Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy wtorek tygodnia. Czułki Pszczółki

Dariusz Szreter
Po aferze starogardzkiej świat punktów opieki nad małymi dziećmi nigdy już nie będzie taki sam - chciałoby się powiedzieć.

Po tym jak dyktafon ukryty przez jedną z mam wewnątrz pluszowego zwierzaka zarejestrował niekonwencjonalne metody wychowawcze stosowane przez opiekunki z Pszczółki, oczyma duszy widziałem już wykrywacze metalu masowo instalowane w tego typu placówkach, rozwinięte systemy "odpluskwiające" czy przynajmniej zakaz przynoszenia przez dzieci zabawek i innych przedmiotów mogących zagrażać swobodzie ekspresji personelu.

Ale druga myśl była już taka, że niekoniecznie. We współczesnym świecie jesteśmy nagrywani i podglądani bez naszej świadomości tak często, że właściwie na nikim nie powinno to robić szczególnego wrażenia. Ustrzec się przed tym nie sposób. A już przekonanie o tym, że fakt ten może kogoś skłonić do przyzwoitego zachowania, byłoby wyrazem skrajnej naiwności.

Słyszy się wprawdzie od czasu do czasu, że filmowane i nagrywane prowokacje służb specjalnych, skutkujące uzyskaniem tak zwanego materiału procesowego, mogą przynieść realne konsekwencje, na przykład aresztowanie, a może i wyrok skazujący ofiarę, która dała się podejść. Podobnie w przypadku ciężkich przestępstw. Ale już w innych przypadkach może być różnie...

Kilka miesięcy temu jeden z portali internetowych zamieścił filmik zarejestrowany ukrytą kamerą przez mieszkańca pewnego trójmiejskiego blokowiska. Ponieważ ktoś regularnie przebijał mu opony w stojącym na klatce schodowej rowerze, postanowił on wyśledzić sprawcę.

Okazał się nim sąsiad, osobnik na co dzień zresztą nieokazujący niechęci czy nienawiści w stosunku do właściciela niszczonego przez siebie jednośladu. Ów sąsiad, skonfrontowany z nagraniem, szedł oczywiście w zaparte, twierdząc, że to nie on jest na filmie. Pechowy rowerzysta sprawę postanowił więc zgłosić na policję.

Nie wiem, jaki jest finał. Podejrzewam, że "postępowanie jest w toku" i pewnie jeszcze będzie przez najbliższych kilkanaście miesięcy, do czasu rutynowego umorzenia ze względu na niewielką szkodliwość społeczną czynu. Dużo bardziej interesująca była reakcja internautów na stronie z filmem. Mniej więcej połowa wpisów potępiła sprawcę, natomiast reszta odsądziła od czci i wiary autora filmu za... szpiegowanie i donosicielstwo.

Widać wcale nie trzeba katastrofy smoleńskiej, żeby podzielić Polaków na dwa antagonistyczne obozy. Doszliśmy oto bowiem w pluralizmie do etapu, gdzie rozsądek nie jest ostatecznym kryterium. Albo inaczej - mamy pluralizm rozsądków. Dlatego jeśli coś jeszcze może nas skutecznie zjednoczyć, to wspólne emocje. Na przykład te związane ze sportem.

Jeśli więc panu prezydentowi Komorowskiemu faktycznie zależałoby, by 11 listopada ulicami stolicy przeszedł jeden wspólny pochód, powinien zaproponować, by poprowadził go Jerzy Janowicz. Chociaż może i to by nie wystarczyło. Nasz tenisowy as po powrocie z Paryża komentował: "Niektórzy już zaczynają mnie nienawidzić".

Zdolny sportowiec i bystry obserwator. Widać, że nie wypadł chłopak sroce spod ogona.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki