Pamiętam, jak, jako nastolatek, po raz pierwszy z wypiekami na twarzy oglądałem to zakazane pismo przywiezione przez znajomego z zagranicy. Zaskoczyły mnie wtedy dwie rzeczy. Po pierwsze, jak niewielki procent całej zawartości magazynu stanowiły zdjęcia osławionych „króliczków”. I po drugie, że nie były to anonimowe modelki, ale dziewczyny podpisane imieniem i nazwiskiem, chwalące się osiągnięciami, mówiące o planach i ambicjach. Czasem celebrytki o uznanej pozycji, czasem aspirujące „dziewczyny z sąsiedztwa”. Pełna egzotyka w porównaniu z obyczajowymi realiami wczesnych lat 80. w PRL.
Ale już mniej więcej dekadę później, kiedy startowała polska edycja, początkowo „z pewną taką nieśmiałością”, a potem już masowo na sesje zaczęły się zgłaszać polskie „sąsiadeczki”, a niebawem i celebrytki. Rozbierana rozkładówka w tym piśmie stała się swoistym przypieczętowaniem statusu gwiazdy w kręgach młodych aktorek, prezenterek i piosenkarek.
Nie pamiętam już, kiedy przedostatni raz kupiłem „Playboya”. Czasem przeglądałem w kiosku, ale tylko ze względu na dowcipy i żarty rysunkowe. Ostatniego kupiłem dwa tygodnie temu, ale był to numer specjalny, z klasycznymi wywiadami z ostatniego pięćdziesięciolecia: z Sinatrą, Polańskim, Nicholsonem, Jobsem. Ani jednej kobiety.
Rozkładówki „Playboya”: dużo silikonu i nieumiarkowanie w obróbce zdjęć w Photoshopie - to było zupełnie nie w moim typie, a jednak lubiłem to, że jest. Trochę tak, jak z dobranocką w telewizyjnej Jedynce - prawie nikt nie oglądał, a jaki się podniósł krzyk, kiedy ją zlikwidowali. Widać są na tym świecie rzeczy potrzebne, nawet jeśli się z nich nie korzysta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?