Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łajming o Osieckiej: Wszyscy się w niej kochali, ja też. Ale to była dziwna miłość [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
archiwum DB
Wszyscy się w niej kochali, ja też. Ale to była dziwna miłość. Bez dalszego ciągu. Takich miłości dziś już nie ma - mówi o swojej znajomości z Agnieszką Osiecką gdański malarz Włodzimierz Łajming w rozmowie z Gabrielą Pewińską

Pan się bił o Osiecką z Markiem Hłaską. Naprawdę?! Pana asystent z Akademii Sztuk Pięknych, Mieto Olszewski, pisze tak: Bójki odeszły w niebyt i łaska boska. Ale bohaterowie tych zapomnianych incydentów bywali przedni i tylko pro memoria parę niedyskrecji: młody Włodek Łajming bierze po pysku od Marka Hłaski z zawiści, że uwiódł Osiecką. W wersji Włodka to Agnieszka go uwiodła - cały Włodek.
(śmiech) Cały Mieto. Ma dobre pióro. Lata 50. Będąc w Warszawie, umówiłem się z Agnieszką w kawiarni Literacka na Krakowskim Przedmieściu. Siedzimy przy okrągłym, małym stoliku, takim na dwie osoby. Przechodzi obok jakiś młody człowiek. Nagle jak nie syknie: Kur...!!! I poszedł dalej.

Cały Hłasko. Osiecka pisała o nim: "Niekiedy wilkiem się nazywał. Lecz wilkiem nie był. Raczej chciał być".

Zerwałem się, żeby go zatłuc. Ale Agnieszka mnie powstrzymała. - Daj spokój - powiedziała - to przecież Hłasko. Ja się uparłem, żeby mu jednak gębę obić, ale w końcu odpuściłem. Hłasko to Hłasko.

Chyba miał Pan szczęście.
Pewnie tak, bo z niego był kawał chłopa. Nie wiadomo, jak by to się skończyło. Dla mnie.

W sumie szkoda, że do niczego nie doszło, miałabym ładny kawałek do opisania. A Pan ładny punkt w życiorysie.
Agnieszka... To był fajny człowiek. Poznaliśmy się w pociągu. W drodze do Moskwy na festiwal studencki. Ona była w warszawskim Studenckim Teatrze Satyryków, ja w gdańskim Teatrze Rąk Co To.

A w tym pociągu...
Rozmawialiśmy. Byliśmy sobie. Ona taka zwyczajna, bezpośrednia, prosta. I ja. Wszyscy mieszkaliśmy w jednym hotelu. Pamiętam, jak próbowała mnie wyciągnąć na spotkanie z Okudżawą. Ale ja wolałem się zobaczyć z Obrazcowem, słynnym reżyserem i lalkarzem. Był tak wzruszony naszym przedstawieniem, że zaprosił nas do siebie do domu na wielkie przyjęcie.

Osiecka. Podrywał ją Pan?
Nie, jechaliśmy sobie po prostu wielką grupą, my z teatru pantomimy rąk, ludzie z Bim-Bomu, Zbyszek Cybulski, Bobek Kobiela i inni. Między mną a Agnieszką nic się wtedy właściwie nie wydarzyło, ale szybko zaprzyjaźniliśmy się. Lubiła przychodzić na występy naszego teatru. Wczoraj znalazłem pocztówkę, którą przysłała do mnie z Londynu w tamtym czasie. Mieszkałem jeszcze wówczas w domu akademickim w Sopocie na Pułaskiego.

Zaadresowała: Włodeczek Łajming. Tak mówiła na Pana?
Z przyjaźni. Pisała: "Wład, od Londynu zęby bolą, od architektury i towarzystwa. Za to obrazów pysznych, a pochowanych po różnych kątach i wystawkach wielkie tu mnóstwo. Od Velasqueza dostojnego do śmiesznego ogromnie Miró. Tkwię tutaj już od miesiąca, u cioci, co skrzyżowaniem jest meduzy z patefonem, i wujka, co parasol czarny dumnie dzierży. Trzymam się mocno za mordę, żeby nie uciec lada moment do niedalekiego Paryża, co jednak po jakimś czasie wykonam. Agnieszka. PS Uściskaj ode mnie Tadka i Elkę plus tego chłopca, co z tobą w pokoju mieszka". Na odwrocie obraz Paula Klee.

Powiedział Pan kiedyś, że Osiecka to była pierwsza Pana miłość.
Ale platoniczna. Bez fizycznej namiętności. Szanowaliśmy się. Jak odwiedzała mnie w Gdańsku, to zawsze w towarzystwie. Raz, pamiętam, przedstawiła mi Ziemowita Fedeckiego, późniejszego słynnego tłumacza literatury rosyjskiej, tak fantastycznego w swej prostocie człowieka, że po latach jego imieniem nazwałem syna. Innym razem przyjechała z poetą Witoldem Dąbrowskim. Kiedyś ściągnęła na moją wystawę Andrzeja Wajdę. A pewnego dnia zadzwoniła, że właśnie jest w Gdańsku i siedzi w kawiarni naprzeciw dworca. Żebym przyszedł na chwilę. No to pobiegłem. Ona przy stoliku, obok jakiś facet. A kiedy podszedłem bliżej, przedstawiła mnie, mówiąc: - To właśnie jest Łajming.

A ten facet to kto?
To był Andrzej Munk. Agnieszka miała w sobie jakiś dar. Wszystko, co skomplikowane, umiała uprościć. Ale z sensem. Ona zwyczajnie była. Mówiła zawsze o rzeczach miłych, ale tak na poważnie. Umiała wzbudzać emocje i zachęcać do robienia rzeczy pięknych. Była tym światełkiem, na które czekały ręce.

Światełkiem?
Mieliśmy taką etiudę w naszym teatrze rąk. Światełko frunie w powietrzu, a ręce próbują je złapać. Ale ono ucieka i ucieka coraz szybciej. Ręce się uspokajają. Czekają. Po chwili światełko się zbliża, ale ręce już go nie chcą, więc znów się oddala. I wtedy jedna z rąk odwraca się w jego stronę... Koniec.

W "Szpetnych czterdziestoletnich" wspomina całą swoją wesołą sopocką kompanię z 1956 roku, także Pana. Jak zdobywaliście... świt na molu. "Wtoczyliśmy się na molo jakimś dziarskim pół polonezem, pół mazurem. Zgrani, rytmiczni, dogadani, stańczeni - stańczeni alkoholem, młodością i powagą poczynającego się świtu; trzymaliśmy się pod ręce i niczym radosny wąż wsiąkaliśmy w mgłę".
Pamiętam, jak kiedyś siedzieliśmy przy barze w Grand Hotelu i nagle ktoś wpada i krzyczy: Rosjanie stoją na redzie! To było wtedy, gdy Gomułka doszedł do władzy. No to mówię do barmanki: Pani Zosiu, jak tak, to jeszcze dwie wódeczki... To był dziwny czas, Agnieszka zauważyła, że im więcej wypiliśmy wódki, tym bardziej byliśmy trzeźwi. Takie coś nigdy się nie powtórzyło. Ale o swojej miłości powiedziałem jej nie wtedy, tylko dopiero wśród obrazów, chyba na jakiejś wystawie.

Wyznał jej Pan miłość?
Tak.

I co?

Nic. Tylko się uśmiechnęła.

A dalej?
Tyle.

Tyle?

Taka dziwna miłość. Bez dalszego ciągu. Dziś takich miłości już nie ma.

Była bardzo kochliwa. Jako trzynastolatka pisze we właśnie wydanych "Dziennikach", że ma serce jak Brama Floriańska. Ale i jej nie brakowało adoratorów od wczesnej młodości.
Wszyscy się w niej kochali. Każdy lubił z nią być. A ona mówiła: Jak chcę się napić wódki, to jadę do Łajminga, a jak chcę sobie pogadać, to ruszam do Krakowa, do Skrzyneckiego.

A dlaczego od tej miłości platonicznej nie poszedł Pan dalej? W płomienny romans?
W tym czasie wyjechałem pierwszy raz za granicę i poznałem moją pierwszą żonę, Pusię. Nosiła okulary. Nie wiem, czy ci "Okularnicy" Agnieszki nie powstały z myślą o Pusi...

Osiecka inspirowała Pana?
Bezpośrednio nie. Ale... Ofiarowałem kiedyś Agnieszce obraz. Spodobał jej się, jak tylko go ujrzała. Malowałem wówczas w konwencji: szare ściany, pusta ulica bez ludzi, dachy. Jakiś czas później spotykam Jerzego Skolimowskiego. Mówi: - Widziałem u Agnieszki twój obraz. Zrób mi taki sam. Powiedziałem, że to niemożliwe, że ja teraz już inaczej maluję. A on mi na to: - Ty przecież jesteś z Wybrzeża, ty wszystko potrafisz zrobić, "nie masz to jak w polskiej marynarce, upojne harce". Roześmiałem się i zaczęliśmy śpiewać, a że oboje się gdzieś spieszyliśmy, zatrzymaliśmy taksówkę bagażową i dalej to samo: "Bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce. Upojne harce! Upojne harce!"... Oczywiście wszystko to na kielichu...

Tę "marynarkę" śpiewali nad ranem, też po kielichu, zblazowani bohaterowie filmu "Niewinni czarodzieje" Wajdy, 1958 rok. Osiecka, wtedy studentka szkoły filmowej, miała na planie tego obrazu praktykę. A dlaczego ona lubiła właśnie z Panem chodzić na wódkę?
Może fajnie nam się gadało, nie wiem.

To, co popijaliście, to była czysta?

Czyściutka.

Dziewczyna miała mocną głowę?

Można tak powiedzieć. Nic nas nie brało, bo atmosfera zawsze była podniosła. Jak się gada o czymś ważnym, to się człowiek nie upija. Co innego, jak się bzdurzy. Ona zawsze mówiła o czymś ważnym.

Często Pan wraca myślami do niej?

Rzadko, ale wracam.

Osiecka umiera w 1997 roku.

Pamiętam chwilę, kiedy to do mnie dotarło. Rozpłakałem się. Łatwo się wtedy rozklejałem. Ludzie odchodzą tak bez pytania.

Jak zapisała się w Pana pamięci?
Gdyby ktoś nie wiedział, że jest kimś ważnym, to by na niej oka nie zawiesił. Zwyczajny człowiek. Ot, jakaś dziewczyna przechodząca ulicą. Nie była szczególnie ciekawa z wyglądu. Ale miała wnętrze, wystarczyło trzy słowa zamienić. Miała też nosa. Do ludzi. A z tym Hłaską to i dobrze, że mnie wtedy za rękaw złapała, bo by mnie przecież zdzielił.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki