Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W latach 60. w Gdańsku aut było niewiele. Krzysztof Kosik pamięta je wszystkie

Marek Ponikowski
Rok 1971. Maturzysta Krzysztof Kosik z kolegami i swoim pierwszym Mercedesem. W głębi - ciężarowy Lublin, licencyjna wersja Gaz-a 51
Rok 1971. Maturzysta Krzysztof Kosik z kolegami i swoim pierwszym Mercedesem. W głębi - ciężarowy Lublin, licencyjna wersja Gaz-a 51 Archiwum prywatne
Motoryzacyjne pasje i przygody mieszkańca Oruni opisuje - Marek Ponikowski

To było chyba wiosną 1983 roku, bo nie obowiązywała już godzina milicyjna. Późno w nocy taksówkę Krzysztofa Kosika zatrzymał mężczyzna objuczony dwiema paczkami.
- Wie pan, gdzie mieszka Wałęsa?
- A kto w Gdańsku nie wie?
- Może mnie pan zawieźć? Mam mu coś dostarczyć.
- Pojechaliśmy na Zaspę - wspomina pan Krzysztof. - Pomogłem facetowi, trochę z ciekawości, taszczyć te paczki pod drzwi Wałęsów.

Otworzył nam Lech, mężczyzna zaczął tłumaczyć, że jest kurierem i ma dostarczyć panu Wałęsie przesyłkę żywnościową z Hamburga… Usłyszeliśmy grube słowo i drzwi się z trzaskiem zamknęły. I wcale się nie dziwię - śmieje się Krzysztof. - Na kilometr pachniało to prowokacją!

- Panie, co ja mam robić? - zapytał zrozpaczony kurier.
- Myślę, że trzeba jechać do Brygidy - poradziłem.
- O nie, żadnych bab! - krzyknął przerażony.
- Zawiozłem go do księdza Jankowskiego, zresztą z przygodami, bo gonili nas esbecy, i tam wreszcie zostawił te puszki i soczki dla dzieci Wałęsów…

***
Dlaczego absolwent historii Uniwersytetu Gdańskiego został taksówkarzem? Bo zawsze był niespokojnym duchem. A zresztą - jakiej historii mógłby uczyć, gdyby został nauczycielem w liceum? Czy można opowiadać młodzieży jedno, a mieć w głowie rodzinne wspomnienia, mówiące o czymś zupełnie innym?

Na gdańską Orunię ojciec Krzysztofa, Stefan Kosik trafił z okolic Opola Lubelskiego. Ciągnęło go nad morze, gdzie już przed wojną przywiało jego starszych braci. Obaj służyli we Flotylli Pińskiej, jednego przeniesiono stamtąd na Westerplatte, drugiego na Oksywie, prawdopodobnie na Wichra. We wrześniu 1939 roku zaginął bez wieści. Stefan chciał pływać we flocie handlowej, na początek zatrudnił się w komorze celnej w gdyńskim porcie, ale władza ludowa zamknęła go za wojenną przynależność do Batalionów Chłopskich.

Zwolniony z UB zabrał ciężarną żonę i czmychnął na Lubelszczyznę. Tam w 1952 roku urodził się Krzysztof. Ojciec miał szczęście, bo w UB w Puławach, gdzie go znów uwięziono, rozpoznał go kolega z dzieciństwa, kiedyś syn fornala, teraz major Urzędu Bezpieczeństwa.
- Musiał mieć mocną pozycję, bo ojca wypuścili, choć było to jeszcze przed śmiercią Stalina - domyśla się Krzysztof Kosik.

Rodzina wróciła na Orunię. Z czasem Stefanowi Kosikowi pozwolono pływać, ale tylko na statkach Żeglugi Gdańskiej - na Hel, czy po gdyńskim porcie. Potem trafił nawet do załogi m/s Mazowsze. A w latach 60. wykorzystując rodzinne koligacje zaczął wyjeżdżać "na saksy" do USA. Pracował m.in. w odlewni w Detroit, gdzie produkowano bloki silników dla Dodge'a, a zarobione dolary, które miały w PRL zawrotny czarnorynkowy kurs, zainwestował w hodowlę chmielu na Lubelszczyźnie. I tak przez Detroit i Dodge'a dochodzimy do właściwego tematu naszej rozmowy - czyli samochodów.

***
Na Oruni, którą Krzysztof Kosik zapamiętał z dzieciństwa jako dzielnicę "zapyziałą", ale wbrew powszechnej opinii spokojną, samochodów było niewiele. Dzięki swej dziwacznej konstrukcji rzucała się w oczy trzykołowa ciężaróweczka marki Goliath, własność ogrodnika Blajcherta. Pewien mieszkaniec ulicy Żuławskiej miał ciężarowego Hanomaga z wysokim kotłem za kabiną.

Ze spalania kawałków drewna powstawał w nim tzw. gaz generatorowy zastępujący benzynę. Oruński krawiec, pan Wołejszo, wileński Żyd, był właścicielem przedwojennego Polskiego Fiata 508 oraz Schwimmwagena, wojskowej amfibii, którą władze zarejestrowały dopiero gdy wycięto w burtach okrągłe otwory, aby właścicielowi nie przyszło do głowy pożeglować nią do Szwecji. P

an Cyran z Sandomierskiej chciał sprzedać BMW Dixi z 1926 roku. Uprzedzili go złodzieje, którzy po prostu wynieśli lekki samochodzik… Badylarz z Zielonej, pan Sałuda jeździł GAZ-em 67 z przyczepą wiecznie zbryzganą pomyjami, bo woził nią dla swoich świń odpadki ze stołówek.

Najszybszym autem w dzielnicy był Citroen BL 11 pana Pietrasa z Żuławskiej. Wypożyczył go pewien taksówkarz i kompletnie zdewastował wbijając się w ścianę domku. W "Dzienniku Bałtyckim" napisano: "Citroen w kuchni". Pieczywo do oruńskich sklepów rozwoził dwukołowy ciągnik z przyczepką marki Dzik, powszechnie nazywany "koniem Gomułki".

Oruński park motocyklowy był równie pstrokaty. Przeważały maszyny poniemieckie: BMW, NSU, Zündappy, ale trafiały się i pojazdy z alianckiego demobilu: BSA, AJS, Harleye-Davidsony i Indiany. Egzotycznym kwiatkiem był francuski Gnome-Rhone pana Kolendy z Żuławskiej. Wiekowe i sfatygowane wehikuły naprawiano w nielicznych prywatnych warsztatach - Makasewicza na tyłach domu kultury, Wróbla przy Małomiejskiej czy Borkowskiego przy ulicy Brzegi. Elektrycznością zajmował się pan Tchórzewski z ulicy Jedności Robotniczej, a dziury w dętkach łatali bracia Kozłowscy.

***

Pierwszym samochodem Krzysztofa Kosika była Skoda 1101 Tudor. Kupił ją jeszcze jako licealista, poniekąd dzięki robotniczej rewolcie w Grudniu 1970. Gdy po demonstracjach władze odcięły Wybrzeże od reszty Polski, rodzice byli na Lubelszczyźnie:
- Mama szalała z niepokoju - opowiada pan Krzysztof. - Bała się, że zrobię coś nierozsądnego. I miała rację, bo biłem się z milicją, na Kowalskiej kolega dostał postrzał w nogę. Gdy mama wreszcie dotarła do domu, przytuliła mnie płacząc z radości. A ja wykorzystując sytuację poprosiłem o pieniądze na auto…

Po Skodzie był Mercedes 170 V rocznik 1939, kupiony od docenta Przybylskiego z wydziału chemii UG (świetne auto, tylko gaźnik był do kitu), później drugi Mercedes, czterodrzwiowy, Austin A 40 z roku 1952, Morris Minor 1953… No i najróżniejsze motocykle, poczynając od wehrmachtowskiego Zündappa KS 600. Na taksówkę Fiat 125p (wersja fińska) dolary wyłożył tata, który znów pracował w USA…

***

W 1989 roku Krzysztof Kosik zakładał na Oruni komitet obywatelski, potem został gdańskim radnym I kadencji. Dziś prowadzi w swojej dzielnicy mały hotelik. Ukończył właśnie gruntowny remont zabytkowego MG Midget TD z roku 1951 - bo nadal kocha stare samochody. Ale to już temat na osobny tekst.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki