Miałem okazję jako samorządowiec współpracować z dwoma skarbnikami miasta, niestety oboma już nieżyjącymi. Najpierw za finanse Gdyni odpowiadał – nomen omen – Andrzej Goldmann, później właśnie profesor Szałucki. I o ile Andrzej Goldmann był osobą bardziej niepozorną i skupioną na liczbach, o tyle profesor ze swoim doświadczeniem dydaktycznym, nie marnował żadnej okazji by wyjaśniać, uzasadniać i opisywać radnym meandry finansów miasta. Cierpliwie, nie okazując rozmówcy lekceważenia czy znudzenia, odpowiadał na pytania, wyjaśniał, sięgając do źródeł i mechanizmów aktualnej sytuacji, nawet jeśli miały one miejsce dużo wcześniej.
I wreszcie - był szczery. Może nawet nadszczery? Gdy nie wypadało by coś mówił - i tak mówił. Co najwyżej bardziej dyplomatycznie. Gdy sytuacja finansowa miasta była trudna, taką ją nazywał. Gdy bał się, że na coś nie wystarczy, mówił o tym. Wiedząc jakie znaczenie mają dla miasta przychody, mówił o tym szczerze i na nich się szczególnie koncentrował. Wydatki często – może nawet zbyt często – traktował jako koszty. Takie było jego zadanie: pilnować budżetu i finansów miasta oraz dyscypliny, stąd naturalne napięcia. Z pozornym luzem, choć zirytowany przyjmował każde decyzje władz centralnych skutkujące koniecznością niespodziewanego wyszukiwania kolejnych milionów na wydatki oświatowe.
Nie udawał zachwytu, gdy pierwsza edycja Red Bull Air Race przekroczyła w szokujący sposób szacowane wydatki. Próbował być tym, który trzyma skarbonkę i broni do niej dostępu wirujących w szalonym tańcu decydentom, choć oczywiście wiedział, że na końcu chodzi o rozwój miasta. Dlatego cenił wydatki na inwestycje, a z dozą rozpaczy patrzył na rosnące wydatki bieżące, jakby przewidując sytuację, do której musi to doprowadzić. I pewnie ostatnie miesiące były dla niego niełatwe.
Wielu z nas, radnych, od profesora Krzysztofa Szałuckiego uczyło się i nauczyło. Miałem poczucie, że to jedna z tych osób, która, choć zdaje sobie sprawę jak w Gdyni traktuje się radnych, chce ich traktować poważnie i po partnersku. Jedna z ostatnich osób z tym eleganckim sznytem, który sprawia, że pewnych rzeczy nie wypada, nawet gdy wydaje się, że można. Jedna z tych osób, która potrafiła prezydentowi powiedzieć swoje zdanie, nawet gdy nie budziło ono jego ekscytacji. Pewnie jedna z ostatnich. Był też jedną z nielicznych osób (a może nawet jedyną) w gronie Kolegium Prezydenta naocznie znającą sytuację północnych dzielnic Gdyni, jako mieszkaniec Pogórza.
W czasach osamotnionego, zmęczonego generała otoczonego kapralami, coraz wyraźniej brak wokół niego pułkowników. Krzysztof Szałucki z całą pewnością był jednym z nich.
I takiego go zapamiętam, z całą ekscentrycznością, momentami niełatwym charakterem, ale i szacunkiem, którym się darzyliśmy. I pewnie równie ważne jak mowy na jego pogrzebie byłyby decyzje władz miasta nawiązujące do dorobku profesora i jego troski o budżet miasta.
ZYGMUNT ZMUDA – TRZEBIATOWSKI
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna, a oddawanie kortów deweloperowi to koszmarny błąd.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?