Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niechciany eksport

Piotr Dominiak, ekonomista
Archwium Polskapresse
Słabnie koniunktura. Ale sytuacja nie jest wcale tak dramatyczna, jak rysuje ją opozycja i media. Wiele krajów na świecie chciałoby mieć takie "osłabienie", czyli wzrost dwuprocentowy. Bo przecież w 2013 roku PKB w całej UE prawdopodobnie spadnie o około 0,4%. A u nas wzrośnie o 2,1%. Tylko wyjątkowo głupkowaty komentator mógł przy tej okazji napisać, że da nam to "dopiero" siódme miejsce w UE. A w jakiej to jeszcze kategorii jesteśmy tak wysoko?

Jednak jest faktem, że sytuacja będzie trudna, do czego przyczyni się słaby popyt na rynkach zagranicznych, utrudniając nam eksport. Trzeba będzie zatem szukać nowych rynków zbytu i nowych towarów.

Przy tej okazji chcę zwrócić uwagę na potencjał sektora, o którym w kontekście eksportu prawie się u nas nie mówi. To szkolnictwo wyższe. Tu naprawdę możliwości są ogromne. UNESCO szacowało, że w 2009 roku 2,5 mln studentów uczyło się poza swoimi krajami macierzystymi. Do 2020 roku grupa ta ma wzrosnąć do 20 mln! Już obecnie popyt na studia zagraniczne w Chinach dochodzi do 1 mln osób, a w Indiach do 0,5 mln. Gdzie się jeździ na studia? Oczywiście do krajów anglosaskich. W USA studiuje ponad 700 tysięcy obcokrajowców, w Wlk. Brytanii - ponad 330 tysięcy, w Australii - prawie 300 tysięcy. Inni liderzy eksportu usług edukacyjnych to Francja, Niemcy, Włochy, Hiszpania. A ostatnio także Nowa Zelandia, Holandia i Korea Płd.

Przyjmowanie studentów zagranicznych to świetny interes. Sprzedaje się wiedzę - zarabiają na tym uczelnie i wykładowcy, korzystając z czesnego płaconego przez przybyszów. Dochody są z reguły wyższe niż ze studentów rodzimych, bo studenci przyjeżdżający z innych krajów wymagają szerszej obsługi (np. dodatkowych kursów językowych, wyrównawczych itp.). Zwiększają krajową konsumpcję, płacąc za mieszkanie, wyżywienie, rozrywki. Są też korzyści długofalowe, polegające na pozyskiwaniu przychylnych przyjmującemu krajowi dobrze wykształconych ludzi za granicą. To się przekłada na lepsze stosunki gospodarcze, kulturalne, polityczne. Po prostu - świetna promocja kraju.

Do Polski nigdy nie przyjedzie kilkaset tysięcy studentów z zagranicy. Ale może i powinno przyjeżdżać ich znacznie więcej niż dotychczas. W 2009 roku było ich u nas nieco poniżej 17 tysięcy, mniej więcej połowa grupy obcokrajowców studiujących w znacznie mniejszych Czechach. Mimo że w ciągu 10 lat liczba studentów zagranicznych w Polsce prawie się potroiła, to nadal jest ich śmiesznie mało. Dlaczego?

Przyczyn jest wiele. Po pierwsze nie mamy takich tradycji. Po drugie nie mamy marki kraju, w którym warto się uczyć. Nasze najlepsze uczelnie są na dalekich pozycjach w międzynarodowych rankingach. Nasz język jest trudny, kultura szerzej nieznana, turystycznie jesteśmy mało atrakcyjni. Oczywiście, że mamy wiele walorów. Szkopuł w tym, że nie są one szeroko znane. Ogólna promocja Polski za granicą nadal leży. A promocji kraju jako miejsca, w którym warto studiować, nie ma w ogóle.

Wizyta minister Barbary Kudryckiej wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim rok temu w Chinach była dobrym, choć mocno spóźnionym krokiem. Nie było i nie ma żadnego dalszego ciągu. Żadnej codziennej, żmudnej pracy mogącej zdyskontować efekty tej wizyty. Przez wydział, na którym pracuję, przewinęło się chyba najwięcej, spośród polskich uczelni, Chińczyków.

Ale było to i jest rezultatem samotnej szarpaniny małego zespołu ludzi. Bo ani rząd, ani ministerstwo, ani władze uczelni nie dają żadnego wsparcia. Nie czują, wbrew deklaracjom, potrzeby. Po co, przecież na razie mamy Polaków. Że to się kończy, bo niż demograficzny? Pożyjemy, zobaczymy.

Nikła liczba anglojęzycznych programów, brak profesjonalnej obsługi administracyjnej, ale także brak klarownej polityki wizowej. To wszystko można zorganizować za niewielkie pieniądze. Niewielkie w porównaniu do promocji wielu innych sektorów gospodarki. A koszty po stronie uczelni są bardzo niewielkie, bo jest u nas coraz więcej świetnie przygotowanych merytorycznie i językowo naukowców. Nie ma klimatu.

Toteż z nadzieją usłyszałem na wykładzie inauguracyjnym marszałka Mieczysława Struka, wygłoszonym na PG, że eksport usług edukacyjnych został wpisany jako ważny element strategii rozwoju Pomorza na najbliższe lata. Oby tym razem za deklaracjami poszły czyny.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki