Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XXI Aukcja Antykwaryczna "Gdańsk w Prusiech - część II" upłynęła pod znakiem kryzysu

Marek Adamkowicz
Podczas aukcji zdarzały się efektowne przebicia ceny wyjściowej, ale nie było ich zbyt wiele
Podczas aukcji zdarzały się efektowne przebicia ceny wyjściowej, ale nie było ich zbyt wiele Marek Adamkowicz
Przez ostatnie tygodnie pomorski światek kolekcjonerski, ale nie tylko on, żył przygotowaniami do XXI Aukcji Antykwarycznej "Gdańsk w Prusiech - część II". Było więc studiowanie katalogu, oglądanie eksponatów na wystawie przedaukcyjnej, a przede wszystkim sprawdzanie zasobności portfela i wyznaczanie finansowych limitów na zakup upatrzonych obiektów.

Chwila prawdy nadeszła w minioną sobotę, gdy w siedzibie PAN Biblioteki Gdańskiej poszło pod młotek (tym razem tylko przysłowiowy) blisko 1100 książek, map, grafik, zdjęć i pocztówek, a także rozmaitych druków ulotnych.

- Tak dużą licytację przygotowaliśmy w Gdańsku po raz drugi - mówi dr Wojciech Lizak, właściciel szczecińskiego antykwariatu, który przygotował aukcję wyjazdową. - Poprzednia odbyła się dzięki współpracy z Muzeum Historycznym Miasta Gdańska, teraz skorzystaliśmy z gościnności biblioteki PAN.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Przygotowaną ofertę można porównać do kolekcji zmarłego dwa lata temu Tomasza Niwodniczańskiego. Jego nazwisko to legenda w świecie kolekcjonerskim, a o wartości zbiorów, których znaczną część stanowią białe kruki, gdańszczanie mogli się przekonać w 2004 r. na wystawie w Ratuszu Głównego Miasta.

Nic dziwnego, że możliwość nabycia równie cennych obiektów ściągnęła na sobotnią aukcję nie tylko kolekcjonerów indywidualnych, ale też publiczne placówki kultury. Co ciekawe, pojawiło się również kilkoro obcokrajowców.

Czym innym jednak jest zainteresowanie licytacją, a czym innym ceny, jakie udaje się na niej uzyskać. Z tym drugim nie było najlepiej.
- Czuć wyraźnie, że mamy do czynienia z kryzysem na rynku - przyznaje Wojciech Lizak. - Do tego dochodzi generalnie mniejsze zainteresowanie kolekcjonowaniem starych druków. Niestety, nadal panuje w Polsce przekonanie, że lepiej inwestować na przykład w monety, niż - dajmy na to - w mapy czy grafiki. Jest to więc propozycja przede wszystkim dla znawców, ludzi na pewnym poziomie wrażliwości.

Osób potrafiących docenić wartość dawnych fotografii czy dzieł kartograficznych na szczęście nie zabrakło. Licytowano na miejscu, ale też telefonicznie i drogą internetową.
- Ceny są niższe niż jeszcze kilka lat temu - ocenia jeden z kolekcjonerów. - Ludzie nie mają pieniędzy. Widać też, że jest mniej osób, które kolekcjonowanie traktują jako hobby, a nie lokatę kapitału. Zbieractwo antyków dla czystej przyjemności zakrawa w tej chwili na luksus.

Wiele z wystawionych obiektów można było nabyć po cenie wywoławczej. Tak było chociażby z "Alt- und Neues Preussen oder Preussischer Historien zwei Theile...", pierwszą monografią Prus Krzysztofa Hartknocha z 1684 r., która poszła za jedyne 18 tys. zł. Znacznie więcej rzeczy od razu spadło z aukcji i będzie w magazynach czekać na lepsze czasy.
Paradoksalnie, kryzys oznacza korzystniejsze warunki dla publicznych instytucji kultury, takich jak biblioteki czy muzea, które nowe obiekty do swoich zbiorów mogą kupić wręcz okazyjnie.
- Udało się nam wylicytować w zasadzie wszystkie rzeczy, których kupno zaplanowaliśmy przed aukcją - mówi dr Anna Walczak, kierownik Działu Zbiorów Specjalnych PAN Biblioteki Gdańskiej. - Są to grafiki, mapy, pocztówki. Zapłaciliśmy za nie poniżej przewidywanych limitów, więc jesteśmy naprawdę zadowoleni.

Satysfakcja z uzupełnienia zbiorów jest tym większa, że gdańska książnica ma jeden z najcenniejszych i najbardziej kompletnych zbiorów starych druków w kraju. Znalezienie i kupienie czegoś, co stanowiłoby dopełnienie kolekcji, jest więc nie lada sztuką. Mimo to trafiło się około 50 eksponatów, które zasilą m.in. Dział Zbiorów Specjalnych. Oprócz map będą to chociażby grafiki, gdzie na uwagę zasługuje widok Westerplatte z latarnią morską na wschodnim molu z ok. 1845 r. Przy cenie wywoławczej 1,4 tys. zł, dzieło kupiono za 2,9 tys. zł. Zaciętą walkę stoczono też o pocztówkę z Nowego Portu, a swoistą ciekawostką jest weksel poznańskiego banku, prawdopodobnie na kredytowanie zakupu "Gazety Gdańskiej" przez redaktora Jana Kwiatkowskiego.

- Weksel jest interesującym przykładem życia społecznego w dawnym Gdańsku, a przy tym świadectwem jego polskości - podkreśla dr Anna Walczak.

Kolekcjonerzy obecni na licytacji przyznają, że mimo kryzysu w gospodarce takie aukcje powinny odbywać się częściej, chociażby raz do roku. W porównaniu z innymi miastami w Polsce Gdańsk przoduje bowiem pod względem liczby dzieł, jakie drukowano w mieście bądź które się z nim wiążą. Widać też zainteresowanie gdańszczan tematyką lokalną.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki