Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo bezdomnego w altanie. Kolejne wątki w śledztwie

Tomasz Słomczyński
www.sxc.hu
Jest w Polsce wieś, wciśnięta między nasyp kolejowy i przelotówkę, we wsi jest podwórko, na nim stała altana. Została po TYM rozebrana. Po czym? Prokurator woli nie mówić o torturach i o śmierci z bólu...

Prokurator mówi o "metodycznym zadawaniu urazów". O odciętych małżowinach usznych wspomina niechętnie. I woli nie używać sformułowania "pastwienie się nad ofiarą" - te słowa pozostawia dziennikarzom. Jednak poza krótkim tekstem w gazecie lokalnej sprawa nie znajduje miejsca na łamach.
- Chce pan pisać o tej sprawie? Ona dotyczy nawet nie Polski "B", tylko "C", "D" albo i "Z" - słyszę.
Śmierć menela większych emocji nie budzi. Ludzie wzruszają ramionami.

Czytaj także: Gdańsk: 25 lat więzienia za zamordowanie żony i podpalenie mieszkania

W TYM dniu przyszedł do Józka i Marioli o czternastej. Przyniósł ze sobą trzy udka kurczaka zawinięte w foliowy woreczek, po jednym dla każdego. Miał też jedną "wisienkę". Mało na ich troje. Dał Marioli 20 zł, kobieta poszła do sklepu. Przy sklepie jest stara piekarnia i zniszczone betonowe schodki. Przysiadłszy na nich ma się dobry widok na plac - centralne miejsce we wsi. Obok schodków - zielona skrzynka energetyczna. Za nią wciśnięte plastikowe kubki, żeby nie pić z gwinta, bo nieelegancko. Tkwią tam do dziś, wypełnione deszczówką i roztopionym śniegiem.

Zapłaciła wtedy 13,50. Na schodkach czekali Borsuk i Gieniek. Borsuk zasłużył na taką ksywę swoją przypadłością - po jednej flaszce wysiadają mu kolana, więc chodzi na czworakach. Teraz, w zimie, w domu pali sobie ognisko i na trójnogu zupę gotuje. I jest fioletowy na twarzy jak denaturat. Mariola podeszła, dosiadła się, wypili dwa wina na schodkach. Mężczyźni poszli do domu, Mariola szła skrótem przez szkolne boisko. Ludzie zadzwonili po straż gminną, kiedy tam leżała. Na wezwanie strażników przyszedł po nią Waldek. Zaprowadził ją do Józka. Kiedy wszyscy troje znowu znaleźli się na posesji, Mariola oddała resztę Waldkowi. Przy zmasakrowanych zwłokach znaleziono 6 zł 50 gr.
Jest osiemnasta, Józef, Mariola i Waldek otwierają kolejne wino.
A potem - czarna dziura.

Wieje w całej Polsce, wiatr urywa łeb, firanki łopocą, okna z framugami poszły już dawno na opał, we wsi wiedzą, kto je zabrał, coś stuka, klekocze, spokojnie, to tylko wiatr.

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

Miejsce zbrodni, tajemnica rozwleczona po całym podwórzu. Gwałtowny koniec życia rodziny: bombki choinkowe. Całkiem ładne. Walają się w trawie. Zapalniczka z wizerunkiem dwóch uśmiechniętych delfinów. Zgniła kapusta. Pluszowa małpka. Pompka do roweru. Im dalej w głąb podwórka, tym większy syf. To dziś, a jak tu wyglądało pół roku temu, tuż po tym, jak TO się stało?
- Też syf. Bo inaczej tego nazwać się nie dało - powie policjant.

Dziś: Stare łachy, puszki po piwie, butelka po winie cherry, talerze, potłuczone szkło, znowu łachy. Myśli, słowa, uczucia niedawnych lokatorów. Czy możliwe jest ich odczytanie? Segregatory - ktoś skrzętnie odkładał kolejne numery "Świata Wiedzy". Kartka świąteczna: serdeczne życzenia, spokoju i radości. Oprawiona fotografia szczęśliwego tłuściutkiego bobasa w śpioszkach z wyszytym kaczorkiem.
Budynek ma trzy małe pomieszczenia i mały stryszek, do którego wchodzi się po drabinie. Dewocjonalia, dużo ich - czasopisma, święte obrazki. Pisma świadków Jehowy i Readers Digest. Pośrodku syfu, wśród potłuczonego szkła, przewrócona figurka z otworem w głowie, do wlewania cudownej wody. Woda wyschła albo się rozlała. Matka Boża leży na podłodze, twarzą do ziemi.

Czytaj także: Zabójstwo prostytutki z Trójmiasta wyjaśnione po ponad 30 latach [ZDJĘCIA]

Łatwo jest zlokalizować miejsce, gdzie znaleziono zwłoki - przed altaną, której już nie ma. Pozostała po niej czarna ziemia, trawą zarośnie pewnie dopiero na wiosnę.
- Śmierć nastąpiła na skutek urazów. Kiedy zadawano mu ból, jeszcze żył. Najprawdopodobniej stracił przytomność. Nie wiemy dokładnie, kiedy - mówią śledczy. I dodają już półoficjalnie: - Można powiedzieć, że Waldemar umarł z bólu. Tu leżał, twarzą do ziemi, i z dziurą w głowie.

Józef: Osiemdziesięciodwuletni starzec. Kiedyś był nawet majstrem w zakładzie produkcyjnym. O 30 lat młodszą Mariolę poznał w miejscowości Z. Przyszedł do niej na herbatę. Zostawiła dla niego męża i dziecko. Józef pomagał w jednym z gospodarstw, miał fach w ręku, naprawiał ciągniki. Po latach od gospodarzy dostał niewielką działeczkę, na której przez kolejne lata budował budynek z trzema pokoikami i małym stryszkiem, do którego wchodzi się po drabinie. Józef cierpiał na raka płuc.
- Jak na jego wiek, to trzymał się świetnie.
- A tam, świetnie... Słabiutki już był. Nie mógłby tego zrobić. To musiał być silny mężczyzna. Nie jeden, a kilku.
- Pogorszyło mu się gwałtownie, jak TO się stało.
- Potem już go nie widzieliśmy.
Proboszcz miejscowej parafii: - Byłem u nich na kolędzie. Bardzo biedni ludzie, ale bardzo serdeczni. Przyjęli mnie ciepło, tacy uśmiechnięci...

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

Przed sklepem:
- Lał ją. Strasznie się go bała.
- Porządny chłop. Agresywny? Nie, no co pan! Mieszkał sobie tam cichutko i nikomu nie przeszkadzał.
A inni na to: - Bałam się go. Był agresywny. Mieszkał kiedyś w wynajętym domu z Mariolą, działy się tam dantejskie sceny. Przypalał ją papierosami. Właściciel wyrzucił go za drzwi. To on wrócił z jakimś ogniem, szmatami, chciał ten dom podpalić. A tam mieszkały małżeństwa z małymi dziećmi!
Zbierali złom. Pchali ten swój wózek - Józek z przodu, Mariola z tyłu. - Potrafimy nawet 100 kilo pchnąć - pochwali się śledczym Mariola.

Przeczytaj także: Pitawal Pomorski: Tajemnicze zabójstwo barmana w Dniu Kobiet

Mariola - pięćdziesięciotrzyletnia niepełnosprawna umysłowo kobieta. Do niedawna w domu trzymali stare zdjęcia. Podobno była kiedyś bardzo ładną kobietą. Dziś wygląda na przynajmniej 10 lat więcej, niż ma.
- Jest jak zlękniony zwierzaczek.
- Jest jak dziecko.
- Oglądał pan "Dom nad rozlewiskiem"? Tam była taka postać, tej starszej pani - Kasi, też trochę upośledzonej. To mniej więcej tak jak Mariola.
- Mariola jest upośledzona znacznie bardziej niż tamta Kasia z filmu.
Chodziła po wsi, często pijana. Zaczepiała nieznajomych: "Ładny dzień dzisiaj, nie? Ale pan ładnie wygląda! Ładne mam buty, widziała pani?".
Mariola jest alkoholiczką. Policjantka, która wejdzie do ich domu "podczas czynności", będzie oglądać jej zdjęcia ślubne, Mariola ucieszy się, że może je komuś pokazać. Nie ma pojęcia, co znaczą słowa: zarzut, akt oskarżenia, sąd, proces, wyrok, dożywocie.
Upośledzenie najlepiej widać w momencie, kiedy zapytać ją, co się WTEDY stało. Natychmiast zamyka się w sobie, milknie, spuszcza głowę. Nic nie powie.

Waldek miał ok. 40 lat. Pojawił się we wsi przed rokiem, przyjechał z innej części Polski. Chodził, zbierał złom, puszki, grzebał w śmieciach, kradł. Nie był lubiany.
- Przychodził do mnie na stragan, prosił o pieniądze, zawsze około szóstej rano.
Pisanka i Pyskaty mieszkają w popegeerowskim bloku. Jak wielu innych tutaj. Znali Waldka dobrze, przy rozbiórce pobliskiego mostu razem rozbijali betonowe bryły, żeby wyjąć z nich zbrojeniowe pręty.
- Ja to mu jeść zrobiłam i spodnie mu nawet dałam.
- Zamknij się! Z Waldka dobry był chłop.

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

- Mieszkał u Baśki, pili razem, jak miał pieniądze. Bo jak nie miał, to nie... U Baśki nie ma nic za darmo.
Baśkę wszyscy tu znają i mają o niej wyrobione zdanie. Niektórzy postrzegali ich jako parę, reszta nie ma złudzeń co do finansowej podstawy tego związku.
- Raz ukradł pilarkę, raz szlifierkę, szkód narobił. Sam mówiłem, żeby mi się na oczy nie pokazywał, bo jakby podszedł mi pod pięść...
- Pomógł czasem przy gospodarstwie, przy budowie. Pozwalałem mu sypiać w szopie czasem. I zawsze coś ginęło. A potem pił trzy dni.

Kiedy nie mógł iść do Baśki, bo akurat nie miał pieniędzy, spał byle gdzie albo szedł do Józka i Marioli. Pozwalali mu spać w altance.
Sekcja zwłok Waldka wykazała, że ma połamane wszystko, co tylko się da w człowieku połamać. Ujawniono też rany kłute na ramionach . Obcięte siekierą uszy. Lista urazów, których dopatrzyli się biegli z Zakładu Medycyny Sądowej, liczyła wiele stron. Trudno określić, od którego obrażenia zmarł.

Telefon na komendzie zadzwonił o 6 rano. To był Józek:
- Na moim podwórku leży trup.
Chwilę później zadzwonił telefon pani prokurator, która właśnie szykowała się do pracy. Biegły, który wstępnie dokonał oględzin, przypuszczał, że ofiara mogła wpaść pod pociąg. Nie był w stanie zrozumieć, jak mogło dojść do tak rozległych obrażeń.

Czytaj również: Poszukiwani przestępcy z Pomorza (ZDJĘCIA)

Podwórko Józefa położone jest tuż przy nasypie kolejowym. Jednak człowiek, który wpadłby pod pociąg i następnie spadł z nasypu, nie mógł znaleźć się w miejscu, w którym odnaleziono zwłoki. Musiałby wstać i przejść kilkanaście kroków. Waldek nie byłby w stanie tego zrobić.

Biegli z Zakładu Medycyny Sądowej stwierdzili, że to nie był pociąg, tylko tępokrawędziste narzędzie, choć niektóre ciosy były zadawane cienkokrawędzistym. Nie wyklucza się obutej nogi. Waldek umarł około drugiej w nocy. Cała altanka była we krwi. W trawie leżało jedno odcięte ucho. Drugiego nie znaleziono, być może zjadły je zwierzęta. Policjanci pobrali zeskrobinę spod paznokci Józefa i Marioli. Zabezpieczyli do badania ich ubrania. Pobrali od nich materiał w celu ustalenia, czy będą na nim ślady biologiczne ofiary.

Zabrali ich na komendę na 48 godzin. Józef stwierdził, że nie wie, co się stało w nocy. Również Mariola powiedziała, że nie wie, co się działo, poza tym, że uderzyła Waldka drągiem.

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

Po 48 godzinach Józek i Mariola wyszli na wolność.
Potem Mariola opowiadała ludziom, że przychodzili tej nocy jacyś ludzie ze wsi, potem, że spoza wsi, że oni to zrobili Waldkowi. Policjanci sprawdzali kolejne wersje podawane przez upośledzoną kobietę.
Nie potwierdzały się.

Sprawę wkrótce przejęli śledczy z Komendy Wojewódzkiej.
- Widać było po Marioli, że coś ukrywa. I nie trzeba było być psychologiem, żeby się zorientować. Ktoś taki jak ona po prostu nie potrafi kłamać, raczej zacina się i nie mówi nic albo zasłania niepamięcią - mówią śledczy.
Jednego razu, po wizji na posesji Józka, nagle Mariola zaczęła coś mówić. Natychmiast zabrali ją do Gdańska, na komendę. Wiedząc, że mają do czynienia z osobą upośledzoną intelektualnie, ściągnęli na miejsce przesłuchania doświadczonego psychologa.
Co wtedy powiedziała? Akta sprawy zawierające nagranie i protokół z przesłuchania są dla dziennikarza niedostępne - śledztwo wciąż trwa. Ze szczątkowych informacji uzyskanych od policji oraz z tego, co mówią ludzie we wsi, można próbować odtworzyć prawdopodobną wersję przebiegu zdarzeń:
Była 18.00.
Mieli jeszcze alkohol. Pili dalej? Wcześniej widywano Mariolę z Waldkiem.

Tym razem poszło o zazdrość? Na przykład: Józef stanął na progu, zobaczył, co dzieje się na kanapie, chwycił siekierę...
Faktem jest, że zabezpieczona kurtka Marioli cała była we krwi. Wciąż jednak nie ma narzędzia zbrodni, biegli przygotowują kolejne raporty sporządzone na podstawie analizy materiałów zebranych na miejscu.

Czytaj także: Listonosz został zastrzelony. Zabójca wciąż na wolności

Mogłoby się wydawać, że zagadka została rozwikłana - jest prawdopodobny sprawca, jest motyw, są (wiarygodne?) zeznania.

Z jednej strony słychać nieustający huk przejeżdżających tirów, z drugiej, raz po raz jednostajnie huczą pociągi. Są tu trzy sklepy, nowoczesne szeregowce, zadbane domki jednorodzinne, są też rudery, takie jak dom Józka.
- To wstrętna wieś - mówi kobieta w średnim wieku, ma na myśli to, że mieszkańcy są wścibscy, że plotkują, że potrafią w ten sposób skrzywdzić człowieka. Proboszcz ocenia, że ma dwa tysiące parafian, ale dokładnie nie wie, bo nigdy nie liczył. Trudno tu rozstrzygnąć, kto z kim mieszka i jak długo. Knajpa jest przy przelotówce, za nią krzyż z Chrystusem, dalej dom sołtysa. Mieszka tu od siedemdziesiątego czwartego.

Naliczył w tym czasie 68 trupów. To ci, którzy zginęli na przelotówce, najczęściej po pijaku. Nie licząc tych trzech, co zamordowani.
- Jacy zamordowani?
We wsi pamięć o nich wciąż jest żywa: w pierwszej sprawie chodziło o zdradę. Najpierw ją zabił, potem oskalpował. Odsiedział swoje, ludzie żyć nie dali, albo wyrzuty sumienia, albo jedno i drugie. Tak czy inaczej, powiesił się.

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

Druga sprawa dotyczy dziecka, śmigłowcem policyjnym chłopaka szukali, w końcu znaleźli nad rzeką, z poderżniętym gardłem.
Waldek to trzecia taka sprawa we wsi.
- Przeklęte miejsce.
Proboszcz jest bardzo sympatyczny, wygląda na osobę dobrze wykształconą, delikatną w obyciu, otwartą.
- Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe - komentuje sugestie o przekleństwie. - Mieszka tu wielu bardzo dobrych ludzi. Pomagają sobie nawzajem, są dla siebie serdeczni. To naprawdę dobrzy ludzie, proszę o tym napisać. Wypadków nie było 68, sołtys przesadził. A morderstwa? To indywidualne losy pojedynczych ludzi, wieś nie ma nic do tego.
Proboszcz wręcza obrazki z wizerunkiem Matki Bożej o uderzająco smutnym obliczu.
O tym, co działo się potem, można wnioskować na podstawie dostępnych informacji: Waldek stracił przytomność po pierwszym, może drugim ciosie (gdyby był przytomny wyłby z bólu - we wsi nikt nic nie słyszał, psy nie szczekały, kneblowania biegli nie stwierdzili). Altanka była tak mała, że Józek miałby problem z podnoszeniem do góry tępokrawędzistego narzędzia (Sztachety? Odwróconej obuchem siekiery?). Musiał wyciągnąć zemdlonego Waldka na podwórko, a następnie "zadawać urazy", łamiąc wszystko, "co się da w człowieku połamać". Miał na to cztery godziny, na policję zadzwonił dopiero o 6 rano. Jednak w tym czasie musiał dokładnie wyczyścić swoje ciało i spalić ubrania, poza jedną kurtką Marioli.

Czytaj także: Te zbrodnie w 2011 roku bulwersowały najbardziej

- To nie Józek. On by tego nie zrobił. Po pierwsze to porządny chłop był, nie był zdolny, żeby tak człowieka połamać. Po drugie on nie dałby rady... stary już był, słaby. A tu trzeba by było siły. To musiało być kilku silnych facetów - ludzie wzruszają ramionami, nikt tu za Waldkiem nie tęskni. Zapytani, kto mógłby to zrobić, odwracają wzrok. Jakiś samochód (półgębkiem), jakieś nazwisko... I jedni (ci co Józka usprawiedliwiają) i drudzy (ci, co go uniewinniają) nic nie słyszeli, psy we wsi nie szczekały. Widać, jak bardzo się boją. Siebie nawzajem albo kogoś z zewnątrz.
Albo jednego i drugiego.

Do prokuratury spływają kolejne opinie biegłych. Zaskakujące, niezrozumiałe w świetle dotychczasowych ustaleń. Zarówno na Józku, jak i na Marioli - na ich ciele i na ich ubraniach nie znaleziono żadnych śladów biologicznych ofiary.
Jest tylko jedna kurtka umazana we krwi Waldka. Poza tym nic. Czy to możliwe? Krew bryzgała wokół. Możliwe by było, jeśli sprawca nałożyłby gumowy płaszcz, gumowe rękawice za łokcie, na twarz gumową maskę, włosy schował pod czepkiem, po wszystkim spalił cały ten rynsztunek. Albo jeśli czyściłby się, używając detergentów i gorącej wody (na posesji nie było bieżącej wody) - choć druga opcja nie gwarantuje, że zdołałby usunąć wszystkie ślady. Sprawca miał cztery godziny, żeby to zrobić, między drugą w nocy a szóstą rano. Tylko... Czy nie lepiej było w tym czasie postarać się dobrze ukryć zwłoki? Przecież nikt by nie zgłosił zaginięcia, wszyscy by uznali, że Waldek odszedł w swoją stronę, tak jak przyszedł do wsi rok wcześniej. I czy 82-letni Józef byłby do TEGO zdolny? I czy Mariola, która byłaby świadkiem tego zdarzenia, przez tak długi czas zdołałaby to ukrywać?

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

Policjanci ruszyli do szpitala, w którym przebywał wówczas Józef - z zaawansowanym rakiem płuc. Zaczęli przywoływać zeznania Marioli. - Uczyli nas tego w szkole. Typowa reakcja, wręcz książkowa. Zaczął się trząść, stracił cały spokój, nic nam więcej nie powiedział.
To był ostatni raz, kiedy przesłuchano Józefa. Do teraz obciążają go tylko zeznania upośledzonej kobiety.
Prokurator nie decyduje się na postawienie zarzutów. Jego zdaniem wersja Marioli to tylko jedna z wielu jej relacji, różniących się od siebie.

Wkrótce Józef umiera. Swoją tajemnicę zabiera do grobu.
Mariola mieszka u rodziny. Ludzie we wsi, jeśli mówią o sprawie, to raczej szeptem. Nikt nie słyszał głuchych, miarowych uderzeń. Nikt nie słyszał, żeby Waldek wył z bólu.

Zobacz koniecznie: Pitawal Pomorski - bulwersujące przestępstwa na Pomorzu

- Bolesna Królowa Polski - odpowiada proboszcz zapytany, dlaczego Matka Boża jest na obrazku taka smutna. Której Polski? - chciałoby się zapytać. Może tej "Z"? I nad czym boleje?
- Maryja jest współodkupicielką, cierpi wraz z Jezusem, który umiera na krzyżu za grzechy ludzkości. - Proboszcz spogląda raz po raz na święty obrazek. - Ale to tylko przedstawienie, wizerunek Matki Bożej. Każdy zaś powinien dążyć samemu do poznania prawdy.

Wiatr nie ustaje, tiry hałasują, pociąg jednostajnie stukoce. Ksiądz powtarza:
- To dobra wieś. I nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Bo to, widzi pan, tylko wizerunek, przedstawienie. Dlatego trzeba samodzielnie dążyć do prawdy.

Sympatyczny proboszcz uśmiecha się na odchodnym.

Do prokuratury przed kilkoma dniami dotarł nowy raport biegłych. Jest nadzieja na nowe tropy, które śledczy będą sprawdzać. Nie zamierzają kończyć śledztwa.

Imiona bohaterów zostały zmienione, nazwa miejscowości nie została ujawniona - ze względu na dobro trwającego śledztwa.

Tomasz Słomczyński
tel. 58 30 03 336
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki