Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lotnisko w Kosakowie . Czy gminę stać na taką inwestycję?

Dorota Abramowicz
Lotnisko w Gdyni Kosakowie . Czy gminę stać na taką inwestycję?
Lotnisko w Gdyni Kosakowie . Czy gminę stać na taką inwestycję? Tomasz Bołt
Kosakowo to jedna z pięciu najbogatszych polskich gmin. Czy to jednak znaczy, że musi mieć na spółkę z Gdynią własne lotnisko? Temat dzieli mieszkañców i prowokuje do pytań o demokrację.

Od początku była to nietypowa lotniskowa spółka. Z jednej strony przystąpiła do niej licząca ćwierć miliona mieszkańców Gdynia, z drugiej 20 razy mniej liczna gmina Kosakowo. Przytulona do wielkiej sąsiadki, która w latach 90. XX wieku próbowała nawet przyłączyć ją jako kolejną dzielnicę miasta.

Dziś, po negatywnej decyzji Komisji Europejskiej, kwestionującej publiczną pomoc samorządów dla inwestycji, władze Kosakowa za plecami Gdyni wyczekują na rozwój wypadków. Tymczasem niektórzy mieszkańcy gminy liczą już pieniądze zainwestowane w dawne wojskowe lotnisko samorządowe. Gdyby jakimś cudem spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo znalazła zainwestowane przez obie gminy prawie 92 mln zł i oddała z tego 85 mln zł do Gdyni i 6 mln do Kosakowa, to każdy gdynianin mógłby odzyskać 340 zł.

Na mieszkańca gminy Kosakowo przypadłoby już ponad 500 zł. Straconych? Zainwestowanych na przyszłość? Wartych wydania na drogi, chodniki, czy na lotnisko, które mogło przynieść - lub nie - zyski? Spierają się małżonkowie i sąsiedzi, trwa dyskusja w wielu domach i na forach internetowych.
I nie chodzi tu tylko o pieniądze.

Tak czy inaczej, samoloty będą lądować

W 2008 roku, gdy zaczęto poważnie mówić o powstaniu cywilnego portu lotniczego, w gminie Kosakowo pojawił się pomysł zorganizowania ogólnogminnego referendum na temat celowości inwestycji. Wniosek ostatecznie odrzucono "z uwagi na niespełnienie wymogu ustawowego poprzez brak poparcia przez co najmniej 10 procent mieszkańców uprawnionych do głosowania".

- Wówczas ugaszono inicjatywę, dziś nie byłoby to już chyba tak oczywiste - twierdzi Marcin Buchta, prezes Stowarzyszenia Nasza Ziemia w Kosakowie. Stowarzyszenie zaangażowało się w ubiegłym roku w organizację innego referendum, dotyczącego sprzedaży Polskiemu Górnictwu Naftowemu i Gazownictwu 700 ha gminnej ziemi pod budowę podziemnych zbiorników gazu, tzw. kawern. Wcześniej gmina już sprzedała PGNiG 100 ha i wydawało się, że transakcja będzie formalnością. Gmina wyraziła zgodę, uchwalono plan miejscowy i... zaczął się szum.

- Wzięliśmy nasz los w swoje ręce - mówi Marcin Buchta. - Organizowaliśmy w prywatnych domach spotkania, domagaliśmy się dokumentów. Urząd Gminy skierował nawet sprawę do sądu, żądając zakazu rozpowszechniania ulotek, ale ostatecznie przegrał. A my okrzepliśmy, bo prawdą jest, że nikt inny, tylko władza, przez swoją arogancję, hoduje opozycję. W listopadzie ubiegłego roku okazało się, że w głosowaniu referendalnym uczestniczyła jedna trzecia mieszkańców gminy Kosakowo, z których ponad 90 proc. powiedziało kawernom "nie".

Czy podobnie byłoby z lotniskiem?

Marcin Buchta pamięta z dzieciństwa uciążliwości związane z wojskowym sąsiedztwem w Babich Dołach. Jednak o Porcie Lotniczym Gdynia-Kosakowo wypowiada się ostrożnie.

- Pieniądze już zostały zainwestowane, pozostaje więc pytanie: czy stać nas na to, by je stracić? - zastanawia się. - Z drugiej strony, trzeba brać pod uwagę opinię mieszkańców, którzy mogą się sprzeciwić hałasom dobiegającym z lotniska. I jeszcze jedna ważna sprawa, o której rzadko się wspomina - to lotnisko pozostaje, co więcej, nadal ma znaczenie strategiczne dla wojska. Tak czy inaczej, samoloty będą tu lądować.

To wszystko trzeba rozważyć. Jednak demokracja polega na tym, by w rozważaniach brali udział także mieszkańcy - przypomina Buchta.

Na jednym wózku

Umowę z Gdynią podpisał pełniący stanowisko już trzy kadencje wójt Jerzy Włudzik, zdobywca tytułów najlepszego włodarza gminy w kraju i na Pomorzu. Wójt, po ogłoszeniu informacji, że Unia podważyła samorządową pomoc dla lotniczej spółki, z rzadka udzielał się w mediach. W imieniu nieobecnego wójta wywiadu udziela jego zastępca, Zdzisław Miszewski. Kiedy pytam o ponad 500 zł, które spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo miałby zwrócić każdemu mieszkańcowi gminy, wicewójt natychmiast protestuje.

- Finansowo nasza gmina na lotnisku nie straciła - Zdzisław Miszewski kładzie na stole teczkę z napisem "Port lotniczy". - Ministerstwo Skarbu Państwa przekazało nam w dzierżawę 242 hektary ziemi, które wnieśliśmy aportem do spółki Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo.

Za dzierżawę gmina odprowadza do MON 30 proc. zysków. W umowie z resortem obrony zapisano, że roczny dochód z wojskowych hektarów wynosi od 700 tys. do jednego miliona złotych. Z tego wynika, że koszty dzierżawy wynoszą około 200-300 tys. zł rocznie. Dla gminy (piątej na liście najbogatszych pod względem dochodów na mieszkańca w Polsce) z budżetem 42-43 mln zł nie jest to zbyt bolesna opłata.

Oprócz pieniędzy, które trzeba oddać, są także te, których gmina nie dostanie. W budżecie na 2014 rok zapisano ponad 3 mln zł zysku z działalności lotniska. Lotnisko nie działa i nie wiadomo, czy będzie działać, więc budżet trzeba będzie odchudzić.

- Dziwna sytuacja z tą Komisją Europejską - wzdycha zastępca wójta. - Jej decyzja spadła na nas jak grom z jasnego nieba. W końcu gminy zainwestowały nie pomoc unijną, ale pieniądze mieszkańców. Chyba mamy prawo decydować o naszych wydatkach? I co teraz, jeśli spółka upadnie? Czy ma to wszystko przejąć przedsiębiorca z jakiegoś Kataru czy Kuwejtu? Przecież to majątek publiczny!

Wicewójt wyciąga starą ulotkę, propagującą budowę portu lotniczego. Pokazuje cytat z exposé z 2007 roku premiera Donalda Tuska, który mówił o przyspieszeniu procesu przekazywania wojskowych lotnisk do dyspozycji lotnictwa cywilnego. Pyta, jak wobec takich decyzji ze strony Unii można zrealizować obietnice premiera.

- W 2020 roku kończą się pieniądze unijne i Polska zostanie z tym, co wcześniej wybuduje - tłumaczy Miszewski. - Jestem pewny, że nasze lotnisko da radę się utrzymać. Zresztą we wszystkim, co się na ten temat mówi, jesteśmy tożsami z prezydentem Szczurkiem. W końcu jedziemy na jednym wózku.

Kto tu się zna na lataniu?

Trzy samoloty spółki Grafprom Aviation z Kosakowa stoją w Rębiechowie, w okolicach Grudziądza i w pobliżu Elbląga. Tak naprawdę powinny stać kilka kilometrów od budynku firmy, w wybudowanym przez nią hangarze na lotnisku w Kosakowie. Projekt hangaru jest gotowy, ale tylko na papierze.

- Osoby, które się wypowiadają na temat lotniska, nie mają zielonego pojęcia o lotnictwie - stwierdza Szymon Tabakiernik, członek zarządu Grafprom Aviation, która kilka lat temu, z myślą o inwestycji w Babich Dołach, utworzyła certyfikowany ośrodek szkolenia pilotów. - Chcieliśmy zainwestować pieniądze, ale sprawa upadła przez niezrozumiały upór władz spółki Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo.

Problem w tym, że na razie cywilne samoloty nie mogą latać z Kosakowa. Mimo licznych próśb i sugestii spółka nie wystąpiła o certyfikat Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który pozwoliłby na wcześniejsze wykorzystanie lotniska. Do tego nie był potrzebny nowoczesny terminal, wystarczyły istniejące pasy startowe. Potencjalni piloci, po szkoleniu teoretycznym w znajdującym się tu już ośrodku, mogliby od półtora roku trenować nad Kosakowem.

- Procedura nie jest ani droga, ani długa - tłumaczy Tabakiernik. - Trzeba tylko wiedzieć, jak to zrobić. Ja wiedziałem, wysyłałem pisma, prosiłem o spotkania, jednak władze spółki popadły w niezrozumiałe samouwielbienie. Nie wiadomo, czy gdyby lotnisko było już wcześniej wykorzystywane, decyzja KE nie byłaby inna.

Do Komisji Europejskiej przedsiębiorca też ma pretensję.

- Unia się obudziła, gdy wszystko na lotnisku było już gotowe i można by było czerpać z tego zyski - mówi. - Teraz nasi prawnicy sprawdzają, czy możemy zgłosić roszczenia wobec UE. W końcu zainwestowaliśmy pieniądze, które przez Unię straciliśmy.

Na razie nowoczesny ośrodek szkolenia pilotów świeci pustkami. Tylko małe modele samolotów, stojące na półce, przypominają o lataniu nad Kosakowem.

Barykad nie będzie

Wieś Pierwoszyno (1120 mieszkańców, 280 "kominów") od ogrodzenia dawnego wojskowego lotniska w Babich Dołach dzieli ponad kilometr.

Najstarsi mieszkańcy wsi z trudem przypominają sobie czasy, gdy nad ich głowami nie kołowały samoloty. Jeszcze przed wojną było to zapasowe lotnisko dla Rumi, w czasie wojny startowały stąd jednostki Luftwaffe, po wojnie teren zajęło polskie wojsko.

Sołtys Ewa Purska, z domu Krause, urodziła się w Pierwoszynie. Jej rodzina mieszka tu od lat i stała się także częścią historii sąsiedniego miasta - pochodzący z Pierwoszyna dziadek Augustyn Krause był pierwszym burmistrzem Gdyni.
Pani sołtys doskonale pamięta, jak z wojskowego lotniska o godzinie 5 rano startowały migi. Hałas samolotowych silników towarzyszył im dzień i noc. I co? I nic. Można było się przyzwyczaić. Więc i teraz, gdy pytam o dalsze losy lotniska, Ewa Purska odpowiada: - Powinno zostać wykończone i wykorzystane.

- Co ty, kobieto, opowiadasz? - do pokoju wchodzi Lech Purski, od 40 lat małżonek pani sołtys. - Jestem z gruntu przeciwny tej inwestycji, to marnotrawienie pieniędzy, które można było wydać na ważniejsze dla nas cele! Tu nawet chodnikiem nie da się przejść. Obiecywano, że będą drogi, że cisza, że lotnisko da zatrudnienie...

- Jak obiecywano, to będzie! - przerywa mężowi pani sołtys.

Dyskusja robi się jeszcze bardziej gorąca, gdy dołączają do nas dwie przyjaciółki Ewy Purskiej. Wiktoria Śliwińska, emerytowana ekonomistka i radna gminy Kosakowo, oraz Alina Szydowska, inżynier środowiska, właścicielka galerii w Pierwoszynie, działająca w radzie sołeckiej. Panie Wiktoria i Ewa stają po jednej stronie frontu, pani Alina i pan Lech - po drugiej.

Wiktoria Śliwińska ("Kaszubka z wyboru od 1969 r.") przyznaje rację pani sołtys - do dźwięku startującego i lądującego samolotu można się przyzwyczaić. Dziś technika tak poszła naprzód, że hałas nie jest uciążliwy. Zresztą, gdyby miała wybierać, wolałaby samoloty cywilne od powrotu wojskowych odrzutowców. Przypomina list intencyjny z 2005 roku, podpisany przez władze Pomorza, dziwi się obecnej wolcie przedstawicieli samorządu województwa, którzy w końcu popierali ideę portu lotniczego.

- W pełni popieram pana prezydenta Szczurka - mówi. - To prawdziwy mąż stanu, z wizją taką, jaką przed wojną miał inżynier Eugeniusz Kwiatkowski, który przewidział, jak ma wyglądać nowoczesne miasto. Teraz pan Szczurek patrzy w przyszłość, przewidując potrzebę istnienia cywilnego lotniska właśnie w tym miejscu. Ile razy wstrzymywano odloty z Rębiechowa ze względu na mgłę? Tu i pogoda jest lepsza, i dojazdy też.

Alina Szydowska zamieszkała w Pierwoszynie, gdy wojsko już odeszło z Babich Dołów. Dlatego też trudno jej zaakceptować hałas samolotowych silników.

- Jestem emocjonalnie nastawiona do sprawy lotniska - tłumaczy. - Gmina zdecydowała się przekształcić grunty rolne pod potrzeby budownictwa mieszkaniowego, a nie pod budownictwo przemysłowe. Kupując działkę, słyszałam tylko, że nie będzie tu lotniska wojskowego. Przy podejmowaniu decyzji o inwestycji w latanie cywilne nikt nas nie pytał o zdanie. Nikt też mnie nie przekonał, że sąsiedztwo portu lotniczego nie będzie uciążliwe dla mieszkańców. Poza tym ekonomia ma swoje prawa - trzeba wspólnie uzgadniać politykę regionalną, także w kontekście rozbudowy Rębiechowa, a nie realizować ją osobno dla Gdańska, Gdyni, Kosakowa.

Rozmawiamy o tzw. strefach nalotów (czy samoloty mają kołować nad domami, czy też nadlatywać od strony morza i cmentarza), przewidywanym wzroście ruchu lotniczego, kwestiach ekonomicznych. I wcale nie widać zbliżenia poglądów.
- Podczas zbliżających się wyborów samorządowych będzie gorąco - twierdzi Alina Szydowska. - Dobrze, że barykad jeszcze nie stawiamy.

- Nie mów o barykadach - przerywa Ewa Purska.

Ostatecznie jednak emocje opadają. Panie, jakby nie było wcześniejszej dyskusji, w pełnej zgodzie zapraszają, by obejrzeć dumę Ewy - pięknie zbudowany z pieniędzy unijnych Dom Kaszubski w Kosakowie.

- Bo ludzi tak naprawdę interesuje coś innego - mówi sołtys Pierwoszyna. - Dziurawe drogi, bałagan albo budowa takiego domu. A lotnisko? Lotnisko zawsze było za płotem.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki