Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Semka: Pamięć o Solidarności zmienia się w kult jednostki [ROZMOWA]

rozm. Jarosław Zalesiński
Na tym zdjęciu, zamieszczonym na okładce książki, Piotr Semka przysłuchuje się w maju 1989 roku wystąpieniu Lecha Wałęsy
Na tym zdjęciu, zamieszczonym na okładce książki, Piotr Semka przysłuchuje się w maju 1989 roku wystąpieniu Lecha Wałęsy Jacek Piotrowski
Z Piotrem Semką, dziennikarzem, autorem książki "Za, a nawet przeciw", polityczną biografią Lecha Wałęsy rozmawia Jarosław Zalesiński.

W podtytule swojej książki piszesz, że to "pierwsza krytyczna biografia Lecha Wałęsy". Rzeczywiście o tyle jest ona "pierwsza", że opisuje całą drogę polityczną Wałęsy, a nie jakąś część.

Aczkolwiek dokonuję też w niej pewnego wyboru. Rozpoczynam narrację od roku 1980, kiedy Lech Wałęsa pojawia się w oczach Polaków. Chciałem pokazać młodym ludziom to, co było doświadczeniem mojego pokolenia: że Lech Wałęsa pojawił się w sierpniu 1980 r. niczym deus ex machina. Przez 18 późniejszych miesięcy Polacy stworzyli sobie taki wizerunek Wałęsy, jaki bardzo chcieli mieć. Przypominali trochę dzieci bez ojca, które budują sobie wyobrażenie "Naczelnika". Wałęsa był wtedy odpowiedzią na tego rodzaju zapotrzebowania.

Zobacz też: Kim jest Lech Wałęsa? Biografie legendy "Solidarności" [ZDJĘCIA]

Ale też odegrał wtedy niezwykle pozytywną rolę.

Używając nas do tego.

Jeśli nawet, nie zmienia to faktu, że oddajesz mu w swojej książce sprawiedliwość. Piszesz nawet o nim jako o "genialnym amatorze" w polityce.

Pokazuję przede wszystkim, że był to człowiek, który nieustannie prowadził pewną grę. Z jednej strony doskonale wyczuwał, że jest silny poparciem milionów, ale jednocześnie utrzymywał z obozem władzy własną linię kontaktów. Często posługuję się obrazem Wałęsy jako surfera na fali historii, człowieka, który utrzymuje się na tej fali dzięki ogromnej zręczności.

To akurat jest chyba zaletą u polityka...

Bardzo trudno oddzielić w historii Wałęsy to, co było personifikacją marzeń dziesięciu milionów ludzi, od roli Wałęsy jako samego Wałęsy, który okazywał się brutalnym graczem i człowiekiem małostkowym. Dzisiaj niezwykle trudno wytłumaczyć to młodym ludziom, którzy z jednej strony poznają różne wychodzące na jaw szpetne szczegóły dotyczące Lecha Wałęsy, a z drugiej strony mogą mojemu pokoleniu, które w tamtych wydarzeniach brało udział, postawić pytanie: Skoro Wałęsa był tak szpetny, to dlaczego cała Polska szalała na jego punkcie?

Mnie nasunęło się inne pytanie: Dlaczego raz ten surfer był na szczycie historycznej fali, a innym razem się z niej zsuwał?
To ciekawe pytanie. Ja stawiam w swojej książce tezę, że warunkiem mocnego stanięcia na nogach przez Wałęsę byłoby wyznanie przez niego wszystkich grzechów. A tego Wałęsa nigdy nie zrobił, ani w 1989 r., ani po wygraniu przez siebie wyborów prezydenckich. Gdyby zdecydował się na to wtedy, na pewno wybaczono by mu wszystko. I to skłania moich kolegów, którzy uparcie badają tę historię, do podejrzeń, że musiały być tam rzeczy, które naprawdę stanowiły potem dla Wałęsy problem. Ja nie badam tych spraw, stwierdzam jedynie, że Wałęsa w pewnym momencie nie skorzystał z możliwości wyjaśnienia ich.

A nie wydaje ci się, że Lech Wałęsa był na opadającej fali już od 1989 r., a szczytem jego politycznej roli były lata 80.?

Mam na ten temat swoją osobistą teorię, że gdyby Wałęsa podjął się roli premiera zamiast Tadeusza Mazowieckiego, to albo bardzo szybko poniósłby porażkę, albo nauczyłby się dzięki temu roli rasowego polityka.

A nie tylko genialnego amatora.

Musiałby budować swoją partię od zera, tak jak Jarosław Kaczyński czy Donald Tusk. Decyzja wypchnięcia na premiera Mazowieckiego była początkiem późniejszej maniery Wałęsy, polegającej na aspirowaniu do maksymalnej władzy przy nieponoszeniu odpowiedzialności za konkretne działania.

I przerzucaniu tej odpowiedzialności na kolejne zderzaki.

Ta metoda zderzaków polegała na przedłużaniu w nieskończoność roli "Naczelnika", przywódcy wszystkich Polaków odrzucających komunizm. Metoda była bardzo wygodna w latach 1980-81, kiedy rodzajem zderzaków byli kolejni dobierani doradcy czy Komisja Krajowa. Wtedy właśnie Wałęsa nauczył się jazdy na gapę tramwajem historii. Tą metodą posługiwał się także w latach 90., ale gdy nastał rząd Jana Olszewskiego, pojawiła się sprawa teczki "Bolka" i Wałęsa staje się zakładnikiem Mieczysława Wachowskiego, który potrafił mu wmówić, że załatwi mu dostęp do esbeckich teczek.

To wątek, który w twojej książce obudził moje największe wątpliwości.

Dlaczego?

Książka Gontarczyka i Cenckiewicza sprawia wrażenie rzetelnie udokumentowanej, ale w epilogu jej autorzy pozwalają sobie na fantazje, jak to znajdująca się w Moskwie teczka "Bolka" mogła wpływać na politykę Polski. Ty pozwalasz sobie na fantazje o wpływie ministra Wachowskiego na prezydenta Wałęsę.

Piszę raczej o syndromie "pustego zamczyska" za prezydentury Wałęsy. Tolerowanie Wachowskiego powodowało odchodzenie takich ludzi, jak np. Arkadiusz Rybicki. W tej próżni Wachowski mógł wchodzić w rolę mentora, podrzucającego Wałęsie różne podejrzane pomysły. I obiecującego Wałęsie, że zniszczy każdego, kto będzie zadawał kłopotliwe pytania o przeszłość przewodniczącego Solidarności.

Ale ty twierdzisz więcej: że Wachowski był pośrednikiem między Wałęsą i jakowymś poesbeckim układem. Gdzie na to dowody?

Zadaję sobie pytanie, skąd mógł wziąć się Wachowski z tak silną pozycją u boku Wałęsy? Uważam, że jego pozycję mogła zbudować jedynie jakaś wiedza o hakach na Wałęsę. Nie widzę żadnego innego racjonalnego wyjaśnienia powodu, dla którego Wachowski pojawia się ponownie u boku Wałęsy i zaczyna odgrywać taką rolę.

A mnie wcale nie wydaje się to racjonalnym wyjaśnieniem. Wydaje mi się za to, że w prawicowych krytykach Wałęsy zawsze do luk i niejasnych miejsc w jego biografii dołączane są różne mniej czy bardziej fantastyczne teorie.

Powiedz mi w takim razie, co ma robić autor, który staje wobec pewnej zagadki i podejmuje próbę jej wytłumaczenia. Jak inaczej wytłumaczyć "wypalenie" przestrzeni politycznej wokół Wałęsy w czasie jego prezydentury? Ja tłumaczę w taki sposób. Jeśli ktoś znajdzie lepsze wyjaśnienie, z przyjemnością je przeczytam.

Zgodzę się z jednym: biografia Wałęsy, jak i w ogóle te tak ważne w historii Polski lata, na przykład karnawału Solidarności 1980-81, mają wciąż zastanawiająco wiele luk.

Ja sam przy okazji pisania swojej książki dowiadywałem się sporo nowych rzeczy. Sięgnąłem np. po ówczesne wywiady z Wałęsą. Wałęsa bywa w nich szokująco szczery. Kontrast pomiędzy tym, co wówczas działo się w związku, a wspomnieniem, które wygładza ramy tamtych konfliktów, dziś jest także bonusem dla Wałęsy. Ale uczestnicy tych wydarzeń niechętnie mówią o ostrości ówczesnej walki o władzę. Coraz bardziej zwycięża chęć wspominania tego okresu jako bezgrzesznej epoki. Ale ja na takie idealizacje nie miałem ochoty.

Pewną idealizacją jest też mit Lecha Wałęsy, którego siłę pokazała niedawna ponowna wizyta lidera Solidarności w Kongresie. Według ciebie jest nam potrzebna krytyczna rewizja tego mitu.

Ponieważ coraz bardziej pamięć o dziesięciomilionowym ruchu zamienia się w kult jednostki. Film Wajdy jest tego przykładem. Można było przecież połączyć pokazywanie roli Wałęsy z pokazaniem tego gigantycznego pulsu energii Polaków. Tymczasem pamięć o tym ruchu zamienia się w kultywowanie kolejnych rocznic Pokojowego Nobla czy 4 czerwca. Wałęsa coraz wyraźniej odgrywa rolę jedynego właściciela tamtych wydarzeń. A przecież był jednak bohaterem trochę z przypadku, kimś, kto znalazł złoty róg. Nie znaczy to, że neguję ówczesną rolę Lecha Wałęsy, ale jeśli dzisiaj przypisuje on sobie rolę właściciela tamtego zbiorowego poruszenia, wymagało to jakiejś reakcji. Moja książka jest właśnie taką reakcją.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki