Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ulegajmy zbyt łatwo terrorowi aktywizmu

Jarosław Zalesiński, publicysta
Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński
Gdańskie władze postanowiły - bardzo to chwalebne - skonsultować z mieszkańcami swoje pomysły na rozwój miasta do 2030 roku. Opracowały więc świetlaną strategię i chciały ją teraz przegadać z gdańszczanami na cyklu specjalnych warsztatów. I tu zdarzyła się konfuzja, bo zainteresowanie jest mikroskopijne, a warsztatowiczów co kot napłakał. Dlaczego?

Wszystkie znane mi wyjaśnienia kierują ostrze swojej krytyki w stronę tychże gdańskich władz. Bo kiepsko o warsztatach informowały - co akurat jest prawdą. Bo swoją dotychczasową polityką grania obywatelom na nosie w kolejnych miejskich sprawach przyuczyły obywateli Gdańska do zminimalizowania swojego obywatelskiego zaangażowania do zerowego poziomu (skoro nic tu nie można zdziałać, to nie warto nic robić) - to drugi wysuwany zarzut.

Czy miasto rzeczywiście nic a nic sobie nie robi z głosu obywateli, nie byłbym już taki pewien, a nawet wydaje mi się, że niedawny przykład wymiecenia w try miga Targu Węglowego ze wszystkich samochodów, gdy tylko pojawiły się głosy, że trzeba kierowców stamtąd wykurzyć, wymiecenie bez żadnego zamiennego pomysłu, pokazywało nawet nadmierną reaktywność władz na oddolne głosy. Nie chcę przeczyć, że tak jak i "strona obywatelska" musi się uczyć odpowiedzialnej partycypacji we współkierowaniu rozwojem miasta, tak i uczenia się elastycznej partycypacji wymaga ten proces od władz. Ale akurat w przypadku dyskusji, bardzo jeszcze wstępnej, nad pomysłem na Gdańsk w 2030 roku wydaje mi się, że pies gdzie indziej jest pogrzebany. Władza sama sobie jest winna, ale z innego powodu.

Wiem, że dla dziennikarskiego gryzipiórka pochwalenie czegokolwiek, a już szczególnie jakiejś władzy, jest dużym dyshonorem, ale nic na to nie poradzę, że wydaje mi się, iż sprawy w Gdańsku, tak z grubsza, idą w nie najgorszym kierunku. Przynajmniej takie jest - to moja spekulacja - odczucie dużej części tych, którzy w tym mieście mieszkają. Wiem, że przeczy to wszystkim jadowitym opiniom o Budyńlandzie, ale - to również moja spekulacja - ci, którzy są względnie zadowoleni, nie pyszczą na internetowych forach. Ja jednak spotykam w Gdańsku zadowolonych ludzi. A już ci, którzy tu przyjeżdżają, są moim miastem zachwyceni.

Ludzie bardziej angażują się w publiczne sprawy wtedy, gdy coś źle idzie. Przykładem elblążanie, którzy, gdy trzeba było, sprawnie się skrzyknęli i zmienili miejskie władze dzięki referendum. Ale gdy sprawy idą w miarę dobrze, ludzie angażują się raczej w swoje osobiste i zawodowe sprawy niż problemy strategii miasta na najbliższe paręnaście lat. Jeśli więc władze w tej sprawie ponoszą jakąś winę, to jest nią owo ostatecznie nie najgorsze rządzenie.

Powiem też rzecz, która będzie jeszcze większym dyshonorem. Mnie to nikłe zaangażowanie wcale aż tak nie gorszy. Oczywiście, byłoby fajniej, gdybyśmy się wszyscy hurmem włączali w obywatelskie sprawy, ale walczyliśmy niegdyś o wolność także niewłączania się. Są ludzie, którzy traktują demokrację jak firmę, w której co 4 lata wybiera się nowy zarząd i jeśli on z grubsza dobrze funkcjonuje, to można zająć się własnymi sprawami. To także jest obywatelskość. Wiem, czym jej więcej, tym lepiej, ale nie ulegajmy może przy tej okazji zbyt łatwo terrorowi powszechnego aktywizmu.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki