Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Trwa spór o jasnowidza i uzdrowiciela Bruno Groeninga

Dorota Abramowicz
Chociaż od śmierci Bruno Groenkowskiego - Groeninga, przedwojennego mieszkańca Gdańska, minęło już ponad pół wieku, opublikowany przez nas artykuł "Bruno z Oliwy. Jasnowidz? Szarlatan?" wywołał prawdziwą burzę.

ZOBACZ KONIECZNIE:

W latach 40. i 50. XX wieku na spotkania z Bruno Groeningiem leczącym "tajemniczą energią" przyjeżdżały tysiące Niemców. Dziś każdego roku pod dom przy ul. Zajęczej w Oliwie nadciągają w jego dzień urodzin współcześni fani. Okazało się, że postać człowieka, który po wojnie uważany był za "obdarzonego od dziecięcych lat przez Boga mocą uzdrawiania" oraz działalność jego wyznawców, stowarzyszonych w kołach przyjaciół Bruno Groeninga, wzbudza całkiem współczesne emocje. Zwłaszcza w Oliwie, gdzie przed dwoma laty spotkania koła odbywały się w bibliotece, miejscowym ośrodku kulturalnym - Domu Zarazy oraz w jednej ze szkół.

Koła działają w wielu krajach Europy. Ich członkowie, rozwijając "naukę Bruno Groeninga", twierdzą, że człowieka można uleczyć za pomocą uzdrawiającego prądu pochodzącego od Boga. W Polsce koła są legalnie zarejestrowane jako stowarzyszenia, płacą podatki, a ich członkowie twierdzą, że nie ma mowy o kulcie Groeninga i wyciąganiu pieniędzy. - To tylko medytacja - przekonują.

Czytaj także: Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski wie, gdzie jest Iwona Wieczorek?

Jednak według dominikańskich ośrodków informacji o nowych ruchach religijnych i sektach, koła przyjaciół BG są niebezpieczną organizacją.

- Jest to grupa manipulująca ludźmi - twierdzi pani Dorota, która skontaktowała się z redakcją po publikacji reportażu. - Jej ofiarą padła moja córka, Ola, mnie też próbowano zwerbować.

Według pani Doroty, podczas spotkań członków koła w oliwskim Domu Zarazy miało dochodzić do licznych nieprawidłowości. Osobom przychodzącym na spotkania sugerowano, by zrezygnowali z pomocy lekarzy, niektóre z nich miały być namawiane nawet do zmiany imienia i podpisu...

- Ola próbowała swoich sił jako dziennikarka - wspomina matka. - Poznała wówczas ludzi związanych z Kołem Przyjaciół Bruno Groeninga. Nagle zauważyłam, jak bardzo zmieniło się moje dziecko. Bez przerwy opowiadała, jak wspaniali są ci ludzie, ciągle słyszałam o cudownych uzdrowieniach, dokonywanych za pomocą nastawiania i zdjęć Groeninga. O tym, że trzeba zmienić swoją tożsamość. Wreszcie i ja zostałam zaproszona na spotkanie koła. Poczułam prawdziwe "bombardowanie miłością", wszyscy byli bardzo życzliwi, chętni do pomocy. Podczas spotkania zaprezentowano kilkugodzinny film o życiu i dokonaniach Groeninga. Zdziwiło mnie, gdy jeszcze przed projekcją poinformowano nas, że film ma działanie... uzdrawiające. Nakazano nam wyłączenie telefonów komórkowych, powiedziano, ze odczujemy gorąco, mrowienie... Nic nie odczułam.
Po powrocie do domu pani Dorota weszła na strony internetowe, gdzie oprócz informacji zamieszczonych przez wyznawców Groeninga znalazła także ostrzeżenie Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach.
- Kiedy wyraziłam wątpliwości, córka wpadła w histerię -mówi pani Dorota. - Znajomy, który ją do koła wciągnął, poradził Oli, by zerwała ze mną kontakty. Przyczyna - matka blokuje energię. Na szczęście Ola dała się namówić na rozmowę z Joanną Zabłudowską z dominikańskiego ośrodka w Gdańsku.

O kontaktach z Kołem Przyjaciół Bruno Groeninga Ola opowiedziała w programie "Celownik" w TVP 1. Reporterka od kobiety należącej do koła usłyszała, że choć jest chora na stwardnienie rozsiane, to "nic się nie stanie, jeśli zapomni o lekarzu". Dziennikarze telewizyjni dotarli także do kobiety, której córka po spotkaniu z wyznawcami metody Groeninga w Londynie zostawiła męża i dziecko. Straciła też spory majątek.

Czytaj także: Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski o sprawie Madzi z Sosnowca: Matka nie działała sama

- Próbowano nie dopuścić do emisji programu - opowiada pani Dorota. - Córka wcześniej wysłała kilkanaście emocjonalnych e-maili do znajomego z koła. Pokazał je utrzymującej kontakt z członkami koła pani psycholog, która - nie widząc nawet Oli - tylko na podstawie listów, sporządziła opinię, według której córka miała cierpieć na psychozę i obsesję. Opinię przekazano do dominikańskiego ośrodka i pokazywano publicznie, by zdyskredytować jej wiarygodność. Na szczęście pani Zabłudowska już znała córkę i nie uwierzyła w nierzetelną opinię.

Program się ukazał. Od przewodniczącej gdańskiego Koła Przyjaciół Bruno Groeninga usłyszeliśmy, że program był "nieporozumieniem". Sugerowała ona także, że zarzuty miały podłoże prywatne.

Jednak po publikacji w 2010 r. reportażu przyjaciele Bruno Groeninga musieli zrezygnować z organizowania spotkań w Domu Zarazy, prowadzonego przez Stowarzyszenie "Stara Oliwa". Prezes stowarzyszenia Danuta Poczman - mimo oburzenia, jak twierdzi "manipulacjami dziennikarzy" przy tworzeniu programu - wymówiła im pomieszczenia. Nadal jednak autorzy komentarzy na forum "Dziennika Bałtyckiego" nazywają ją "zwolenniczką sekty".

Czytaj także: Danuta Rolke-Poczman: Janosik w kapeluszu i na harleyu

- Wasz artykuł był pretekstem do ataku na panią Danusię Poczman, znaną oliwską społeczniczkę, laureatką Nagrody im. Lecha Bądkowskiego - usłyszeliśmy od Władysława Dobruckiego, artysty malarza, mieszkającego od prawie 40 lat w Oliwie. - To dzięki pani Poczman Dom Zarazy stał się centrum kulturalnym dzielnicy. Koło Groeninga kiedyś wynajęło salę, zapłaciło i skorzystało z tych pomieszczeń, tak jak korzystali i korzystają nadal inni. Teraz wyciąga się kontrowersyjny materiał sprzed kilku lat, by podważyć to, co robi stowarzyszenie - twierdzi oburzony artysta.
Autorzy komentarzy pod artykułem atakują także Tomasza Struga, twórcę portalu Stara Oliwa i przewodniczącego Zarządu Rady Osiedla Oliwa. Zarzucają mu, że "brał udział w poświęconym Groeningowi wykładzie, promował sektę na swoim portalu i żarliwie jej tam bronił po emisji Celownika".

Gdańsk: Tajemnicza Indiańska Wioska w centrum Wrzeszcza może niedługo zniknąć z mapy miasta

- Uważam Groeninga za ciekawostkę historyczną związaną z moją dzielnicą - dziwi się zarzutom Tomasz Strug. - Nie jestem ani członkiem, ani sympatykiem Koła Przyjaciół Groeninga. Kiedy usłyszałem o nim po raz pierwszy, postanowiłem sprawdzić, czy naprawdę urodził się w Oliwie. Szukałem jego aktu urodzenia w katedrze oliwskiej. A potem zamieściłem informację o nim na swoim portalu. Myślałem, że to tylko ciekawy życiorys i sprawa zostanie zamknięta, gdy okazało się, że nadal do Oliwy przyjeżdżają w dniu jego urodzin autokary pełne ludzi. Potem opowiedziałem o tym na spotkaniu. I skąd to zamieszanie? - dziwi się reakcjom na artykuł w "Dzienniku Bałtyckim".

Czytaj także: Przepowiednie jasnowidza z Człuchowa na 2012 rok

Reportaż w "Celowniku" Strug nazywa "trochę dętym materiałem". - Na pewno można się przyczepić do tego, że członkowie koła namawiają ludzi do odstawiania leków - mówi radny z Oliwy. - To rzeczywiście może być niebezpieczne.

Dorota Abramowicz
tel. 58 30 03 328
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki