jaką swobodą żartował! Aż tu trzy, może cztery lata temu jadąc tramwajem spostrzegłem pana Zbigniewa, kiedy zamyślony szedł powoli na placu ks. Komorowskiego we Wrzeszczu. Stąpał ciężko, podpierając się nie bez wysiłku laską. Widać było, że każdy krok ból mu sprawia. Cierpiał. Niedługo potem usłyszałem, że ma trudności z lokomocją. Osobom najbliższym coraz trudniej było nakłonić Go do wstania z łóżka.

Dzisiaj to są czasostrzępy, jakby pan Zbigniew może powiedział. Wczoraj kontrolnie pytam w jednej z gdańskich księgarń o "Ujrzane, w czasie zatrzymane". Nie mają. Jest jedynie "Ciotuleńka". Pora na wznowienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki