Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

My tu gadu-gadu, a Szwajcarzy… walczą z „satanic panic”

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
„Satanic panic” uważana jest za zjawisko z gatunku tak zwanej paniki moralnej
„Satanic panic” uważana jest za zjawisko z gatunku tak zwanej paniki moralnej fot. pixabay
Szwajcaria to jeden z najbardziej rozwiniętych krajów na świecie. Jego mieszkańcy mogą być dumni nie tylko z dobrobytu i demokracji bezpośredniej. Mogą się także pochwalić elitą intelektualną i polityczną z prawdziwego zdarzenia. Szwajcaria ma jednak również swoją ciemną stronę - sekty, choroby umysłowe i różne niekonwencjonalne terapie… Według niektórych źródeł na schorzenia o podłożu psychicznym cierpi nawet co trzeci obywatel tego kraju.

Przez wiele lat mieszkałem niemal nad samym Renem. Od miejscowości Rheinau oddzielał mnie tylko kryty, drewniany most z początku XIX wieku. Za nim w budynkach sekularyzowanego klasztoru mieściła się Kantonalna Klinika Psychiatryczna Kantonu Zurych. Okoliczni nazywali ją Endstation, czyli „stacją końcową”.

Od przeszło stu lat wszyscy mieszkańcy Rheinau pracowali w tej klinice. Od sprzątaczek po lekarzy. Wszyscy wiedzieli, kim są pacjenci, i dlaczego tu przebywają, widywałem często dziwne sceny. Przerażone matki łapały w popłochu swoje dzieci na widok spacerujących po ulicach pacjentów kliniki. Krzyczały przy tym: „Schnell, schnell, die Söhne Satans kommen”. Dopytywałem się później, o co chodzi z tymi synami szatana… Okazało się, że kobiety te wierzą, iż choroby psychiczne to kara boska za grzechy.
- A co z upośledzonymi dziećmi? - dopytywałem. -Kiedy one zdążyły tak straszliwie nagrzeszyć?
- Dzieci karane są za grzechy przodków… - wyjaśnił mój rozmówca.
To tyle tytułem wstępu. A teraz przejdźmy do sedna.

Nie wiem, czy genetyczne defekty, depresje i psychozy są w Szwajcarii większym problemem niż w innych krajach alpejskich. Być może nie. Ale nie zmienia to faktu, że w kantonach górskich liczba osób dotkniętych tego rodzaju defektami jest spora. Co gorsza, w ostatnich latach, m.in. z powodu pandemii COVID-19, jeszcze bardziej wzrosła. Za ten stan odpowiada wielomiesięczna izolacja i brak w tym okresie należytej pomocy lekarskiej.

Zamiast terapii psychiatrycznej ludzie znajdowali ukojenie w internetowej sieci, gdzie rozpleniły się niczym perz różnorakie teorie spiskowe. Jedną z nich jest „Satanic panic”, która przywędrowała do Europy z USA we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku, a teraz odradza się wśród szwajcarskich elit.

Bestsellerowa teoria spisku

„Satanistyczną panikę” wywołać miała książka zatytułowana „Michelle Remembers”. Napisali ją w roku 1980 kanadyjski psychiatra Lawrence Pazder oraz jego pacjentka Michelle Smith. Na ponad 320 stronach autorzy opisali ze szczegółami traumatyczne wspomnienia pani Smith.

Kobieta opowiada swojemu terapeucie o tym, jak jako pięcioletnia dziewczynka poddawana była różnym satanistycznym rytuałom. Historię opowiada bardzo sugestywnie - krzycząc, bełkocząc, zgrzytając zębami. W przerwach przysięga, że​była dręczona przez satanistów. Że więzili ją wyznawcy Kościoła Szatana i że na własne oczy widziała składanie w ofierze niemowląt.

Michelle wspomina też, że przez trzy miesiące nic nie jadła, ponieważ heretycy próbowali karmić ją robakami. Kazali jej też pić własny mocz zamiast wody... A jednak przeżyła i przy pomocy Jezusa, Archanioła Michała i Matki Boskiej zdołała pokrzyżować im diabelskie plany.

Książka „Michelle Remembers” jest rzekomo zapisem faktów. I tak była przed laty reklamowana. Początkowo nikt nie kwestionował jej prawdziwości. Ani tym bardziej nie próbował udowadniać, że jej treść oparta jest głównie na fikcji, na wyobrażeniach „szatana” rodem z popkultury i zapiskach z sesji terapeutycznych.

Książka stała się bestsellerem. Wydawca St. Martin’s Press wypłacił Pazderowi i Smith prawie 350 tysięcy dolarów zaliczki plus tantiemy. Autorzy podpisali także umowę na potencjalną adaptację filmową.

Wątpliwości pojawiły się dopiero po ślubie „pisarzy”. Później okazało jeszcze, że opisane wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Dziełu to jednak nie zaszkodziło. Oszustwo nie przerwało też kariery lekarskiej dr. Pazdera. Wręcz przeciwnie - lekarz w latach 80. stał się ekspertem od satanizmu. Znakomicie zarabiał. Prowadził całkiem poważne seminaria na temat satanistycznych nadużyć rytualnych. Występował w programach telewizyjnych i radiowych. Nawet prokuratorzy używali jego książki jako podręcznika podczas przygotowywania spraw przeciwko domniemanym satanistom i okultystom.
Wkrótce - najpierw w Stanach, a potem w Europie i Afryce - wybuchła tzw. satanistyczna panika.

Satanistyczna panika

„Satanic panic” uważana jest za zjawisko z gatunku tzw. paniki moralnej. Czyli rodzaj niepokoju społecznego, którego powodem nagłego i niekontrolowanego rozprzestrzeniania się jest poczucie zagrożenia istotnych dla społeczeństwa wartości. W tym przypadku zagrożeniem był kult Szatana, którego wyznawcy są rzekomo w stanie kontrolować i programować ludzkie umysły.
Niepokojom takim często towarzyszą teorie spiskowe, które z kolei są próbą odreagowania lęku, wyjaśnienia genezy jakiegoś zjawiska lub sytuacji. Tyle że w sposób kompletnie niespójny z faktami. Bo wynikający z przekonania o istnieniu jakiegoś spisku. I tak właśnie sytuacja wygląda w Szwajcarii…

Pod koniec czerwca br. dziennikarze śledczy publicznego nadawcy radiowo-telewizyjnego SFR ujawnili siatkę psychiatrów i psychologów rozpowszechniających narrację spiskową na temat „kontrolowania umysłu” i „przemocy rytualnej” stosowanej przez satanistów. Badania, oparte na pracy magisterskiej jednego ze studentów Uniwersytetu w Bernie, pokazały zakres i konsekwencje tej narracji. I to, jak ta teoria pleni się wśród sędziów, naukowców i polityków. Jak psychiatrzy i psychologowie umiejętnie podsycają i rozpowszechniają swoją narrację. Na przykład poprzez kursy dokształcania, fachowe książki, wykłady i superwizje konsultantów, a nawet eventy dla polityków.

Narracja szerzy się błyskawicznie, pomimo szkolenia specjalistów i działań uświadamiających prowadzonych w klinikach psychiatrycznych. 70 terapeutów, którzy wzięli udział w anonimowej ankiecie przeprowadzonej przez Uniwersytet w Bernie, potwierdziło, że jedynie w niemieckojęzycznej części Szwajcarii ponad 600 pacjentów jest lub było leczonych z powodu rzekomej „kontroli umysłu”.

Przemoc rytualna

Zwolennicy tej narracji są przekonani, że bliżej nieokreśleni wyznawcy Szatana systematycznie znęcają się nad ludźmi i programują ich myśli, a następnie zdalnie nimi sterują. Sprawcy przemocy mają być zorganizowani w tajne stowarzyszenie. A sama teoria spiskowa wypączkowała już kilka różnych postaci.

W przypadku „przemocy rytualnej” istotną rolę odgrywa ideologia sprawców. Domniemani sataniści w okrutnych rytuałach torturują i wykorzystują seksualnie kobiety i dzieci. Składają z nich ofiary i piją ludzką krew, aby oddać cześć Szatanowi… Zupełnie tak samo, jak podczas wywołanej w latach 80. przez dr. Lawrence’a Pazdera „satanistycznej paniki”.

Jednym z propagatorów tej teorii jest berneński psychiatra Jan Gysi, uznawany do niedawna za pioniera leczenia „kontroli umysłu”. On sam woli się przedstawiać jako specjalista psychiatrii i psychoterapii zaburzeń osobowości, zaburzeń pourazowych i dysocjacyjnych oraz zaburzeń uporczywej żałoby. Terapia, którą prowadzi we własnej praktyce interdyscyplinarnej, cieszy się tak dużym zainteresowaniem, że obecnie nie ma wolnych miejsc. Nie ma także możliwości, aby zapisać się na listę oczekujących.
Gysi pracuje również jako superwizor i prelegent z zakresu medycyny, psychoterapii, medycyny psychosomatycznej, policji i wymiaru sprawiedliwości.

Raport SFR ujawnia ponadto dwunastu pacjentów leczonych w klinice z powodu rzekomego „programowania myśli”.
Gysi był ordynatorem w tej klinice, a także członkiem-założycielem Stowarzyszenia na rzecz Bezpieczeństwa Ofiar. Organizacja ta chciała, aby ofiary rzekomej kontroli umysłu były monitorowane przez policję za pomocą elektronicznych bransoletek, co miało doprowadzić organa ściągania do sprawców. Szefowie stowarzyszenia próbowali nawet namówić do współpracy policję kantonu Berno. Ale bezskutecznie.

Jeszcze przed ujawnieniem raportu Stowarzyszenie na rzecz Bezpieczeństwa Ofiar zostało oficjalnie rozwiązane. Ale stojąca za nim sieć, złożona z psychologów i psychiatrów, najprawdopodobniej działa nadal.

Gysi nie chce komentować zarzutów. W wydanym oświadczeniu napisał tylko: „Odrzucam spiskową teorię bycia szefem sieci, mózgiem przedsięwzięcia czy agitatorem. Zdecydowanie odrzucam te fałszywe i niszczące moje dobre imię zarzuty”.

Emocjonalny spór naukowców

Natomiast jeżeli chodzi o elektroniczne bransoletki na kostkę, psychiatra twierdzi, że: „Projekt został zawieszony w 2021 roku we wczesnej fazie projektowania. Nigdy nie został nawet wdrożony zdalnie”.

Gysi odnosi się też do kwestii dyskusji na temat tak zwanej kontroli umysłu i zrytualizowanej przemocy. Jego zdaniem jest to jedynie emocjonalnie naładowany spór pomiędzy naukowcami.

„Ten spór o definicje i koncepcje terapii jest coraz częściej personalizowany w mediach bezpodstawnymi zarzutami i już dawno przekroczył poziom uczciwego i rzeczowego dyskursu” - pisze Jan Gysi. - „Jako lekarz i jako naukowiec czuję się zaangażowany w pracę naukową i orientuję się w uznanych na całym świecie standardach. Dystansuję się od wszelkiego rodzaju narracji spiskowych i ich wykorzystania w kontekście terapeutycznym”.

Poproszony przez dziennikarzy o rozmowę Gysi jednak się przed nią wzbrania. Twierdzi, że nie ma do mediów zaufania, iż ​​zostanie wysłuchany z szacunkiem, i że dziennikarze uczciwie zrelacjonują jego wypowiedź.

Nie wspomina jednak ani słowem, że zabiegał o współpracę z Federalnym Urzędem Policji Fedpol. Ani tym bardziej, że napisał apel w tej samej sprawie do śledczych z innych państw, w którym dowodził, że międzynarodowe organy ścigania powinni znaleźć dowody na to, że sprawcy ze specjalistyczną wiedzą na temat kontroli umysłu istnieją. Zapytany później o te dokumenty przez funkcjonariuszy Fedpolu, powiedział, że pismo takie napisał, ale go nigdzie nie wysłał, bo to był tylko pomysł na projekt. Psychiatra potwierdził za to, że​obecnie toczą się przeciwko niemu dwa postępowania: jedno w kantonie Berno, drugie w stowarzyszeniu lekarskim.

Błędy w sztuce lekarskiej

Zdaniem Stowarzyszenia Zawodowego Psychologów Szwajcarskich działania psychologów i psychiatrów wyznających narracje spiskowe są zjawiskiem odosobnionym w porównaniu z tysiącami przypadków osób leczonych każdego roku z powodu chorób psychicznych.

A jednak są to poczynania niedopuszczalne. I całkowicie jednoznaczne - „Każdy pacjent leczony z powodu teorii spiskowej to o jeden przypadek za dużo. Rozpowszechnianie takich historii i leczenie pacjentów na rzekomą „kontrolę umysłu” musi się skończyć. Są to oczywiste błędy w sztuce lekarskiej” - mówi rzeczniczka stowarzyszenia Cathy Maret.

Obecnie przeciwko członkowi stowarzyszenia toczą się postępowania. Po ich ukończeniu i wykryciu ewentualnych kolejnych nadużyć wobec pacjentów prokuratura będzie mogła postawić psychologom zarzuty.

Osobną kwestią jest to, jak poważne szkody wyrządziły ofiarom te niezwykle sugestywne i wywierające głęboki wpływ na ludzką psychikę metody pseudoleczenia? Odpowiedź otworzy zapewne kolejny rozdział tej historii. Bo sądy z pewnością przyznają poszkodowanym prawo do sowitych odszkodowań.

Więcej aktualności na temat krajów niemieckojęzycznych na kanale autora:

www.youtube.com/@DACHL
od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki