Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwi i moralni zwycięzcy wyborów, czyli PiS bierze sejmiki, a Koalicja Obywatelska duże miasta

Mariusz Leśniewski
Zastanawiające jest, jak szybko te media, które - delikatnie mówiąc - dystansują się od PiS, przestały się interesować wynikami wyborów.

W niedzielę wieczorem było tam pełne podniecenie, że Rafał Trzaskowski pokonał w pierwszej turze Patryka Jakiego, w nocy z niedzieli na poniedziałek pisano (zasłużone) peany nad 70-procentowym wynikiem Hanny Zdanowskiej, a w poniedziałek z dumą ogłaszano, że to w sumie opozycja pod wodzą lidera PO wygrała wybory. „Schetyna ma gen zwycięzcy”, „Niech się PiS chowa na wioskach, miasta są nasze!”, „Idziemy po was, pisuary” - czytałem w komentarzach pod tymi tekstami.

Jakoś ten radosny ton zanikał szybciutko, a tematem numer 1 stawał się protest w LOT i bohaterskie wsparcie protestujących przez Ewę Kopacz i Bartosza Arłukowicza. „Niech się premier tłumaczy z LOT-u” - mówili politycy opozycji. Można było pomyśleć, że „genem zwycięstwa” Schetyny zaraziła się nawet Ewa Kopacz i wezwie rząd do dymisji, bo przecież PiS przegrało wybory w Warszawie, Łodzi czy Bydgoszczy.

Jednak rząd wytrzymał presję „moralnych zwycięzców wyborów”, PKW mozolnie liczyła głosy i okazało się, że PiS, tak jak chciał, zwyciężył w wyborach do sejmików.34-procentowe poparcie warte jest odnotowania, ale - oczy wytężam - „wiodące media” jakoś tego nie eksponują. Są za to newsy o cudownie uratowanej Julii Robers. Kurka, gdzie ona startowała: w Radomiu, Czarnej Dąbrówce czy Robertowie na Mazowszu?

Co przytomniejsi publicyści i politolodzy zwycięstwo PiS zauważyli. „PiS -34% (rekord w polskich wyborach samorządowych!), po odjęciu przepływów do bezpartyjnych 38-39% w parlamentarnych” - zatweetował prof. Norbert Maliszewski.

Jeśli pisowcy ostatecznie wygrają z ludowcami wojnę o wieś, wynik wyborów parlamentarnych będzie przesądzony. Duże miasta może będą jak twierdze PO, ale by wygrać wojnę, nie trzeba wcale zdobywać fortec.

I bynajmniej nie chodzi o to, by brać je głodem - duże miasta się wyżwią, bo cieszą się sporą niezależnością od władzy centralnej. Obrońcy sami się kiedyś zmęczą lub podejmą w sumie zaskakujące decyzje. Ot, przykład z gdańskiego podwórka, gdzie przegrał murowany faworyt, czyli Jarosław Wałęsa, wspierany przez całą machinę Koalicji Obywatelskiej.

Zatrzymajmy się w Gdańsku. Gdy Paweł Adamowicz i Kacper Płażyński wyciskali z siebie i swoich ludzi ostatnie soki, Jarosław Wałęsa i jego sztab zdawali się oddawać słodkiemu relaksowi. Tymczasem powinni wziąć przykład z Rafała Trzaskowskiego - który choć nie należy do tytanów pracy - to zmobilizował się w ostatnich dniach kampanii. A gdzie był Wałęsa? Czy faktycznie uwierzył za szybko, że Gdańsk jest mu przeznaczony, bo Paweł Adamowicz się skończył, a Kacper Płażyński jeszcze nie zaczął?

Prezydent Adamowicz pokazał niedowiarkom, że na polityczną emeryturę się nie wybiera. Ponowił też propozycję, by Wałęsa został jego czeladnikiem i terminował przez pięć lat jako wiceprezydent. A potem (jak się nauczy) niech kandyduje. Nie wiem, czy jeszcze mocniej można było upokorzyć kandydata Koalicji Obywatelskiej.

Ciekawy jestem, jak będzie wyglądała współpraca Adamowicza z radnymi koalicji. Zaraz, jeszcze wyborów nie wygrał, mamy drugą turę. W czwartek - o godzinie 12.20, gdy kończę pisać ten komentarz - nic jednak nie wskazuje, by w Gdańsku doszło do „cudu nad Motławą”. Kacper Płażyński i tak z nawiązką wykonał plan: pokazał, że jest pracowitym poważnym politykiem i udowodnił, że umie nawiązać kontakt z wyborcami. To dobrze wróży jego dalszej karierze w PiS.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki