Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta na statku? Armatorzy raczej nie są na to przygotowani

Dorota Abramowicz
Niektórzy marynarze nadal są przekonani, że baba na statku przynosi pecha. Niektóre agencje pośrednictwa pracy dla marynarzy też nie mają ofert pracy dla pań, bo "armator sobie nie życzy". Kobietom na morzu jest trudniej, ale jeśli są zdeterminowane, nic ich nie powstrzyma

Anna po studiach usłyszała, że wprawdzie papiery ma w porządku, doświadczenie wymagane na jej stanowisku też posiada, ale pracy za pośrednictwem agencji X. nie dostanie. - Nasi armatorzy nie zatrudniają kobiet - przekazano jej jasny komunikat.
Nie - kręci głową Anna - nie wystąpi w żadnym artykule na temat dyskryminacji ze względu na płeć. Za bardzo zależy jej na pracy.

- Bywa dość ciężko - przyznaje Iwona Markowska, II oficer na Darze Młodzieży, 10 lat pracy na morzu. - Często słyszę, że dziewczynom jest trudniej.

- W tym zawodzie absolutnie nie ma równości - mówi z naciskiem kpt. ż.w. Elżbieta Drożdżowska-Smulewicz, która dowodzi promami Euroafrica Linie Żeglugowe. - Nie jestem traktowana tak jak koledzy. Gdybym popełniła podobne błędy jak niektórzy z nich, już dawno bym poniosła odpowiedzialność. Im o wiele więcej rzeczy uchodzi.
Dzwonię do firmy SMT Shipmanagement Gdynia, która na stronach internetowych zaprasza do współpracy wszystkich zainteresowanych pracą na morzu. "Szczególnie poszukujemy kandydatów na stanowiska oficerskie, zwłaszcza do działu maszynowego".

- Kobiety też? - pytam.
- Nie - pada krótka odpowiedź. - Dlaczego? Taka jest polityka firmy. Były kiedyś kobiety na statku, ale dochodziło do scysji. Operator nie wyraża zgody na zatrudnianie pań.

- Nie mamy obecnie ofert dla kobiet - twierdzi dyrektor Mariusz Lenckowski z Morskiej Agencji Gdynia. - Armatorzy nie są na to zbytnio przygotowani, możemy mówić najwyżej o śladowym zatrudnieniu.
Marzena, dziewięć lat pływania: - Może to głupio zabrzmi, ale nadal niektórzy marynarze są przekonani, że baba na statku przynosi pecha.

"Żaba" i długo, długo nikt

Pierwsza była kpt. ż.w. Danuta Kobylińska-Walas, zwana "Żabą". Rocznik 1931, niesamowicie zdeterminowana. Szkołę Morską w Szczecinie skończyła w 1951 roku, ale nie pozwolono jej pływać. Dopiero pięć lat później wyruszyła na swój pierwszy rejs na Wrocławiu. Kapitanem została, mając 31 lat. Pisały o niej polskie i zagraniczne gazety, dziennikarze dobijali się o prawo do zrobienia wywiadu, fotoreporterzy walczyli o zdjęcia pani kapitan, powstawały wiersze na jej cześć. Po śmierci pierwszego męża, także oficera Marynarki Handlowej, wyszła drugi raz za mąż za reżysera operowego. Syn z pierwszego małżeństwa poszedł w ślady rodziców, został kapitanem żeglugi wielkiej.

Kolejne pokolenia dziewczyn, wychowane na reportażach o "kapitanie w spódnicy", nie miały jednak szans na pójście w ślady kpt. Kobylińskiej-Walas. Przez wiele lat uczelnie morskie w Gdyni i Szczecinie przyjmowały tylko mężczyzn. Dopiero w 1975 roku ówczesny minister żeglugi Jerzy Szopa zezwolił na studiowanie kobiet w szkołach morskich, równocześnie ograniczając limit przyjęć do sześciu miejsc. Dwa lata później, w 1977 roku, z "eksperymentu" zrezygnowano i znów uczelnie morskie stały się w 100 procentach męskie.

Z tamtego, pierwszego naboru kapitańskie szlify nosi dziś pięć pań. Tylko dwie z nich: kpt. ż.w. Elżbieta Drożdżowska-Smulewicz i kpt. ż.w. Danuta Barcikowska - pracują na morzu, dowodząc statkami.
Kolejne otwarcie szkół morskich dla kobiet nastąpiło przed 20 laty. Dziś większość studentek wybiera kierunki lądowe. Te najbardziej zdeterminowane idą na nawigację i na kierunek mechaniczny. - Wśród 619 studentów wszystkich lat Wydziału Nawigacji mamy 18 kobiet - wylicza Aleksander Gosk z Akademii Morskiej w Gdyni. - W ubiegłym roku na 57 absolwentów było siedem pań. Mamy też jedną absolwentkę Wydziału Mechanicznego. Zamustrowała, już pływa.

Prodziekan ds. studenckich i promocji AM w Gdyni dr inż. Tomasz Neumann twierdzi, że absolwentki nawigacji są bardzo dobrze przygotowane do pracy na morzu. - Bywają oczywiście właściciele jednostek pochodzący na przykład z krajów arabskich, którzy nie akceptują kobiet na statkach, ale w przypadku europejskich armatorów sytuacja wygląda inaczej - mówi dr Neumann. - Najważniejsze, by się nie poddawać. Oczywiście, żeby się utrzymać w tym zawodzie, konieczne są określone cechy charakteru. Trzeba być przywódcą.

W "Zeszytach Naukowych" wydawanych przez Akademię Morską w Szczecinie ukazała się w ubiegłym roku praca zbiorowa przedstawiająca opinie studentek Wydziału Nawigacji AM na temat studiów i perspektyw kariery na morzu. Na kwestionariusz, zawierający 29 pytań, odpowiedziało 128 kobiet. Co trzecia z nich jeszcze podczas szkolenia na morzu spotkała się z nierównym traktowaniem. O dyskryminacji i wulgarnych zaczepkach mówiło 28 proc. kobiet. Aż 18 proc. respondentek przyznało, że mimo większej wiedzy i kwalifikacji oraz cięższej niż koledzy pracy nie było traktowane na równi ze studentami. Część z nich podawała konkretne przypadki zachowania mające na celu poniżenie kobiety.

Dwie na stu

W Polsce zawód marynarza należy do najmniej sfeminizowanych. Na stu mężczyzn marynarzy przypadają zaledwie dwie kobiety. Większość z nich pracuje w tzw. sektorze wycieczkowym i na promach, tylko 7 proc. zatrudnionych jest na stanowiskach oficerskich.

Według najnowszych raportów IMO (Międzynarodowej Organizacji Morskiej), największą liczbę kobiet menedżerów w przemyśle morskim (26 proc.) mają Brazylia, Rosja, Indie i Chiny. W krajach G7 (Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Japonia, USA i Kanada) odsetek ten sięga 18 proc.

Tymoteusz Listewnik, przewodniczący Organizacji Marynarzy Kontraktowych NSZZ Solidarność, mówi, że nieraz pływał z kobietami - na statkach sejsmicznych pracowały w działach hotelowych, nawigacyjnych, obsługi i serwisu sprzętu elektronicznego, były też oficerami pokładowymi. - Teraz rynek leży, ale im wyższe stanowisko, tym łatwiej znaleźć zatrudnienie - twierdzi Listewnik.

Nie wszystkie agencje pośredniczące w szukaniu pracy dla marynarzy mówią "nie" kobietom. - Kilka pań znalazło zatrudnienie u naszych klientów - twierdzi Tomasz Grabowski z InterMarine. - Część z nich jako stewardessy, ale są również kobiety pracujące na stanowiskach oficerskich. Już dziś w światowej flocie brakuje około 20-30 tysięcy oficerów marynarki, prędzej czy później trzeba więc będzie przeprosić się z dobrze wykształconymi pracownikami. Czy dają sobie radę? Oczywiście, choć startują z dużo gorszej pozycji i muszą być o wiele lepsze od mężczyzn, by armator chciał je zatrudnić. Jeśli dziewczyna zdecyduje się iść na morze, powinna mieć silną motywację. Taki zmotywowany student jest skarbem dla uczelni i dla pracodawcy. Kobiety są doświadczonymi pracownikami, radzą sobie zarówno na mostku kapitańskim, jak i w maszynie. To częściej panowie nie dają sobie rady z przełożonymi paniami.

- Nigdy nie spotkałem się z prośbą, by marynarz był mężczyzną - twierdzi Mirosław Baska z agencji OSM Poland, zatrudniającej marynarzy głównie na statki offshore u armatorów norweskich, japońskich i niemieckich. Podobne zapewnienia padają w Marine Manning Service i w szczecińskiej agencji Hartmann Crew Consultants.
Do Organizacji Marynarzy Kontraktowych jednak często zgłaszają się panie, prosząc o pomoc. Skarżą się na dyskryminację ze względu na płeć, zwłaszcza przy poszukiwaniu pracy. Pojawiają się też doniesienia o nękaniu i mobbingu. Bywa, że kobieta, która pokona trudności związane ze znalezieniem pracy, nagle dowiaduje się, że będzie zarabiała mniej niż koledzy na burcie.

Nie przechodzę na "ty"

Ojciec kpt. ż.w. Elżbiety Drożdżowskiej-Smulewicz był bosmanem. Kiedy usłyszał, że Elżbieta chce pracować na morzu, przez kilka dni się do niej nie odzywał. Po latach, gdy została kapitanem - przyznał, że jest dumny z córki.

Nie wygląda jak wilk morski, jest drobną brunetką o silnym charakterze. Trafiła do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni podczas krótkotrwałego naboru kobiet w drugiej połowie lat 70. Pierwszy raz, na praktyki, wypłynęła w 1978 roku. Jej syn Sebastian miał wówczas zaledwie trzy miesiące. Został pod opieką babci.

- Kończyłam studia bez dziekanki - wspomina. - Było bardzo ciężko, ale mój ówczesny kapitan mówił, że w tym zawodzie nigdy nie będę miała dobrego czasu na kursy, pływanie i macierzyństwo. Zawsze trzeba z czegoś zrezygnować. Dlatego podczas pobytu w domu nauczyłam się być matką podwójnie skoncentrowaną na dzieciach. Wchodziłam cała w macierzyństwo, traktowałam syna i córkę z pełną uwagą. Choć pogodzenie wszystkich obowiązków wymagało ogromnego nakładu pracy.
Studia skończyła w 1980 roku. Pływała najpierw w Polskich Liniach Oceanicznych, potem w szczecińskiej Euroafrice. Kiedy w 1994 roku została kapitanem, Sebastian miał 16 lat, a młodsza Weronika - osiem.

Sebastian wybrał studia w Akademii Morskiej. Jako II oficer trafił przed kilkoma laty na prom Mikołaj Kopernik, którym dowodziła matka.

- Trzymał się z załogą, zachowywał dystans i dyskrecję - mówi Elżbieta Drożdżowska-Smulewicz. - Raz nawet byłam na niego o to zła. Mój chief Piotr Butrymowicz postanowił wraz z załogą zrobić mi niespodziankę z okazji 10-lecia otrzymania szlifów kapitańskich. Powiedział, że organizuje szkolenie dla załogi, zaprosił, bym w nim uczestniczyła. Kiedy się pojawiłam, przywitano mnie oklaskami, dostałam grafikę przedstawiającą molo w Sopocie, którą zresztą wybierał Sebastian. Dlaczego byłam zła? Gdyby syn mi powiedział, pewnie bym się jakoś przygotowała. Chociaż tort bym upiekła.
W przyszłości Sebastian będzie kapitanem. Jak matka.

Pytam kapitan Elżbietę, czy nie miała problemów z mężczyznami.
- Jakich problemów?
- Czy nie próbowali flirtować, podrywać, molestować...
- Były podchody, ale wszelkie próby ucinałam w zarodku. Na statku nie ma romansów.
Romanse mogą oznaczać kłopoty. Pani kapitan wspomina pewną stewardessę, która najpierw związała się z jednym, a potem z drugim marynarzem. Poszły w ruch pięści. A ona ostatecznie rozbiła wieloletnie małżeństwo.
Potrzebny jest także zdrowy dystans. - Na statku nie ma przyjaźni, z zasady nie przechodzę na "ty" z członkami załogi - twierdzi Elżbieta Drożdżowska-Smulewicz. - To może stwarzać niepotrzebne problemy w momencie wydawania poleceń. Chociaż z drugiej strony, często zdarza się, że członkowie załogi przychodzą do mnie ze sprawami osobistymi, zwierzają się. Trochę traktują mnie jak matkę.

Nie toleruje niedouczonych podwładnych, bo może to stwarzać ryzyko dla całej załogi i statku. Mówi, że kocha swój zawód. Na morze poszła z pasji i z pasją pracę na morzu traktuje. Jednak i tak dzień pod dniu toczy wojnę. Z zawiścią, stereotypami, szowinizmem. Walczy o siebie, udowadnia, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Na statkach nie ma demokracji

Z pasją pracę na morzu traktuje także Iwona Markowska, II oficer na Darze Młodzieży. Rozmawiamy krótko, przez telefon satelitarny, bo Dar jest na morzu w rejsie szkoleniowym. - Kobieta często słyszy, że nie da rady, bo praca wymaga siły fizycznej - mówi Iwona Markowska. - Nie spotkałam się z sytuacją, by dziewczyny ze względu na płeć gorzej wypełniały obowiązki. Jedyną barierą w rozwoju kariery może być założenie rodziny i urodzenie dziecka. Koleżanki, które podjęły taką decyzję, zeszły z morza.

Marzena pływała jako stewardessa najpierw cztery lata na statkach handlowych, potem na prywatnych jachtach.
- To ciężki zawód - mówi. - Na statkach nie ma demokracji, to, co każe kapitan, trzeba wykonać. Bez dyskusji. Jeśli górę biorą emocje, jeśli pojawiają się łzy, to znaczy, że trzeba zrezygnować z pływania. Faceci mówią prostym językiem, nie rozumieją, dlaczego ktoś zaczyna nagle płakać. Kobieta pływająca w męskim towarzystwie musi być bardzo twarda. Znam takie dziewczyny, one nawet starają się ubierać i wyglądać jak mężczyźni. I nic w tym dziwnego, bo im ładniejsza kobieta, tym więcej problemów w pracy.

No i zawsze gdzieś z tyłu głowy krąży myśl o rodzinie. Ojciec na morzu jest akceptowany, ale z matką bywa gorzej. Nic dziwnego, że aż 61 proc. studentek szczecińskiej Akademii Morskiej na pytanie, czy obawiają się, że założenie rodziny utrudni pracę na morzu, odpowiedziało "tak". Optymistek, zakładających pogodzenie bycia żoną, matką i marynarzem, było o połowę mniej.

- Mam koleżankę stewardessę, pływającą miesiąc na miesiąc - opowiada Marzena. - Dziadkowie opiekują się dzieckiem, a ona cierpi. Nie może zrezygnować ze względu na pieniądze, na lądzie nigdy tyle nie zarobi.
Po dziewięciu latach pływania Marzena postanowiła zejść na ląd. Na stałe. Ma pomysł na własny projekt, poza tym decyzję podjęła wspólnie z narzeczonym.

Nie do powstrzymania

Kobiety pracujące na morzu przed 18 laty doprowadziły do zwołania kongresu "Womens at Sea", podczas którego zaczęły głośno mówić o przysługujących im prawach. W 2001 roku przy Europejskiej Federacji Transportowców został powołany Komitet Kobiecy ETF. Działa on na rzecz wprowadzania do układów zbiorowych przepisów, które chronią kobiety i dają im np. prawa dotyczące urlopów macierzyńskich w takim stopniu, w jakim korzystają na lądzie ich rodaczki. Ochrona ta jednak nie dotyczy większości Polek, które tak jak mężczyźni marynarze, przeważnie pływają na statkach tzw. wygodnej bandery.

Wiele wskazuje, że mimo tych wszystkich problemów powstrzymanie kobiet przed pracą na morzu nie jest już możliwe. W ubiegłym roku Międzynarodowa Organizacja Morska, wraz z World Maritime University w Malmö, zorganizowały konferencję poświęconą równemu dostępowi kobiet i mężczyzn do zawodów branży morskiej. Wzięli w niej udział przedstawiciele 74 krajów, deklarujący sprzeciw wobec nierównego traktowania marynarzy ze względu na płeć. Zresztą od dobrych kilku lat niektórzy armatorzy zachodni, np. z krajów skandynawskich, muszą stosować wewnętrzne przepisy zabraniające dyskryminacji.

W ślad za przepisami idzie praktyka. W połowie lipca tego roku portale morskie przekazały informację, że po raz pierwszy w historii branży wycieczkowej mianowano kobietę kapitanem ogromnego, prawie 300-metrowego statku pasażerskiego Celebrity Summit. Nad bezpieczeństwem ponad 3 tys. osób (w tym 2200 pasażerów) czuwa kapitan Kate McCue. Pani kapitan Kate McCue.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki