Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jasno widać czarną przyszłość

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Chyba nigdy wcześniej prognozy gospodarcze nie były obciążone takim ryzykiem popełnienia błędu jak w tym roku. Nigdy nie mogliśmy być pewni tego, co się zdarzy, ale coś tam jednak udawało się przewidzieć. Dziś nikt rozsądny nie próbuje wmawiać innym, że potrafi oszacować, jaka będzie sytuacja za 12 miesięcy. Tylko tzw. eksperci co i raz ogłaszają nowe prognozy, korygujące ich wcześniejsze opracowania. Niby nic w tym dziwnego. W końcu prognozy meteorologiczne też są na bieżąco zmieniane, w zależności od napływających informacji.

W gospodarce również trzeba to robić. Tyle tylko że prognozy ekonomiczne skutkują podejmowaniem długofalowych decyzji. W przypadku pogody jej przewidywania wpływają na nasze decyzje bieżące (wziąć parasol, czy nie; założyć ciepłe gacie czy stringi) lub krótkookresowe (pojechać na wakacje do Egiptu czy zostać nad Bałtykiem). Nawet jeśli popełnimy błąd zawierzając prognozom, najwyżej zmokniemy, zmarzniemy lub stracimy humor na urlopie. A dodatkowo większość tych decyzji możemy szybko skorygować. W biznesie i w polityce gospodarczej nie jest to takie proste.

Decyzje inwestycyjne wymagają często oceny sytuacji (makro- i mikroekonomicznej) w długim horyzoncie czasu - zazwyczaj co najmniej kilku-, kilkunastoletnim. Na jakiej podstawie takich ocen dokonywać? W czasach tak dynamicznych (ekonomiści lubią określenie - turbulentnych) zawodzą modele ekonometryczne oparte na danych statystycznych z przeszłości. Bo jedno jest pewne - przyszłość będzie inna niż przeszłość, inna niż teraźniejszość. Inna nie tylko i nie przede wszystkim pod względem ilościowym, to od biedy jakoś można by przewidzieć.

Stoimy w obliczu wielkich zmian jakościowych, których kierunek trudno jest nawet zdefiniować. Mówił o tym niedawno Ivan Krastev, politolog i filozof, w bardzo ciekawym wywiadzie dla "Polityki". Świetna była rozmowa, nie tylko na ten temat, Grzegorza Miecugowa z Zygmuntem Baumanem w TVN24. I Krastev i Bauman przyznają, że nie wiedzą, w którą stronę pójdzie świat. No, ale to są wybitne postaci.

Stać ich na kartezjańskie stwierdzenie: wiem, że nic nie wiem. Co innego analitycy z banków i firm konsultingowych. Ci muszą wiedzieć wszystko, w tym znać przyszłość. Za to im płacą. Gdyby powołali się na Kartezjusza, wylecieliby z dobrze płatnych posad. Są współczesnymi wróżbitami, płaci im się za stawianie tarota, a nie za wynik. Co więcej, gdyby takiemu głównemu ekonomiście dużego banku wyszło z modeli ekonometrycznych, że system finansowy świata się rozpadnie, to przecież tego nie ogłosi, bo dałoby to zapewne początek temu rozpadowi. W najlepszym razie sam się biedak ewakuuje i zacznie zajmować się uszlachetnianiem ludzkości w innej intratnej dziedzinie.

No więc, z prognozowaniem na bieżący rok ekonomiści powinni się nieco wstrzymać. Może lepiej brać pod uwagę przepowiednie np. pana Krzysztofa Jackowskiego z Człuchowa, który twierdzi, że w 2011 roku będzie w Polsce bryndza. Ja nie jestem takim czarnowidzem jak ten jasnowidz i sądzę, że nie będzie gorzej niż w 2010 r. I moje nadzieje są oparte na równie twardych podstawach jak jego. Z tym, że gdyby więcej ludzi uwierzyło mnie, a nie jemu, to byłoby dla wszystkich lepiej. Optymistyczne prognozy kreują bowiem hossę, a sianie defetyzmu prowadzi prostą ścieżką do bessy.

PS. Zapraszam moich czytelników do uczestnictwa w konkursie-zgadywance o najbliższej przyszłości polskiej gospodarki, który ogłosiłem na swoim blogu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki