W każdej polskiej firmie - zgodnie z kodeksem pracy - powinna być wyznaczona osoba, która w razie wypadku udzieli pierwszej pomocy przed przyjazdem pogotowia. W praktyce jednak wygląda to, delikatnie mówiąc, różnie. Taki pracownik przecież może być akurat na zwolnieniu lekarskim lub na urlopie. Dlatego też optymalnym rozwiązaniem jest przeprowadzenie kursów, w których podstaw ratownictwa medycznego nauczą się wszyscy pracownicy. Taki system obowiązuje w dużych zakładach pracy.
W Gdańskiej Stoczni Remontowej co roku na szkolenia zapraszani są pracownicy produkcyjni, kierownicy co trzy lata, a kadra inżynierska raz na pięć lat. Jarosław Chodnicki, kierownik Zakładowej Służby Ratowniczej w GSR mówi, że wiedza zdobyta na kursach pomogła już w uratowaniu niejednej osoby. Nie tylko na terenie zakładu.
Czytaj także: Policjant ze Sztumu uratował dziecko przez telefon
- Pół roku temu jednemu z naszych strażaków zadławiło się dziecko - wspomina Chodnicki. - Ojciec podczas ćwiczeń przerabiał udzielanie pierwszej pomocy przy zadławieniach. Zareagował natychmiast. Sytuacja była dramatyczna, ale wszystko skończyło się dobrze. Jednak nie wszyscy uczestnicy szkoleń umieją wykorzystać nabyte umiejętności w praktyce. Niektórzy boją się krwi, innych paraliżuje strach... - Oceniamy, że co dziesiąta osoba po kursach jest w stanie uratować ofiarę wypadku - mówi Chodnicki.
Sprawdziliśmy, jak sytuacja wygląda w pomorskich urzędach. Czy ich pracownicy są szkoleni i potrafią udzielić pierwszej pomocy?
W Urzędzie Miasta Sopotu każdy nowo zatrudniony pracownik przechodzi obowiązkowe szkolenie BHP, które zawiera również moduł dotyczący udzielania pierwszej pomocy.
- W ubiegłym roku wszyscy byli skierowani na szkolenie przypominające - mówi Anna Dyksińska z sopockiego magistratu. Dodatkowo blisko 120 osób wzięło udział w darmowych szkoleniach z pierwszej pomocy przedmedycznej i ratownictwa. - Każdy miał możliwość osobistego przećwiczenia omawianych technik, ale w ostatnim czasie nie mieliśmy sytuacji, która wymuszałaby interwencję w budynku urzędu - wskazuje Dyksińśka.
Czytaj także: Policjant z Malborka uratował życie niemowlakowi
W Gdańsku urzędników zapoznaje się z zasadami resuscytacji oraz obsługi defibrylatora, który jest na wyposażeniu biura obsługi klienta w głównej siedzibie magistratu.
- Tam najczęściej udzielana jest pierwsza pomoc. Oprócz zwykłych omdleń, najczęściej spotykamy się z przypadkami napadów epilepsji - mówi Magdalena Kuczyńska z gdańskiego magistratu.
W gdyńskim magistracie są dwie wyznaczone osoby do udzielania pierwszej pomocy. W szkoleniach udział bierze kilkudziesięciu urzędników, ale te odbywają się co 5 lat. Co 5-6 lat okazję do nauki mają też wybrani pracownicy Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Nie ma normy regulującej częstotliwość szkoleń - przyznaje Roman Nowak, rzecznik wojewody. Ostatni taki kurs odbył się miesiąc temu, udział w nim wzięło zaledwie 9 osób. Nieco lepiej jest w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie szkolenia przeprowadzane są co 3 lata.
Czytaj także: Gdańscy urzędnicy uratowali życie mężczyźnie
- Obecnie jest ok. 100 osób przeszkolonych z udzielania pierwszej pomocy, natomiast 30 z nich jest wyznaczonych do udzielania pomocy przedlekarskiej - informuje Małgorzata Pisarewicz, rzecznik marszałka województwa. W kwietniu urzędnicy udowodnili, że zdobyta wiedza nie idzie w las. Dzięki szybkiej reakcji pracowników marszałka uratowano życie starszemu mężczyźnie, który jadąc ul. Okopową zasłabł za kierownicą i uderzył w stojący na poboczu inny samochód.
Rozmowę z dr med. Ewą Raniszewską, wojewódzkim konsultantem ds. medycyny ratunkowej - czytaj w papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z dnia 14 maja 2012 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?