Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory do Europarlamentu 2014. Najlepszy kandydat to taki, którego nazwisko "się kojarzy"

Ewelina Oleksy
archiwum DB
Na listach do Europarlamentu nie brakuje znanych nazwisk, choć ich posiadacze są nieznani To przejaw cynizmu czy normalny element kampanii? Politolodzy ganią, partie robią swoje.

Masz znane nazwisko, najlepiej takie, które się kojarzy z popularnym politykiem? No to masz odpowiednie kwalifikacje, by startować w nadchodzących wyborach do Europarlamentu. Z takiego założenia zdaje się wychodzić wiele partii i jest w tym logika - doświadczenia poprzednich lat pokazują, że tacy kandydaci są w stanie "urwać" po kilka procent głosów.

Czytaj także: Kampania wyborcza do PE. Kandydaci SLD rozdawali dzisiaj w Gdańsku kawę [ZDJĘCIA]

Paweł Adamowicz - to nazwisko kojarzą chyba wszyscy gdańszczanie, i nie tylko. W Gdańsku jest też inny polityk o tym nazwisku, to Dariusz Adamowicz, który walczy o miejsce w Europarlamencie. Kandyduje z listy PSL. W gdańskim magistracie mówi się, że szanse na sukces ma niewielkie, ale dzięki bieżącym wyborom zbija kapitał na kolejne - samorządowe. A one w sumie niedaleko, już jesienią. Czy tak jak w poprzednich wyborach znów zabierze 8 proc. głosów z elektoratu Pawła Adamowicza? To możliwe.

Adamowicz się pokazuje

- Dariusz Adamowicz startuje z trzeciego miejsca listy PSL, które jest bez szans na wzięcie mandatu w województwie pomorskim, ale ma billboardy w wielu miejscach Gdańska i nigdzie indziej w regionie. Wiadomo więc, że to tylko po to, by opatrzeć się przed wyborami samorządowymi - zauważa jeden z członków gdańskiej PO.

W wyborach samorządowych w 2010 r. zbieżność nazwisk zagwarantowała Dariuszowi Adamowiczowi niemały sukces i sprawiła, że przewaga prezydenta Pawła Adamowicza nad pozostałymi kandydatami była mniejsza niż się tego spodziewano. Mimo to prezydent Gdańska nie boi się ewentualnej ponownej rywalizacji z konkurentem o tym samym nazwisku.

- Dariusz Adamowicz? O tak, narobił mi kłopotów przy poprzednich wyborach. Wyrywając mi te kilka procent, o mało nie spowodował drugiej tury - przyznaje prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. - Ale wystawianie do wyborów ludzi o znanych, mylących nazwiskach nie jest, niestety, niczym nowym - dodaje. I wspomina, jak kilka lat temu w Katowicach przeciwko urzędującemu prezydentowi Uszokowi wystawiono innego Uszoka. - Też urwał kilka procent. A i w wyborach do Sejmu i do Europarlamentu często spotykamy znane nazwiska. Startuje Jan Kozłowski, startuje Jolanta Kwaśniewska… Ale to nie ci. Nie jest to może chwyt najładniejszy, ale czasami się sprawdza. Bo ludzie się mylą - mówi Paweł Adamowicz.

Prywatnie obaj panowie Adamowiczowie poznali się po poprzednich wyborach. - Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Nawet doszukaliśmy się wspólnych wileńskich korzeni. Więc, nie wykluczam, może jesteśmy spokrewnieni? Nie spotykamy się zbyt często, ale to naprawdę miły człowiek - zaznacza Paweł Adamowicz.

Miły, ale jak się okazuje, mało znany, nawet w partii, z której list startuje do Europarlamentu. W komitecie wyborczym PSL, z którym kontaktowaliśmy się ws. Dariusza Adamowicza usłyszeliśmy bowiem pytanie: a kto to jest?

Wysyp znanych nazwisk

Na obecnych listach kandydatów na posłów do Parlamentu Europejskiego przypadków zbieżności nazwisk osób mniej znanych z tymi już rozpoznawalnymi w polityce jest więcej. Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego wśród kandydatów ma Guzowską, ale Marzenę, a nie Iwonę. Dwa komitety wystawiają natomiast panów Jaworskich (żaden z nich nie jest jednak Andrzejem Jaworskim, szefem pomorskiego PiS). Jest też dwóch Pastusiaków - Longin, kandydat SLD-UP, oraz Tadeusz popierany przez Partię Zielonych.

Najwięcej pomyłek w niedzielnym głosowaniu może być natomiast w przypadku panów Kozłowskich, których łączy nie tylko nazwisko, ale i imię oraz pozycja na liście wyborczej. Z miejsca trzeciego w komitecie Polska Razem Jarosława Gowina startuje bowiem Jan Kozłowski, przedsiębiorca ze Słupska. Tę samą pozycję na liście PO ma Jan Kozłowski, przewodniczący regionu pomorskiego partii.

Tak już u nas bywało

W Tczewie takie przypadki były w wyborach samorządowych w 2010 roku. Wówczas kandydował Piotr Odya, obecny przewodniczący Rady Powiatu Tczewskiego, kiedy prezydentem miasta był jeszcze Zenon Odya. Ciekawostką jest także start Bartłomieja Kulasa, syna byłego posła Jana Kulasa. Niektórzy politycy zarzucali Kulasowi juniorowi, że dostał się do Rady Miejskiej w Tczewie, gdyż ma znane nazwisko i część osób głosowała z myślą o jego ojcu. Młody Kulas zaprzeczał tym stwierdzeniom, tłumacząc, że osobiście odwiedzał swoich potencjalnych wyborców i namawiał ich do głosowania.

Z kolei w powiecie puckim o miejsce do Sejmu ubiegał się m.in. Kazimierz Plocke (wygrał wybory, a w następnej kadencji został wiceministrem rolnictwa) - ówczesny wójt gminy Krokowa. Równolegle o mandat starał się też jego kontrkandydat z Redy - o tym samym nazwisku, lecz innej pisowni (Plotzke). I choć był to zbieg okoliczności, to jednak doszło do zamieszania, bo wójtowi kilka głosów ubyło.

Po zakończeniu wyborów okazało się, że w samej Krokowej kilka osób zagłosowało na rywala z Redy. - Ale była to mało znacząca ilość, bez wpływu na ostateczny wynik wyborów - mówi Bohdan Sokołek, szef biura poselskiego Kazimierza Plockego.

Eksperci krytykują

Budowanie swojej kampanii wyborczej czy kariery politycznej tylko na znanym nazwisku i liczenie na to, że wyborca da się zmylić, krytykują specjaliści.

- Kiepsko oceniam tego typu zagrywki. One mogą być skuteczne w przypadku urwania niewielkiej ilości procent głosów, a trzeba pamiętać, że w tego typu wyborach bardzo często walka toczy się właśnie o ten maluteńki margines - wskazuje prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk i ekspert w dziedzinie socjologii polityki. - To działanie, które opiera się na założeniu, niestety realistycznym, że tak naprawdę wyborcy mało wiedzą o swoich kandydatach i że nie potrzeba wielkiego wysiłku, żeby im zamieszać w głowach.

Zdaniem profesora Rycharda, jest to też działanie, które w pewien sposób sprzeniewierza się roli polityka, jaką jest niesienie - przy okazji kampanii wyborczej - próby rozjaśniania, a nie zaciemniania sytuacji.

- A to ewidentne zaciemnianie. Granie na nieświadomości. Liczenie na to, że ludzie się tak naprawdę polityką nie interesują i że będą reagować tylko na znane nazwiska. Czyli nie będą sprawdzać, czy to jest nazwisko tej osoby, o którą im chodzi, czy też to samo nazwisko, ale zupełnie innej osoby. To niestety w polskich warunkach może być skuteczne, ale jest też doskonałym przykładem na to, jak skuteczność nie zawsze idzie w parze z uczciwością - zaznacza prof. Rychard.

[email protected]

(SEBA), (PEN), (SZYM)

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki