Zamiast fenomenalnych uniesień, nasz kraj zaproponował nam absolutnie żałosny początek roku. Zaczęło się od tandetnej ustawy o lekach refundowanych. Później pojawiły się marsze protestacyjne związane z porozumieniem ACTA. Kiedy już miało być nieco spokojniej, zbombardowano nas sprawą porwanej ponoć Magdy. Nie zdążyliśmy ochłonąć, gdy premier zaczął krucjatę na rzecz wydłużenia czasu pracy. Wydawało się, że limit żałości został wyczerpany. Niestety, tandetne przygody umościły sobie nad Wisłą poważne gniazdo. Najpierw zaczęto nachalnie pokazywać żołnierza znalezionego potwornie wyziębionego w leśnym szałasie. Potem naszą świadomością zawładnęły konferencje prasowe niekompetentnych ministrów wymyślonych przez kosmicznie egocentrycznego typa. Na koniec zastępca owego wątpliwego politycznego guru ogłosił, że przyszłe emerytury to mrzonki i należy obecne zarobki wciskać do świnki skarbonki. Wspomniał też o dzieciach jako najlepszym wsparciu na starość. Najlepiej mieć ich dwanaścioro, po jednym na każdy miesiąc roku.
Więcej felietonów Jarka Janiszewskiego
Humory miało nam poprawić zbliżające się widowisko pt. Euro 2012. Niestety, ponownie dał o sobie znać karnawał smutku. Okazało się bowiem, że budowa dróg się opóźnia, a stadion narodowy nie jest gotowy nawet do rozegrania meczu ligowego.
I jak tu teraz tańczyć w karnawale, kiedy własny kraj dusi wszelkie sympatyczne odruchy.
Jak się filuternie uśmiechać do podchmielonej pani, gdy zewsząd płyną dołujące sygnały - nie będzie emerytury, zabraknie na lekarstwa, nie będzie pracy. Nic tylko skoczyć na sznur.
Na szczęście są nieliczne przykłady pokazujące, że życie bywa zaskakująco miłe.
Pierwszym okazem jest osobnik z Gdyni, który wygrał ponad trzydzieści milionów złotych. Jego życie może się teraz stać nader intrygujące. Jest jednak jeden warunek - nie wolno się przyznać do wygranej. Najlepiej wyjechać z kraju i zacząć nową egzystencję, opowiadając o spadku po szalenie pracowitym wujku. Drugi okaz to były szef Narodowego Centrum Sportu, człowiek, który wynegocjował ponad pięćset tysięcy złotych premii. My, skromni pochłaniacze kaszanki, oburzamy się, gdy padają takie kwoty jako niewinny odprysk budżetu, ale gdyby to nam zaproponowano tyle pieniędzy, wzięlibyśmy je bez zmrużenia oka. Cóż, nie byliśmy w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu.
I jak tu się bawić? Karnawał się kończy, a ktoś inny zgarnął wygraną, ktoś inny weźmie premię za niedokończony stadion. Co smutne, ktoś inny zajmie się samotną studentką szukającą moralnego wsparcia.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Racjonalnego nie ma. Jedynym ukojeniem może być widok Alicji Bachledy-Curuś, która pójdzie do kina z małym dzieckiem, a tam tata Colin będzie na ekranie obściskiwał obcą babę. Trudno sobie wyobrazić bardziej paskudny obrazek. Przynajmniej dla Alicji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?