Jako lobbysta zająłbym się uczciwym karmieniem ludzi oraz kulinarną edukacją najmłodszych. Kiedyś myślałem, że trzeba edukować kucharzy, celebrytów i polityków, bo to oni są decyzyjni i mają serca ludu, wpływy oraz władzę, ale odkryłem, że najbardziej słuchają głosu niewinnych dzieci. Dlatego jako lobbysta uczyłbym dzieci smaku i lobbował po przedszkolach i podstawówkach.
Pokazałbym dzieciom, jak powstaje mleko, prawdziwe mleko i jak powstaje mleko z kartonu. Pokazałbym obory, w nich automatyczne karuzele z krowami, które nigdy nie widzą nieba i nie znają smaku trawy oraz krowy na łące. Pokazałbym udój, dał skosztować uczciwego mleka, pokazał jak ubić masło, odwirować śmietanę.
Cierpliwie bym czekał z bachorkami aż mleko skwaśnieje, czyli zsiądzie się i zawiózł do kombinatu mleczarskiego, aby poczuły różnicę. Kurki grzebiące na podwórku pokazałbym, zwłaszcza te w warzywnikach, jedzące szkodniki. A za zgodą rodziców, na sceny drastyczne i dantejskie wprowadziłbym w czeluści kurników, chowu klatkowego i w otchłanie fabryk jajek, oznaczonych cyfrą trzy.
Zaprowadziłbym do fabryki pasz, pytałbym dyrektora produkcji o skład, pochodzenie, zawartość GMO, pestycydów i herbicydów. Napuściłbym dzieci, aby pytały czy pod soję (w paszy zawartą) wycięto dżunglę amazońską i ile dzikich organizmów zabito, zabierając im dzikie siedlisko.
Dociekliwe maluchy
Dociekałyby piskliwie moje pędraki w fabryce karm: „Plose pana, cy uplawa loślin na impoltowaną pasę spełnia nolmy eulopejskie cy amelykańskie?” Lobbowałbym zawzięcie też za tym, aby dodawane do jedzenia syntetyczne smaki i aromaty musiały być oznaczone. Parłbym z dzieciaczkami jak tur, aby mięso karmione przemysłowo oznaczone było ostrzeżeniem: „żywność wysoko przetworzona”.
Prowadziłbym kampanię, aby zbadano, dlaczego smażony boczek pryszcze wokół patelni wodą jak chart afgański po kąpieli. Liczyliby się z naszym zdaniem ci, co pompują CO2 w opakowania i z bezczelnym uśmieszkiem nazywają ten gaz (zmieszany z metanem) atmosferą ochronną. Przemysł przetwórczy znienawidziłby nas (na dobre pół roku) za doprowadzenie do ustawy opodatkowującej długie łańcuchy dostaw.
Pokochaliby mnie (nie od razu) rolnicy
Pośmiertnie, być może, doczekałbym się nawet jakiegoś popiersia z gipsu albo mazakiem wypełnionej tablicy pamiątkowej w gminnej remizie OSP. Rolnicy, strażacy, gospodarze byliby mi wdzięczni za to, że nie muszą być wielkimi obszarnikami czy farmerami, aby godnie żyć.
Nie musieliby wówczas opon palić, gnojowicy pod ministerstwem wylewać, zboża na tory wysypywać. W wolnym czasie swoje produkty i wyroby sprzedawaliby wprost na targowiskach za godną cenę. Ale ja lobbystą nie jestem i na polityków oraz kulinarnych celebrytów wpływu nie mam.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
Surówka z rzodkiewki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?