W sercu starego Wrzeszcza, nieopodal pl. Komorowskiego, od niemal 40 lat prowadzona jest restauracja, która reklamuje się jako lokal z rodzinnymi tradycjami. Każdy wrzeszczański autochton wie, że to właśnie w słynnej "Lucynce" zaczęła się historia "Nikosia". Choć nie uchodził za osobę postawną, już jako młodzian we wspomnianym lokalu miał załatwić sobie pracę w charakterze bramkarza. Wiele publikacji podaje również, że w tamtym okresie stanął także na bramce najbardziej elitarnego klubu na wybrzeżu, czyli słynnego "Maxima". Jego właściciel Michał Antoniszyn, ps. "Mecenas", szara eminencja trójmiejskiego półświatka, doktor nauk humanistycznych i jeden z najbogatszych Pomorzan, miał stać się także mentorem młodego Nikodema.
Czy rzeczywiście tak było? Pod wątpliwość poddaje to autor artykułu zamieszczonego na portalu Gazeta Wieczór Pomorze.
- Do sieci trafiło już bowiem tyle archiwalnych zdjęć "Nikosia", że chyba nikt nie powinien wierzyć w to, że niski (ok. 1,70 m wzrostu), chudy chłystek mógł stać "na bramce" tak prestiżowego miejsca - pisze autor o inicjałach "IT". - Nikoś nie mógł być ochroniarzem w Maximie, bo się do tego zwyczajnie nie nadawał. Nie był umięśniony, nigdy nie ćwiczył, ani też się do tego nie palił. A żeby dostać się tam na ochroniarza, trzeba było poszczycić się herkulesowymi mięśniami i co najmniej tytułem mistrza Pomorza w boksie. Zatrudnieni w Maximie ochroniarze byli znakomicie wyszkoleni do bicia, utrzymywania spokoju i panowania nad tłumem.