Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Instynkt przetrwania unplugged

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Lenin definiował komunizm jako władzę rad i elektryfikację wsi. Z władzą rad, jak wiadomo, był to wielki pic na wodę - rządziła partia i bezpieka, natomiast w drugiej kwestii komunizmowi nie można odmówić sukcesów. Nie tylko w Rosji zresztą, nad Wisłą też.

Wystarczy przypomnieć, że w ostatnim roku istnienia II RP zelektryfikowane w niej było ledwie trzy procent wsi. Oczywiście te osiągnięcia można tłumaczyć ogólnym postępem cywilizacyjnym w XX wieku. Nie-mniej to niechciany patron gdańskiej stoczni wypisał to hasło na bolszewickich sztandarach, i tej obietnicy, bodaj jako jedynej, dotrzymał.

Jeszcze w 1988 r. statystyczne wyposażenie mieszkalnych budynków prywatnych na wsi w urządzenia elektryczne obejmowało cztery punkty świetlne i jedynie dwa gniazda wtykowe. Nie przypadkiem zatem w mowie potocznej terminy "prąd elektryczny" i "światło" stanowiły synonim.

Za czasów mojego dzieciństwa, które przypadało na wczesne lata 70., kiedy szła spać nasza rodzina, "zasypiały" też elektryczne sprzęty, z wyjątkiem lodówki, która pomrukiwała gdzieś z kuchni. Ale nie świeciła, o ile nie otwierało się jej drzwi. Dopiero przywieziony z Zachodu za późnego Gierka elektryczny zegar, na którym co 60 sekund przeskakiwała miniplansza oznaczająca minutę, nie tylko złamał monopol lodówki na nocne czuwanie, ale też, dzięki umieszczonej w nim żaróweczce niewielkiej mocy, w mieszkaniu pojawił się punkt świetlny świecący przez całą dobę. To był pierwszy wyłom. Potem poszło już z górki.

Dziś, gdy nocą idę po ciemku przez mieszkanie, "po ciemku" jest zdecydowanie w cudzysłowie. Zewsząd bowiem mrugają do mnie kolorowe "oczka" lub cyferki na wyświetlaczach: lodówki, kuchenki, pieca gazowego (który w przeciwieństwie do starych niepoczciwych bynajmniej junkersów do pracy potrzebuje nie tylko gazu, ale także elektryczności), czujnika tegoż pieca, telewizora, dekodera, amplitunera, modemu, rutera. Swoją gotowość do podjęcia pracy sygnalizują też światełkami komputery osobiste i laptopy. Tu i tam niespodziewanie rozbłyskują wyświetlacze telefonów i smartfonów, ładowane po dniu pełnym ciężkiej pracy, a na zakończenie tego procesu sygnalizujące konieczność "odłączenia w celu oszczędzania energii". A z narożników pokoju opalizują czerwone kontrolki listew elektrycznych, do których cała ta maszyneria jest podłączona. Bo gniazd w ścianach od dawna nie starcza, mimo że mamy ich zdecydowanie więcej niż wynosiła średnia z 1988 roku. Więc kiedy słyszę termin "zanieczyszczenie światłem", choć dotyczy on dużo szerszego zjawiska, nie brzmi to dla mnie abstrakcyjnie.
No cóż, komunizm się zakończył, nadszedł wolny rynek, a z nim wspólny rynek, czyli Unia Europejska, i sławetne unijne dopłaty. Budujemy za nie wspaniałe drogi, po których mkniemy coraz szybszymi samochodami, coraz bardziej naszpikowanymi elektroniką, pięknie świecącą na rozdzielczej desce. Niestety, czasem ze względu na przebieg trasy trzeba kogoś wysiedlić. Taka historia przydarzyła się przy okazji budowy obwodnicy południowej pewnej rodzinie z Oruni.

Niestety, do nowej działki, którą dostali w zamian, Energa- Operator od trzech lat nie może doprowadzić prądu. Państwo K. jakoś sobie radzą dzięki wykonanemu tymczasowemu przyłączu. Gorzej mają ich sąsiedzi, państwo M., którzy żyją (i budują dom) w warunkach "prekomunistycznych". Bez żarówek, lodówki, pralki, telewizora, o modemach, ruterach i dekoderach nie wspominając. Jak się okazuje, dzięki operatywności Energi-Operatora można sobie radzić bez tego wszystkiego. Byle mieć pracę, w której można przynajmniej naładować telefon komórkowy. Bo bez tego to faktycznie żyć już się nie da.

Przebojem telewizji Dicovery jest ostatnio reality show pt. "Nagi instynkt przetrwania", w którym dwoje obcych sobie ludzi bez jedzenia, wody, narzędzi, a nawet ubrań, porzucanych jest w dziczy, gdzie musi radzić sobie przez 21 dni. Podejrzewam, że ze względu na ekstremalne warunki realizacja tego programu wymaga niemałego budżetu. Tymczasem u nas, na Oruni, praktycznie bez żadnych nakładów koledzy z TVP Gdańsk mogliby skręcić nie gorszy materiał. Co podpowiadam im całkiem bezinteresownie, wiedziony li tylko lokalnym patriotyzmem.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki