Obietnice PiS mobilizują rząd do działania [KOMENTARZ]

Mam świadomość, że - jak wszędzie na świecie - jest to czas umizgiwania się do wyborców i składania chwytliwych obietnic (często bez pokrycia w budżecie). Ale patrząc na to, jak te obietnice partii opozycyjnych wpływają na zachowanie rządu i jego chęć do działania, chciałbym, aby kampania trwała permanentnie. Bo wpływa niezwykle mobilizująco na rządzących.

Nastąpiła pozytywna zmiana w sposobie porozumiewania się z obywatelami i chęć dzielenia się z nimi owocami wzrostu gospodarczego. I bardzo dobrze, byleby nie wywrócono budżetu państwa i nie zgotowano nam drugiej Grecji.

Na politycznym ringu wygląda to tak: PiS proponuje podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł i obniżenie podatków, rząd zapowiada projekt obniżki podatków osobistych. PiS obiecuje, że da 500 zł na drugie i kolejne dziecko, a rząd Ewy Kopacz zapowiada zwiększenie zasiłku rodzinnego. PiS obiecuje, że pomoże frankowiczom, a rząd zapowiada nową ustawę, która da prawo do przewartościowania długu i umorzenia połowy różnicy. PiS obiecuje pomoc młodym, a rząd ogłasza program 100 tysięcy nowych miejsc pracy dla młodych!

To, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz jest wprowadzane. Jeśli w tak skuteczny sposób opozycja ma wpływać na koalicję, to tylko przyklasnąć, bo na samym końcu zyskają na tym obywatele. PiS jako partia zmiany otwarcie kroczy po władzę, głosząc chwytliwe, ale bardzo kosztowne obietnice.

Zaś PO, choć w sondażach traci, zaczyna działać bardziej dynamicznie jednocześnie broniąc swojego dorobku, ale też zapowiadając kontynuację i zmianę. Nie jest to łatwe.

Jesienią okaże się, czy była to nieudana próba kupowania czasu, czy skuteczne odwrócenie złych dla tej partii trendów. Mam nadzieję, że zarówno rządzący, jak też opozycja i ruch oburzonych - w tych licytacjach na obietnice - są odpowiedzialni za kraj i nie oszukają wyborców.