Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysł stoczniowy. Lament zdezaktualizowany

Piotr Dominiak
Zawsze mnie trzęsie, gdy ktoś ze szczerą lub udawaną troską opowiada o upadku polskiego przemysłu stoczniowego. Pal diabli, gdy robią to ludzie z południa Polski, słuchacze Radia Maryja lub sfrustrowani transformacją politycy. Gorzej, kiedy słyszę to z ust miejscowych, pomorskich ekonomistów lub dziennikarzy. Ci powinni wiedzieć, jak to wszystko wygląda.

Nie ma wątpliwości, że upadł przemysł stoczniowy w wydaniu PRL-owskim - wielkie stocznie w Szczecinie, Gdyni i Gdańsku, produkujące długie serie niezbyt zaawansowanych technologicznie jednostek. Te stocznie zatrudniały tysiące ludzi. I pracowały dla niezbyt wymagających odbiorców. Upadek RWPG, przede wszystkim rynku radzieckiego, sprawił, że wystawione na konkurencję państwowe molochy przegrały z tanimi stoczniami z Dalekiego Wschodu i z nowoczesnymi firmami z Zachodu. Odeszły do przeszłości i nigdy nie wrócą.

Te wielkie firmy wykończył nie kapitalizm, ale postęp techniczny i organizacyjny. Dowód? Ich miejsce zajęły mniejsze, wyspecjalizowane przedsiębiorstwa, budujące specjalistyczne jednostki nasycone nowoczesnymi urządzeniami. Jest ich na Pomorzu sporo. Obok nich wyrosły firmy wytwarzające wyposażenie - też ich nie brakuje.

Pomijam fenomen holdingu Remontowa, który nie tylko pozostał duży, ale stał się jeszcze większy. Zgoda, liczba zatrudnionych w branży spadła. Ale jeśli ktoś sądzi, że utrzymując przy życiu dawne wielkie państwowe stocznie, udałoby się utrzymać wszystkich pracowników ze szczytowego okresu ich istnienia, to bardzo grubo się myli. Warunkiem ich przetrwania byłby znaczący wzrost wydajności pracy. Jeśli na siłę próbowano by nie zwalniać ludzi, to produkcja stałaby się kosztowo niekonkurencyjna, klienci by odeszli i stałoby się to, co się stało.

Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy w oparciu o prywatny kapitał doprowadzili do zmian strukturalnych, nie tylko własnościowych. Mamy wiele firm średnich i małych, prawie nie ma dużych, produkcja jest rozproszona, miejsca pracy też, ale wyniki nadspodziewanie dobre. Produkcja jest nowoczesna, wydajność pracy o niebo wyższa niż była. Tak, te przedsiębiorstwa są mniej widoczne, nie stanowią bastionów klasy robotniczej, nie są potęgą polityczną. Stają się natomiast coraz poważniejszymi graczami gospodarczymi.

Przemysł stoczniowy nie upadł. Bardzo się zmienił. Tak jak większość przemysłu w ostatnich kilkudziesięciu latach. Stare firmy wypierane są przez nowe. Bez upadku tych pierwszych nie byłoby miejsca dla nowych. W tym m.in. przejawia się przedsiębiorczość. Coś ulega destrukcji, by mogło powstać coś nowego. W domyśle - lepszego. I tak przeważnie jest. Niemal zawsze w sektorze prywatnym, rzadko - w publicznym.

Więc zamiast lamentować, lepiej przyjrzeć się faktom i próbować zrozumieć, na czym polega ewolucja przemysłu.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki