MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyjeżdżajcie do USA po buty i kajaki

Dariusz Szreter
Victor Ashe
Victor Ashe Fot. Grzegorz Pachla
Rozmowa z ambasadorem USA w Polsce Victorem Ashem, o tym jak trafił na to stanowisko, dlaczego nie chciano go przyjąć do Senatu i co sądzi o tarczy antyrakietowej w Polsce.

Z czteroletnim stażem na placówce w Warszawie jest Pan najdłużej urzędującym obecnie amerykańskim ambasadorem w Europie. Co Pan wiedział o naszym kraju, przyjeżdżając do Polski, pominąwszy wiedzę nabytą podczas dwóch wcześniejszych wizyt w Chełmie Lubelskim?
Te wizyty rzeczywiście pozwoliły mi dowiedzieć się sporo o Polsce. Byłem tu w 1997 i 2000 r., jako burmistrz Knoxville, siostrzanego miasta Chełmu. Nie spodziewałem się wtedy, że kiedyś będę tu ambasadorem, ale podczas obu podróży wydłużyłem program pobytu, żeby zobaczyć jeszcze inne części Polski. Byłem m.in. w Krakowie, Częstochowie, Łodzi, Malborku, Gdańsku i oczywiście Warszawie. Kiedy więc prezydent Bush poprosił, żebym został ambasadorem w Polsce, jakąś wiedzę o waszym kraju miałem. A przecież wcale nierzadko zdarza się, że ambasador, przyjeżdżając na misję, w ogóle po raz pierwszy znajduje się w danym kraju.

Czy prezydent Bush wiedział, o tym, że Pan wcześniej był w Polsce?
Nie sądzę. To raczej zbieg okoliczności. Po prostu chciał tu kogoś, kogo znał i komu ufał, kto skutecznie reprezentowałby Stany Zjednoczone.

Bardzo wcześnie zaczynał Pan karierę polityczną. W pewnym sensie nawet za wcześnie, bo kiedy wybrano Pana do Senatu stanowego, okazało się, że jest Pan za młody. Słyszałem, że wtedy pańska mama zajęła to miejsce dla Pana. To intrygująca historia. Może ją Pan opowiedzieć?
Żeby zasiadać w Senacie, trzeba mieć ukończone 30 lat. Ja miałem 23. Sąd usunął moje nazwisko z listy. Wtedy moja partia wystawiła na to miejsce moją mamę. Ona nigdy wcześniej nie zajmowała się polityką, przedstawiała się jako "matka i gospodyni domowa". Kiedy ubiegała się o to stanowisko, podkreślała też, że robi to ze względu na mnie, więc wyborcy mieli pełną jasność sytuacji. I wybrali ją. A kiedy ja ukończyłem 30 lat, ona ustąpiła i wtedy Rada Hrabstwa wskazała mnie jako następcę, a po roku ponownie przystąpiłem do wyborów i wygrałem.

Polska uchodzi za jednego z najwierniejszych sojuszników USA na kontynencie europejskim. Czy decyzja polskiego rządu w sprawie tarczy antyrakietowej z 4 lipca zmienia coś w tym względzie?
Faktycznie żadna ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta. Sprawa wciąż jest dyskutowana. Choć jesteśmy blisko zakończenia.

Strona amerykańska spodziewała się jednak, że sprawa rozstrzygnie się szybciej i w sposób pozytywny dla zwolenników budowy tarczy.
Ja na pewno nie spodziewałem się szybszej decyzji. Choć byli tacy, którzy chcieli, żeby zapadła szybciej i oni mogli być rozczarowani. To jednak skomplikowane zagadnienie i to oczywiste, że polski rząd potrzebuje czasu, żeby rozważyć wszystkie argumenty. Myślę, że to potrwa jeszcze przez kilka tygodni.

Opozycja zarzuca rządowi Donalda Tuska, że uchylając się od zgody na lokalizację tarczy w Polsce, de facto działa w interesie Rosji. Czy z amerykańskiego punktu widzenia tarcza ma w ogóle coś wspólnego z Rosją?
Przede wszystkim byłoby niewłaściwe z mojej strony mieszanie się w wewnętrzną polską debatę polityczną...

Dobrze, ograniczmy się do drugiej części pytania. Co tarcza ma wspólnego z Rosją?
Rosja oczywiście jest przeciwko tarczy, ale jestem przekonany, że polski rząd podejmie własną decyzję, niezależną od poglądów Rosji. Decyzję motywowaną tym, co najlepsze dla Polski, a nie tym, co mówią na ten temat rosyjscy przywódcy. Rozumiemy rosyjskie argumenty, ale nie zgadzamy się z nimi. Chcemy jednak pokazać Rosjanom, że jesteśmy otwarci, że mogą przyjechać i obejrzeć te instalacje w każdej chwili.

To też jest dość delikatna kwestia. W końcu chodzi o polskie terytorium.
Wydaje mi się, że polskie stanowisko jest takie, że mogą sobie przyjechać popatrzeć. Polacy nie chcą, żeby Rosjanie stacjonowali na polskim terytorium, a tego nigdy nie sugerowaliśmy.

Rok temu dużo zamieszania wzbudził list, jaki wójt Słupska napisał do Pana z prośbą o wyjaśnienie w sprawie ewentualnej lokalizacji tarczy w Redzikowie. Przedstawiciele rządu zareagowali wtedy bardzo nerwowo. Czy z pańskiego punktu widzenia był to rzeczywiście jakiś precedens?
Sam jestem byłym samorządowcem. A jako ambasador spotykałem się z wieloma samorządowcami polskimi. Dlaczego więc nie miałbym tego zrobić z wójtem Słupska? Ale decyzja o tarczy będzie podjęta przez polski rząd i osobiste odczucia wójta nie będą tu raczej miały znaczenia. Natomiast jeśli chciał wpłynąć na decyzję rządu, powinien raczej rozmawiać z nimi.

Jakie, według Pana, są najważniejsze kwestie w naszych stosunkach dwustronnych? Powiedzmy trzy zagadnienia, które ma Pan cały czas "z tyłu głowy", niezależnie od bieżących problemów?
Oczywiście ścisła współpraca między naszymi siłami zbrojnymi. Także związki ekonomiczne. Chodzi o wielkie amerykańskie inwestycje w Polsce, również w Trójmieście. I po trzecie sprawa wiz, która wydaje mi się obecnie bliższa rozstrzygnięcia niż wcześniej.

Od czego to zależy?
Chodzi o to, by procent odrzuconych wniosków spadł poniżej 10. Obecnie wynosi on 14 proc. A kiedy przyjechałem do Polski cztery lata temu, to było 30 proc. To wielki postęp. I zapewniam, że nikomu bardziej nie zależy na zniesieniu obowiązku wizowego dla Polaków niż mnie.

Moment jest o tyle sprzyjający, że Polacy mogą już legalnie pracować w Unii Europejskiej. Poza tym słaby dolar sprawia, że praca na czarno w USA nie jest dla nas aż tak opłacalna, jak kiedyś.
Za to opłaca się u nas robić zakupy. Wiem, że wielu Polaków przyjeżdża w tym celu do USA. Para butów w Waszyngtonie jest tańsza niż w Gdańsku.

Pod warunkiem, że nie wlicza się ceny transportu...
Weźcie puste walizki! Oszczędności zrekompensują koszt biletu lotniczego. Co komu potrzeba: komputer, laptop, aparat fotograficzny! Mój znajomy ostatnio kupił kajak w Waszyngtonie. Cena była o 700 zł niższa niż w Warszawie.

* Victor Ashe, ambasador USA w Polsce od 2004 roku. Wcześniej przez 31 lat działał na szczeblu lokalnym i stanowym, m.in. sprawując przez 16 lat (rekord w dziejach miasta) urząd burmistrza Knoxville

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki