Ponieważ mam w domu dwie uczestniczki tego wydarzenia (a w zasadzie to nie mam, bo koczują na tychże Kolibkach), to z dużą ciekawością przyglądam się mu, zwłaszcza, że swój drobny wkład w tę imprezę miałem. I chciałbym zostawić państwu kilka wątków do przemyślenia:
Po pierwsze: jeśli widzicie cień szansy i nadziei, by wasze dziecię zamiast przesiadywać smętnie kolejne godziny przez ekranem, chciało szukać przygód i przyjaźni w plenerze i dobrym towarzystwie, uczyć się samodzielności i brania się z wyzwaniami za bary zamiast ich unikania, to wspierajcie taką możliwość ze wszystkich swoich sił.
Po drugie: jeśli chcecie mieć przez całe wakacje poczucie, że dzieci robią coś wartościowego i z wartościowymi ludźmi, a jednocześnie nie wiszą wam na głowie – to wiecie co robić. Szukajcie ogarniętego drużynowego czy drużynowej w okolicy i podstępem, prośbą lub groźbą, zachęćcie latorośle, by spróbowały smaku harcerstwa. Moje osobiste doświadczenie uczy, że w obecne wakacje jedyna ważna rodzicielska opcja, która była niezbędna, to dostępność pralki i suszarki między kolejnymi eskapadami.
Po trzecie: jeśli nie macie dzieciaków w wieku harcerskim, albo wasze dzieci jednak ulepione są z nieco innej gliny, to przynajmniej życzliwie traktujcie napotykanych na swej drodze ludzików w harcerskich mundurach: podzielcie się dobrem, wyciągajcie rękę, wspierajcie, podrzućcie na stopa czy zostawcie choć dobre słowo. W dzisiejszych czasach, gdy coraz mniej mamy czasu, ochoty i możliwości, by zajmować się sprawami innych, tych ludzi, którym nadal chce się angażować i służyć, opiekować naszymi dzieciakami i robić to bez wynagrodzenia i kosztem swojego czasu, należy traktować jak bezcenny, zagrożony wymarciem, gatunek. I tak jak Wisława Szymborska zachwycona obrazem Vermeera twierdziła, że „dopóki ta kobieta z Rijksmuseum w namalowanej ciszy i skupieniu mleko z dzbanka do miski dzień po dniu przelewa, nie zasługuje Świat na koniec świata.”, tak ja twierdzę, że dopóki ludziom chce się w skautowym mundurze pełnić służbę, służyć przykładem i mieścić w sobie ciekawość świata, to dalsze jego trwanie ma jeszcze sens.
Po czwarte: tym, którzy niezbyt rozumieją o co chodzi w harcerstwie, wolą uśmiechać się protekcjonalnie i wzgardliwie, polecam spacer pod pomnik Gdyńskich Harcerzy i poczytanie choćby w necie o akcji B1 i B2. Tak - mamy jako gdynianie realny dług wobec harcerek i harcerzy.
I po piąte wreszcie: nie tak daleko od Kolibek, gdzie obecnie słychać gwar harcerzy, jest Polanka Redłowska, a tam – tablica upamiętniająca obóz skautów, który w 1933 roku odwiedził twórca skautingu Robert Baden – Powell. I prawie można poczuć atmosferę tamtego miejsca i czasu. Strach myśleć, co by było, gdyby ziściły się absurdalne pomysły zabudowywania tego terenu hotelem. Wtedy ta tablica byłaby niemym oskarżycielem i pewnie musiałaby stamtąd dyskretnie zniknąć, jak kiedyś pomnik Eugeniusza Kwiatkowskiego zdeponowany gdzieś w magazynach na Hutniczej.
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana, Norman Davies powinien być Honorowym Obywatelem Gdyni, a harcerstwo to skarb!
Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?