Do wyborów samorządowych został już tylko niecały rok, a nowa ordynacja wyborcza nie jest jeszcze uchwalona i nie wiadomo, jaki ostatecznie będzie miała kształt. Nie dziwię się zatem krytycznemu stanowisku obecnego przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, który zwyczajnie obawia się, że powołanie 16 wojewódzkich i 380 powiatowych komisarzy wyborczych, a potem nowych okręgów wyborczych, w tak krótkim czasie, może mieć negatywny wpływ na przebieg samego procesu wyborczego.
I nie chodzi o to, żeby „było, tak jak było”. Bo, zgadzam się, że pewne zmiany w ordynacji są potrzebne. Ale obecna władza, niestety, znowu popełnia ten sam błąd. Znowu chce wprowadzić zmiany „na szybko” i bez konsultacji z samorządowcami, organizacjami pozarządowymi, ekspertami i społecznikami. Przykre, bo świadczy to o nieliczeniu się z niczym i z nikim. A przecież żadna partia nie będzie u władzy do końca świata.
Mam wrażenie, że intencje może są i słuszne, ale realizacja z pozycji siły, kompletnie niepotrzebna. Wśród proponowanych przez PiS zmian w ordynacji wyborczej, największe obawy widzę w likwidacji systemu większościowego, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych w gminach (z wyjątkiem miast na prawie powiatu) oraz upolitycznienie wyboru nowych komisarzy z kompetencjami wyznaczania nowych okręgów wyborczych w gminach. A to dlatego, że podział na okręgi może się okazać istotnym orężem w walce o głosy wyborców.
W pełni zgadzam się z socjologiem dr. Jarosławem Flisem, który w dzisiejszych Rejsach potwierdza, że taki kierunek zmian wyraźnie preferuje duże partie kosztem małych i średnich.
Czytaj więcej: Jarosław Flis: Ordynacja to nie jest żadna tam wunderwaffe
W praktyce oznacza to, że zyskają kandydaci na radnych z ramienia PiS i PO. Dlatego pewnie liderzy PO w sprawie zmian w ordynacji nabierają wody w usta, bo zwyczajnie im to odpowiada. A przecież w gminach poza Gdańskiem podziału partyjnego w zasadzie nie ma. Tam istnieją lokalne komitety założone przez organizacje społeczne i pozarządowe. Teraz ich reprezentanci w ogóle mogą nie wejść do rady gminy. No chyba że wpiszą się na listę dużej partii.
I w ten sposób partie, które w gminach nie mają swoich przedstawicieli, nagle ich zyskają. To niepoważne. Nie dość, że grozi to upartyjnieniem samorządów, to jeszcze może wprowadzić do dyskursu samorządowego język nienawiści i widoczny w Sejmie podział na dwie Polski. Nie życzę tego najgorszemu samorządowi w Polsce. Mam nadzieję, że akurat te przepisy w życie nie wejdą. Zmiany tak, ale mądre, skonsultowane i zgodne z prawem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?