Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolontariusze z Gdańska rozdawali okulary Polakom na Syberii [ZDJĘCIA]

rozm. Dariusz Szreter
Najstarsza pacjentka w Abakanie miała 90 lat. Była to jej pierwsza w życiu wizyta u okulisty
Najstarsza pacjentka w Abakanie miała 90 lat. Była to jej pierwsza w życiu wizyta u okulisty Romuald Koperski
Niepotrzebne okulary znalazły "drugie życie" na nosach naszych rodaków mieszkających na Syberii. To już druga tego typu akcja. Opowiada o niej jej organizator, gdański podróżnik, Romuald Koperski.

Wróciłeś w tym tygodniu ze swojej drugiej już syberyjskiej wyprawy okulistycznej. W ubiegłym roku rozdawaliście okulary mieszkańcom Wierszyny, a teraz?
Byliśmy w Chakasji, krainie leżącej w środkowej Syberii, jakieś 400 km na południe od Krasnojarska. Stolicą Chakasji jest miasto Abakan. Chakasi to lud tureckojęzyczny. Są spokrewnieni z Mongołami, Tuwińczykami, Ałtajczykami.

Skąd tam się wzięli Polacy? Są potomkami zesłańców?

Niektórzy z ich przodków zostali zesłani na to terytorium, ale też byli tacy, którzy wyjechali dobrowolnie. Miało to miejsce około 120 lat temu. I tak jak do Wierszyny pojechali osadnicy z Zagłębia Dąbrowskiego, tak tutaj z Mazur.

Ilu Polaków mieszka tam obecnie?

Około sześciu tysięcy.

W jednym miejscu czy są rozproszeni?
Chakasja to obszar wielkości ponad połowy terytorium Polski. Te sześć tysięcy Polaków mieszka zarówno w miastach, jak i na wsi. Są przemieszani z miejscową ludnością. Nie tylko Chakasami i Rosjanami, bo Syberię zamieszkuje obecnie około 60 różnych narodowości. Polacy mieszkają głównie w Abakanie, a także Minusińsku, Szuszenskoje (gdzie swego czasu był zesłany Lenin) oraz we wsi Znamenka. Tu mieliśmy bardzo ciekawą historię "sąsiedztwa" polsko-niemieckiego.

Niemcy też przyjechali dobrowolnie?

Za chlebem. Kolonizowali te ziemie i - póki towarzysz Lenin nie zrobił rewolucji - było im całkiem dobrze. Trzymali z Polakami. Uznali, że przedstawicielom tej samej grupy kulturowej razem będzie łatwiej. Początkowo i Polacy, i Niemcy mieszkali po drugiej stronie Jeniseju, ale to było bardzo nieprzyjazne miejsce: bagna, tajga, nieurodzajna ziemia. Wystarali się zatem u carskich władz o pozwolenie na przeniesienie. Przeciągnęli zimą swój dobytek po lodzie na drugą stronę rzeki, gdzie była stepowa, urodzajna ziemia u stóp Sajanów Zachodnich. Znamenkę wybudowali wspólnie i żyli tam sobie razem aż do lat 90. ubiegłego wieku, kiedy po rozpadzie ZSRR większość Niemców skorzystała z możliwości repatriacji. Wtedy ich miejsce zajęli Rosjanie. Ale Znamenka do tej pory różni się od wiosek typowo rosyjskich solidniejszą zabudową. W latach 30.-40. zaczęli już stawiać murowane domy, co było rzeczą nowoczesną.

Jakie jest kryterium "bycia Polakiem" na Syberii? Język?
Język i tradycje. Muszę powiedzieć, że pod tym względem byłem niezmiernie zaskoczony. Abakan, Znamenka leżą na uboczu, nikt z Polski tu nie zagląda. Polacy jeżdżą do Irkucka, Wierszyny, znają historie mieszkających tam Polaków, ich wielką rolę w cywilizowaniu Syberii. Natomiast z dala od tych miejsc, na południu też byli Polacy, którzy tę polskość pielęgnowali, byli jej spragnieni. W Abakanie pod przewodnictwem Sergiusza Leończyka działa bardzo sprawna organizacja polonijna, z oddziałami terenowymi w mniejszych miejscowościach.
Pierwszego dnia dla naszej grupy wynajęto salę teatralną i zaproszono na występ zespołu Syberyjski Krakowiak. Myślałem, że to odbędzie się na zasadzie - wychodzą dzieci, śpiewają "Wlazł kotek" i tak dalej. Tymczasem była to grupa wokalno-taneczna, która dała - nie waham się użyć tego określenia - w pełni profesjonalny występ. Jestem człowiekiem, który ma do czynienia ze sztuką od dziecka. Pracowałem m.in. jako korepetytor baletu w Operze Bałtyckiej, znam się jako tako na choreografii. Ich układy taneczne były bardzo trudne, ułożone przez zawodowego choreografa, nie żadną tam panią nauczycielkę od muzyki. Do tego oryginalne stroje ludowe, buty. Nie żadne podróby.

Krakowskie?
Różne, w zależności od tego, co tańczyli. W Abakanie udała się jeszcze jedna rzecz: wprowadzenie etatowych nauczycieli języka polskiego, opłacanych przez rosyjskie Ministerstwo Edukacji. Na ogół władze starają się "eliminować" takie sytuacje, a tu dzięki zaangażowaniu działaczy polonijnych - udało się. To imponuje, szczególnie na tle Irkucka, gdzie Polonia jest skłócona.

Inne zaskoczenia?

W Minusińsku (nazwa pochodzi od rzeki Minusy), jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem badań, zawieziono nas na polski cmentarz, a potem do maleńkiej wioski Małaja Minusa. W czasie II wojny światowej był tam polski dom dziecka, prowadzony przez Rosjan. Jeden z jego wychowanków przyjechał tam w latach 90. i założył w tym budynku muzeum polskie.

A jak brzmi ich polski?
U starych ludzi słychać mazurskie naleciałości. Młodzież mówi już z rosyjskim akcentem, więcej dzieci mówi po polsku niż w Wierszynie, tam bardziej słychać rosyjski.

Opowiedz o samej akcji okularowej. Zbieracie używane, niepotrzebne okulary w Polsce, a potem wieziecie je na Syberię i na miejscu dopasowujecie je do potrzeb miejscowych pacjentów.

Tak. To już druga tego typu akcja. Ubiegłej zimy w Wierszynie przebadaliśmy 260 osób i rozdaliśmy ponad 300 par okularów. Przekonaliśmy się, że taka akcja ma sens. Daliśmy drugie życie okularom, i drugie życie tym ludziom.

Tam nie ma dostępu do opieki okulistycznej czy okulary są za drogie?
W mieście dostęp jest, tylko podobnie jak u nas długo się czeka ze skierowaniem do specjalisty. No i okulary rzeczywiście są jakieś dwa razy droższe niż w Polsce, więc niewielu na nie stać. Ale naszym celem nie było miasto. W Abakanie przy okazji wizyty w polskiej klasie zrobiliśmy dzieciom badania przesiewowe, ale chodziło nam przede wszystkim o Znamenkę. Służba zdrowia jakaś tam jest, ale - jak wcześniej w Wierszynie - dojście do okulistów żadne. Tutaj też dla niektórych osób było to pierwsze w życiu tego typu badanie. Pierwszego dnia po południu przyjęliśmy 80 osób i to nas w pewnym sensie zgubiło, bo wieczorem po okolicy gruchnęła wieść, że przyjechali polscy lekarze i następnego dnia zjawili się mieszkańcy innych wiosek, także Rosjanie i Chakasi. Przyszli z pieniędzmi, ale oczywiście nie wzięliśmy.

Okularów nie zabrakło?
Udało nam się zebrać kilka tysięcy okularów nie tylko na Pomorzu, ale w całej Polsce. Wysyłaliśmy je wszystkie do zaprzyjaźnionego optometrysty, który zrobił pierwszy przesiew. Część została zutylizowana, reszta została sprawdzona pod kątem mocy soczewek, wydezynfekowana, opisana i zapakowana. Ostatecznie zabraliśmy ze sobą około 1000 okularów oraz sprzęt optyczny elektroniczny do badania. Niektóre z tych okularów były bardzo cenne, z oprawkami nawet za 600-700 złotych.

Jak duża była wasza ekipa?
Siedem osób. Mieliśmy dwa stanowiska badania; optometrystów, okulistów i wolontariuszy wydających okulary. Pojechaliśmy na własny koszt. Nie chciałem żadnych subwencji, żeby uniknąć Bóg wie jakich posądzeń. Każdy płacił za swój bilet i pokrywał koszty pobytu, benzyny. Tylko za jedzenie nie płaciliśmy. A częstowano nas prawdziwymi smakołykami: domowym chlebem, pierogami, śmietaną. Palce lizać...

A jak przebiegały same badania?
Dzięki ubiegłorocznym doświadczeniom idzie nam coraz lepiej. Zbadaliśmy 543 osoby, wydaliśmy około 800 okularów. Prawie we wszystkich przypadkach podwójnie - to znaczy jedne do czytania i drugie do patrzenia w dal, do telewizji itd. Ludzie przychodzili do nas ubrani odświętnie, jak do kościoła. Chłopcy w garniturkach, dziewczynki z kokardkami, odprasowane, wszyscy mieli wyczyszczone buty. A ich radość jest trudna do opisania. Nasza najstarsza pacjentka miała 90 lat. Na jednym oku miała bielmo, a w drugim poważną wadę, więc prawie w ogóle nie widziała. Dziękując za pomoc, mówiła, że nie myślała, że jeszcze kiedyś będzie "tak pięknie świat oglądać". Był też chłopiec z bardzo poważną wadą, który nigdy wcześniej nie był u okulisty. Nie z zaniedbania, tylko nie było możliwości. Kiedy dobraliśmy mu okulary, obleciał jak dziki całą szkołę, krzycząc po polsku: Ja widzę! Ja naprawdę widzę!

To chyba zachęta do dalszych działań.
Mamy jeszcze do zrobienia 80 okularów takich, których nie udało się na miejscu dobrać. Zostaną one wysłane do pacjentów w ciągu trzech tygodni. A w przyszłym roku znów się tam wybierzemy. Tym razem w zupełnie inny rejon Syberii, do miejscowości Biełyj Stok, niedaleko Tomska.

Byłeś w Rosji w gorącym politycznie okresie kryzysu krymskiego. Rozmawialiście z mieszkańcami na ten temat?
Ten temat był pomijany. Z delikatności. Oni domyślali się, że my jesteśmy opcji prozachodniej. Natomiast z tego, co się można było domyśleć, wśród tych, którzy siedzieli w poczekalni, także Polaków, przeważały zupełnie inne poglądy. Jeśli chodzi o Rosję, to przekaz jest tam tylko jeden, i myślę, że 99 proc. uważa, że na Ukrainie do władzy doszli faszyści, a Zachód ich wspiera.

Ty sam tuż przed wyjazdem udzieliłeś w Radiu Gdańsk dość kontrowersyjnego wywiadu, po którym wielu uznało Cię za stronnika Putina.
Jestem rusofilem, nie zaprzeczam. Poza tym media nie kształtują mojej świadomości, szczególnie w sprawach Rosji. Tu mam wiedzę z autopsji. To są gry wielkich mocarstw, o strefy wpływu, więc zamiast wygadywać głupstwa, radziłbym wszystkim, żeby rozłożyli przed sobą mapę, dokładnie się jej przyjrzeli i zadali sobie pytanie: dlaczego Rosja ma pozwolić na stawianie amerykańskich rakiet tuż przy swoich granicach? Bo przecież w tym wszystkim właśnie o to chodzi.

Zostawmy politykę na boku. Co z Pacyfikiem? W ub. roku podjąłeś próbę przepłynięcia z Japonii do USA łodzią wiosłową. Ostatecznie zawróciłeś, ale zapewniałeś, że to jedynie przerwa w wyprawie.

Pacyfik to temat na 2015 r. W tym roku bym nie zdążył. Popłynę z Pietropawłowska Kamczackiego. W tym czasie organizuję wyprawę zimową do Cieśniny Beringa. Mam już pięć wielkich samochodów MAN 8x8, sprzęt gąsienicowy. Trasa podzielona jest na dziewięć odcinków, załogi będą się wymieniać po drodze. Robię to z okazji zaplanowanego przez rządy Polski i Federacji Rosyjskiej Roku Polskiego w Rosji i Roku Rosyjskiego w Polsce. Na razie nikt tego nie odwołał. Udział w tej ekspedycji wezmą też aktorzy i muzycy, na trasie zrobimy koncerty, m.in. w Jakucku i Irkucku. A potem po raz drugi spróbuję zmierzyć się z Pacyfikiem.

Wakacje w Polsce

Fundacja Romualda Koperskiego organizuje wakacje dla dzieci polskiego pochodzenia z Chakasji. Do akcji włączyła się Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku, która przekazała na ich pobyt swój ośrodek wypoczynkowy w Borach Tucholskich. Więcej informacji dla chętnych do pomocy na stronie www.frk.com.pl.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Polska ekipa przed chatą w Szuszenskoje. Od lewej: Iwona Borawska, Przemysław Janosz, Maciej Karczewski, Romuald Koperski, Maciej Ciebiela, Waldemar Hylla
Najstarsza pacjentka w Abakanie miała 90 lat. Była to jej pierwsza w życiu wizyta u okulisty
Znamienka - przez dziesięciolecia Polacy i Niemcy żyli tu razem
Występ dziecięcego zespołu Poziomki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki