Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milion Pomorzan nauczy się udzielania pierwszej pomocy

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Dzięki błyskawicznej reanimacji strażacy portowi uratowali życie Sławomirowi Ciesielskiemu. Wykorzystali do tego zewnętrzny defibrylator. Z prawej strony - prof. Grzegorz Raczak
Dzięki błyskawicznej reanimacji strażacy portowi uratowali życie Sławomirowi Ciesielskiemu. Wykorzystali do tego zewnętrzny defibrylator. Z prawej strony - prof. Grzegorz Raczak Karolina Misztal
Milion mieszkańców Pomorza chce przeszkolić w zakresie udzielania pierwszej pomocy, a przede wszystkim nauczyć zasad reanimacji wojewódzki konsultant ds. kardiologii, prof. Grzegorz Raczak, szef Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym.

Projekt ten ma wszelkie szanse na realizację również dlatego, że patronat nad nim objął wojewoda pomorski Dariusz Drelich. Uczynił prof. Raczaka swoim pełnomocnikiem, ułatwił mu nawiązanie współpracy z Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody i Kuratorium Oświaty w Gdańsku. Wstępny projekt zakłada, że zasad reanimacji uczyć będą uczniów w szkołach specjalnie przeszkoleni nauczyciele wychowania fizycznego oraz studenci tego kierunku z Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu.

Organizowane będą również kursy dla ochotników, a ich absolwenci po zdaniu egzaminu otrzymają certyfikaty.

Mogliby żyć

- Zasad reanimacji nauczyć chcemy wszystkich, którzy ze względu na wiek i stan zdrowia są w stanie się takiej akcji podjąć - deklaruje prof. Grzegorz Raczak.

Aby przekonać się do tej idei, wystarczy wybrać się na najbliższy SOR czy oddział kardiologii i porozmawiać z medycznym personelem.

- Praktycznie codziennie przywożeni są na Kliniczny Oddział Kardiologii chorzy po incydentach zatrzymania krążenia, do których doszło gdzieś na mieście - w miejscu pracy, na ulicy, w supermarkecie - opowiada kardiolog. - Wielu z nich jest w stanie wegetatywnym, nawet jak uda się sprawić, by sami oddychali, to nie ma i z nimi żadnego kontaktu. Tacy chorzy umierają zwykle w ciągu kilku miesięcy z powodu różnego typu powikłań, w tym zapalenia płuc. Często są to ludzie młodzi, którzy mogliby żyć, gdyby w porę podjęto akcję reanimacyjną. Tymczasem wystarczy wykonać kilka prostych czynności w oczekiwaniu na przyjazd karetki, by wyszli oni z tego zdarzenia bez szwanku.

Czytaj również: Pani Ola ze Skowarcza urodziła córkę, mimo że chorowała na raka piersi

Liczy się każda minuta

Prof. Raczak przyznaje: jest w tym wszystkim również wątek osobisty. Nagła śmierć sercowa zabrała mu ojca. Był po zawale serca, ale w świetnej formie, gdy nagle doszło do zatrzymania krążenia.

- Mama natychmiast wezwała pomoc. Zanim jednak zdołałem dojechać - równocześnie z karetką pogotowia - minęło dziesięć minut - wspomina kardiolog. Na skuteczny ratunek było już jednak za późno. Po reanimacji udało się co prawda przywrócić ojcu oddech, ale jego mózg został już uszkodzony wskutek zbyt późno podjętej reanimacji. Mężczyzna leżał potem jeszcze w szpitalu przez kilka miesięcy, po czym zmarł.

- Zupełnie inaczej wychodzi z identycznych opresji osoba, którą ktoś zajął się natychmiast - zastrzega profesor. - Pielęgniarka, która przechodziła obok, strażacy, którzy byli w pobliżu. Ktoś, kto znał podstawowe zasady reanimacji i nie bał się spróbować ją ratować.

- Tacy chorzy też przyjeżdżają, są chłodzeni, wprowadzeni w śpiączkę farmakologiczną, wybudzamy ich, a oni odzyskują świadomość. To cudowne uczucie widzieć, jak wracają do życia bez żadnych ubytków neurologicznych.

Za tę opóźnioną reanimację w żadnym razie nie ponosi jednak winy pogotowie - zastrzega prof. Raczak. Ani w Trójmieście, ani w Nowym Jorku, Rzymie czy Londynie nie da się sprawić, by karetka dotarła do chorego w ciągu dwóch, trzech minut. Zaledwie od 2 do 5 proc. przeżywa po reanimacji, która podjęta jest po dziesięciu minutach od zatrzymania krążenia. A tyle czasu mija zwykle od chwili, gdy człowiek nagle osuwa się na ziemię.

- Po pierwsze - ktoś musi to zauważyć, potem sprawdzić, czy rzeczywiście doszło do zatrzymania krążenia, uświadomić sobie, że trzeba wezwać pomoc, zadzwonić pod numer 112, wyjaśnić, o co chodzi, przekonać, że sprawa jest poważna, potem karetka musi jeszcze przebić się przez miasto - wylicza kardiolog. A sekundy i minuty lecą. Nawet w świetnie zorganizowanym systemie zmieścić się poniżej 5-7 minut jest niezmiernie trudno. Dlatego tak ważna jest pomoc udzielona przez przypadkowych przechodniów. Bardzo ważne jest też rozmieszczenie urządzeń pomocnych w reanimacji, czyli zewnętrznych kardiowerterów defibrylatorów, które nawet laik potrafi bez problemu obsłużyć.

Czytaj też; Maratończyk Antoni Cichończyk pokonał raka i zdobywa kolejne medale. "Nie chcę prowokować Pana Boga"

Nie trzeba się bać

Wspólnemu działaniu lekarzy i wojewody przyświeca proste hasło „Nie bójmy się ratować”.

- Człowiekowi, któremu serce stanęło, naprawdę nie można już zaszkodzić - przekonuje profesor. - Tymczasem wystarczy wykonać kilka prostych czynności, by ocalić mu życie. Chodzi o to, by tych maksymalnie uproszczonych czynności nauczyć wszystkich, bo wtedy ludzie zaczynają stosować je automatycznie. Takie systemy zbudowano już w krajach skandynawskich, teraz powstają w innych krajach europejskich. Dla przykładu czterolatki uczy się, że jak ktoś nagle upadnie, to trzeba zadzwonić pod numer 112. Starszym dzieciom rozszerza się zakres tych informacji. Ważne też, by nie była to wiedza teoretyczna, a praktyczna. By przełamać barierę i przestać być tylko widzem.

Będzie pilotaż

Prof. Raczak chciałby, by nauka reanimacji - według jednego, przemyślanego programu, została wprowadzona do pomorskich szkół najpóźniej za półtora roku. W wielu z nich takie zajęcia już się odbywają, ale nikt nie weryfikuje ich poziomu. Na początek do dyrektorów trafią ankiety, które pozwolą opracować mapę potrzeb w tym zakresie. Jesienią powinien rozpocząć się w wybranych szkołach pilotaż. Zajęcia z zasad udzielania pierwszej pomocy prowadzić mają w nich przeszkoleni nauczyciele wychowania fizycznego.

Książka "Nie Jesteśmy Bogami. Historie lekarzy i ich pacjentów" 16 kwietnia z "Dziennikiem Bałtyckim"!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki