Czy jednak faktycznie świadczy to o naszym upadku, czy może przeciwnie: nadmiarze dobrobytu? Należę jeszcze do przedstawicieli pokolenia pamiętającego czasy, kiedy w nocy jedynym działającym w domu urządzeniem na prąd była lodówka.
A jak jest dziś? Zamiast bezskutecznie wypatrywać na niebie Perseid, których w mieście i tak nie da się zobaczyć z powodu "zaśmiecenia światłem", proponuję nocną przechadzkę przez mieszkanie bez zapalania światła. Ciemności wcale nie będą egipskie. Lodówka nie tylko mrozi, ale świeci różnokolorowymi światełkami informując nas o zachodzących w niej procesach. Kto nie ma centralnego, zamiast tradycyjnego junkersa, grzeje wodę i mieszkanie piecykiem - wprawdzie gazowym, ale pod pełną kontrolą elektronicznych czujników migających wesoło czerwonymi, zielonymi lub żółtymi oczkami. I z obudowy pieca i w innych pomieszczeniach.
Telewizor, kino domowe, sprzęt grający - założę się, że przynajmniej część tych urządzeń pozostaje u Państwa na noc w trybie "standby". O ładowarkach nie wspomnę. Ruter i modem też nie zasypiają w nocy, a co strachliwszych strzeże alarm. Słowem: mieszczuch śpi, a stan licznika sam mu rośnie.
Jak się nie pomiarkujemy z tymi gadżetami - faktycznie mogą nam grozić black-outy. Mogłoby to wprawdzie doraźnie rozwiązać problem demografii, bo zawsze po dziewięciu miesiącach od takiego wydarzenia notuje się wzrost liczby urodzeń. Ale biorąc pod uwagę co pan prezydent naobiecywał młodym rodzicom, to może to być ryzykowne dla budżetu. Komuś trzeba będzie zabrać. Oby nie energetyce. Wbrew Goethemu krzyczmy więc: Mniej światła! Oszczędzajmy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?