Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maj, kasztany i barany

Dariusz Szreter
Natura swoją wewnętrzną mądrość ma, co udowadnia na każdym kroku. Jak wiadomo, kwitnienie kasztanów to znak, że najwyższy czas zacząć się uczyć do matury. W tym roku urzędowy termin rozpoczęcia egzaminów dojrzałości zdążył wyprzedzić pojawienie się kwiatów na kasztanowcach. Złośliwość, obsuwa, wpadka? Nic z tych rzeczy. Po prostu przyroda zorientowała się, że wymagania na egzaminach maturalnych są tak niskie, że w ogóle nie trzeba się do nich uczyć.

A że zdana matura daje wstęp na wyższe uczelnie, nie należy się dziwić, że w modzie jest narzekanie także na niski poziom studiów. Ostatnio przoduje w tym prof. Jan Hartmann, filozof, ceniony specjalista w dziedzinie bioetyki, który ostatnio postanowił zostać ekspertem od wszystkiego, udzielając się jako felietonista, a w przyszłości, kto wie, może nawet europarlamentarzysta. Jeśli mu wierzyć, ukończenie studiów jest tak łatwe, że niebawem ostatnim Polakiem bez wyższego wykształcenia zostanie Aleksander Kwaśniewski, notabene polityczny protektor Hartmanna.

Skoro sytuacja na wyższych uczelniach (a Jagiellonka, gdzie pracuje prof. Hartmann, należy przecież do ścisłej krajowej czołówki) wygląda tak, jak to opisuje krakowski filozof, to nic dziwnego, że szuka on możliwości samorealizacji na innych polach. Przy założeniu, że uznaje on marksistowską definicję filozofii ("do tej pory filozofowie opisywali świat, chodzi o to, żeby go zmieniać"), faktycznie łatwiej wpływać na świadomość społeczną, brylując w mediach, niż kładąc mądrości do głowy studentom, których profesor łaskaw był obdarzyć czułym epitetem: stado baranów.

Szczególnie że - jak wykazały przeprowadzone niedawno badania hiszpańskiej fundacji BBVA - Polacy darzą naukowców rekordowo niskim zaufaniem, na tle innych przebadanych nacji. Ile w tym zasługi takich koryfeuszy nauki, jak profesorowie Środa, Binienda, Pawłowicz czy Niesiołowski, trudno powiedzieć. Wskaźniki zaufania do polityków czy przedstawicieli mediów są wprawdzie jeszcze niższe, ale tu przynajmniej zupełnie nie trzeba się hamować, jeśli chodzi o język.

Dlatego trochę się zdziwiłem tymi "baranami" prof. Hartmanna, że tak delikatnie sprawę potraktował. Bardziej skutecznie byłoby użyć określenia "debile" albo "jeb... nieuki". Dał nam przykład poseł Rynasiewicz, jak "k...som" "przyp...ć" mamy. To się dopiero nazywa wyrazisty polityk - nie unika wyrazów... no, powiedzmy, trudnych. A zarazem pewnie bliskich elektoratu.

A swoją drogą tzw. jazda po bandzie, czyli na granicy dobrego smaku i zdrowego rozsądku, wyrasta na naszych oczach do rangi głównego narzędzia zarówno do walki opozycji z władzą (oj, wie coś o tym poseł Jaworski), jak i wybicia się w ogóle.

Tymczasem w myśl zasady: uderz pięścią w katedrę, a odezwie się minister szkolnictwa wyższego - przeciw opiniom Hartmanna zaprotestowała pani Kudrycka. Zrobiła to zresztą w o tyle ciekawy sposób, że jednocześnie zasugerowała możliwość wprowadzenia rozmów kwalifikacyjnych na niektóre, co bardziej prestiżowe kierunki.

Poza tym jednak wszystko wg pani minister jest cacy. Widocznie nawał pracy w ministerstwie nie pozwala na rozmowy z pracownikami wyższych uczelni o ich doświadczeniach ze studentami. Każdy z nich ma na pęczki takich opowieści. Na przykład o egzaminie z politologii, na którym student ze zdumieniem uświadomił sobie (rzecz działa się przed katastrofą smoleńską), że jest dwóch braci Kaczyńskich. Autentyk, z państwowej uczelni!

Niewidzenie oczywistych faktów powinno być chyba wpisane na listę chorób zawodowych ludzi władzy. I to każdego szczebla. Niedawno internet obiegło nagranie z kamerki w warszawskim autobusie, przedstawiające powrót kibiców z meczu Legii: wulgarne przyśpiewki, okrzyki, etc. Tymczasem urzędnik z magistratu odpowiedzialny za imprezy masowe w rozmowie z dziennikarzem twierdzi, że nie rozumie problemu, bo on nigdy w życiu nie widział pijących i awanturujących się kibiców.

A wiceminister Neumann, pytany o prestiżową porażkę PO w wyborach uzupełniających, zauważa, że utrata jednego senatora jest praktycznie bez znaczenia. Natomiast w kwestii zamiłowania ministra Nowaka do drogich zegarków (podobno nie zawsze swoich własnych) zauważa przytomnie: "Jedni zbierają znaczki, inni puszki po piwie, jeszcze inni zegarki".

Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera

Tak więc myślę sobie, że jeśli powróci kwestia reformy matury i zniesienia obowiązkowej matematyki, której znajomość jakoby jest w życiu nieprzydatna - powinno się zastąpić ją egzaminami z dwóch dziedzin wiedzy, które obecnie wyrastają na wiodące i absolutnie niezbędne do odniesienia sukcesu, mianowicie: "jazda po bandzie" oraz "odwracanie kota ogonem". W teorii, ale przede wszystkim praktyce.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano
MATURA 2013 Terminy, porady, pytania, odpowiedzi
Zobacz ARKUSZE testów maturalnych i ODPOWIEDZI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki