18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Purpura czy włosiennica? Jak Franciszek z Asyżu spotkał się z papieżem

Tomasz Słomczyński
Kiedy po raz pierwszy stanął przed papieskim tronem, wyglądał jak świniopas. Innocenty III, wówczas najpotężniejszy władca Europy, wysłał go więc do świń, żeby im prawił kazania - o spotkaniu nieznanego wówczas szerzej Franciszka z Asyżu z papieżem - pisze Tomasz Słomczyński.

Franciszek z Asyżu zastosował się więc do zaleceń głowy Kościoła. Wróciwszy z chlewu, utytłany gnojem, po raz drugi poprosił o papieskie wysłuchanie.

To było spotkanie dwóch idei. Pierwsza opierała się na kultywowaniu doczesnej tradycji oraz misji Stolicy Piotrowej, druga zaś - wywodziła się wprost z Ewangelii. Ta konfrontacja feudalnej mentalności kościelnych hierarchów ze skromnym zakonnym habitem - to wciąż pozostaje jednym z najbardziej palących problemów Kościoła.

Żebrak

Franciszek najpierw usłyszał głos Boga, który nakazał mu odbudować popadający w ruinę Kościół. Co prawda przyszły święty nie pojął symboliki tej wizji i - odczytując ją dosłownie - zabrał się za murarkę w kościele w San Damiano. Potem jednak Bóg po raz kolejny przemówił do Franciszka, tym razem poprzez Ewangelię, wskazując mu sposób tejże odbudowy - drogę ubóstwa.

To były lata 1206-1209. W tym czasie Franciszek naucza już "głosem, który jest jak gorejący ogień". Wit, biskup Asyżu, z początku przychylnie nastawiony do kaznodziejskich działań Franciszka, zaczyna się niepokoić. Coraz częściej napomina tego zaskakującego, 27-letniego mężczyznę, znanego do niedawna w Asyżu jako hulaka.

Bo przecież jego nauki, zyskujące coraz więcej poklasku, zdawały się być niemalże heretyckie. Zgrzebny strój nie uwiera już tylko samego Biedaczyny, staje się niewygodny przede wszystkim dla opływającego w dostatki kleru. Franciszek zrozumiał, że sprawa robi się poważna i dalej bez błogosławieństwa z Rzymu się nie obejdzie. Trzeba ruszać w drogę, do Innocentego.

Papież

Innocenty III jest uznawany za twórcę XIII-wieczej potęgi Kościoła, polityka niezwykle skutecznego. Wyparł z Włoch cesarza, odebrał hołd lenny od regentki, która powierzyła mu opiekę nad synem. W Niemczech zabrał koronę Filipowi Szwabskiemu, by oddać ją jego rywalowi Ottonowi z Brunszwiku, po czym niewdzięcznego obłożył Ottona klątwą i osadził na tronie kolejnego władcę - Fryderyka II. Odebrał hołd lenny w Anglii od Jana bez Ziemi, a także od królów Węgier, Aragonii i Kastylii.

Ale sukcesy polityczne miały swoją cenę: jak piszą historycy epoki, samo duchowieństwo pogrążało się w coraz większym moralnym rozprężeniu, co nie umykało uwadze wiernych. Ludzi mniej interesowały sukcesy papieża na arenie międzynarodowej, bardziej - kolejne nadużycia miejscowego biskupa czy proboszczów.

"Innocenty III widzi kościół osaczony przez wrogie zastępy, widzi władców, którzy uważają się za chrześcijan i na których rzuca kolejno (…) ekskomuniki i klątwy; widzi tłumy heretyków (...), przeciw którym nawołuje do krucjaty i przygotowuje Inkwizycję. Czy więc ten świecki w łachmanach, który zjawia się w kurii bogatej, tłustej, aroganckiej, by gorszycielsko głosić całkowite praktykowanie Ewangelii, pełną jej realizację, nie jest w oczach papieża na drodze do herezji, jeśli to już nie heretyk?" - pyta Jacques Le Goff, wybitny mediewista francuski.

Spotkanie

Jest 1209 lub 1210 rok (nie ustalono nigdy tej daty dokładnie). Franciszek, utytłany gnojem staje po raz drugi przed papieżem. Prosi o wysłuchanie.

Tę i inne anegdoty znamy głównie od oficjalnych, "kościelnych" biografów świętego, a przypowieści związanych z wizytą Franciszka w Pałacu Laterańskim, jest sporo. Według jednej z nich, kiedy Biedaczyna Boży wrócił od świń, powiedział do Innocentego: "Teraz, kiedym wykonał, coś mi rozkazał, racz z kolei dać mi, o co proszę". Papież wtedy obiecał kolejną audiencję.

Kiedy Franciszek wyjawił papieżowi, co go sprowadza, przedstawił lakoniczną regułę (zaledwie kilka wyjątków z Pisma św.), wyłuszczył, że zamierza żyć w bezkompromisowym ubóstwie ze swoimi braćmi i dając osobisty przykład, jednocześnie nie atakować duchowieństwa, Innocenty III stwierdził, że rozwiązania proponowane przez Franciszka są zbyt radykalne.

I wtedy kardynał San Paolo, miał stanąć po stronie Franciszka:
- Jeśli pod takim pozorem odrzucimy prośbę tego biedaka, czyż nie znaczy to tyle, co byśmy twierdzili, iż Ewangelii nie podobna praktykować, a tym samym bluźnili jej twórcy, Chrystusowi Panu?

Słysząc taką argumentację, Innocnety III zwrócił się do Franciszka:
- Synu idź, pomódl się, ażeby Bóg objawił nam swą wolę. Gdy ją poznamy, będziemy mogli odpowiedzieć ci bezpiecznie.
Wkrótce Bóg objawił swą wolę - we śnie ukazał się Innocentemu taki obraz: wali się Pałac Laterański, pojawia się niepozorna postać, która go podtrzymuje i w ten sposób chroni przed katastrofą. Człowiek ten to właśnie Franciszek.

Innocenty podjął decyzję: ustnie wydał Franciszkowi pozwolenie na dalszą działalność. Stwierdził jednocześnie, że rozpocznie się coś na kształt "czasu próby".

- Idźcie bracia moi (…). Kiedy wszechmocny Pan pomnoży was i obdarzy łaską, wróćcie radośnie do mnie, a przyznam wam więcej dobrodziejstw i z rosnącą ufnością powierzę większe zadania - stwierdził papież.

Bracia Mniejsi nie otrzymali ostatecznego zatwierdzenia swojej zakonnej reguły (to nastąpi dopiero za trzynaście lat). Uzyskali natomiast coś w rodzaju zachęty do dalszego działania.

Jak podsumować to spotkanie? Interpretacje są różne - jedni, najczęściej współcześni duchowni, wskazują na "wzajemne zrozumienie" i "pełny szacunek". Nie dopatrują się buntu w postawie Franciszka, i nie widzą buty w zachowaniu papieża. Inni zaś - niezwiązani z Kościołem historycy - wskazują na dominującą w tych relacjach nieufność i wynikającą z niej powściągliwość.

Tak czy inaczej, wzajemne stosunki Franciszka i Innocentego uznaje się dziś często za co najmniej niejednoznaczne. A samego Biedaczynę Bożego traktuje się jak buntownika.

Buntownik

"Sytuując się na marginesie kościoła, nie popadał w herezję, był zbuntowany, ale wolny od nihilizmu" - pisze Jacques Le Goff, podkreślając wzajemną nieufność w relacjach między kurią rzymską a duchowym przywódcą żebraczego zgromadzenia. Dowodzi on, że powodem trwania Franciszka przy Kościele, nie było bynajmniej przywiązanie do hierarchicznej struktury i feudalnej władzy. Było nim pragnienie, żeby zostać z braćmi w Kościele za wszelką cenę. I jeszcze głęboka duchowa potrzeba sakramentów, Eucharystii - odejście od Kościoła równałoby się z koniecznością rezygnacji z nich. I do tego (tylko do tego), zdaniem mediewisty, Kościół był mu potrzebny.
Duchowni na tę kwestię mają jednak odmienne spojrzenie.

Ojciec Radosław Solon, kapucyn z Gdańska:
- Franciszek przychodzi do Kościoła, który jest, funkcjonuje, działa. Prosi o pozwolenie na życie zgodne z regułą. Nie kontestuje Kościoła. Nie oskarża Pana Boga o to, że świat jest zły, niesprawiedliwy, nie jest kontestatorem, dziękuje Panu Bogu i przyjmuje rzeczywistość taką, jaka ona jest. Franciszek jednak nie mówi Kościołowi, co ma robić. Nie mówi biskupom, żeby przestali być panami feudalnymi. Dziś, dopatrując się w nim buntownika, często patrzymy na Franciszka oczami współczesnych. I stąd biorą się uproszczenia, które przynoszą więcej szkody niż pożytku.

Rozdźwięk w interpretacjach na temat wzajemnych relacji świętego z kościelną hierarchią dobrze widać w interpretacji faktu, że Biedaczyna z Asyżu nigdy nie chciał przyjąć wyższej godności w hierarchii duchownych.

- Twierdzenie o buntowniczości św. Franciszka wynika z próby zbytniego upolitycznienia spojrzenia na jego postać. Tymczasem najważniejszą sprawą jest w tym przypadku jego głębokie nawrócenie, które przeżył. Zapominając o tym, wielu ludzi chce przypisywać mu działania i postawy, których w rzeczywistości nie było - stwierdza ojciec Tomasz Jank, franciszkanin z Gdańska.

Ta sama Ewangelia

XIII-wieczny Kościół z jednej strony bronił się przed radykalizmem (również franciszkańskim), z drugiej zaś - miał świadomość zmian cywilizacyjnych, które następowały. Bo Europa się wtedy dynamicznie zmieniała. Wkraczała w okres dojrzałego średniowiecza, kiedy krytyka kleru stawała się coraz śmielszą i głośniejszą.

W efekcie spotkania Franciszka i Innocentego przyjęto kompromis pozwalający na współistnienie dwóch sposobów na chrześcijaństwo - tego spod znaku biskupiej czy papieskiej władzy i tego spod znaku ubogiej szaty i poświęcenia "maluczkim". Jednak samo napięcie nie zostało rozładowane, problem (ideologiczny) rozwiązany nie został. Ani wtedy, ani później - aż do dziś. Bo jak traktować przepych kościelnych hierarchów? Czym w tej sytuacji jest ubóstwo zakonników? Purpura czy włosiennica? I jedni, i drudzy sięgają po tę samą Ewangelię.

A przygląda się temu wszystkiemu zupełnie współczesny Franciszek, który - nawet gdyby chciał - żadnej krucjaty przeprowadzić już nie może. Chyba że przeciwko niektórym z własnych biskupów - tym, którzy mimo upływu setek lat, wciąż nie wyzbyli się feudalnej mentalności. To może być mały krok w stronę rozwiązania problemu, którego jakoś przez tyle lat nie udało się Kościołowi rozwiązać. Problemu, którego symbolem może być spotkanie dwóch, tak różnych, ludzi: św. Franciszka i Innocentego III.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki