Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Kasisi ważne jest każde dziecko. O historii gdańskiej lekarki

Janina Stefanowska
W domu dziecka w Kasisi przebywa 260 dzieci. To największa tego typu placówka w Zambii
W domu dziecka w Kasisi przebywa 260 dzieci. To największa tego typu placówka w Zambii fot. mat. archiwalne
Justyna Fox, gdańska lekarka, pomagała wychowankom domu dziecka w zambijskiej Kasisi. Stanęła tam przed największą przygodą swojego życia - zarówno zawodową, życiową, jak i duchową. Pisze Janina Stefanowska

Po prawie 24 godzinach podróży, z walizkami pełnymi cennych leków, Justyna Fox stanęła na dziedzińcu największego domu dziecka - w Kasisi. Tu Nowy Rok wita się spokojnie, z pokorą. Dzięki darczyńcom dzieci miały noworoczne przyjęcie, jadły słodycze. Codzienność taka słodka nie jest.

Od lotniska w Lusace, stolicy Zambii, Kasisi dzieli zaledwie 37 km. Od cywilizacji - wiele lat rozwoju. Od Polski - coraz mniej, bo zambijski dom dziecka od 85 lat prowadzą polskie siostry służebniczki, opiekę duchową sprawują polscy misjonarze, a swoimi siłami i wiedzą służą wolontariusze, też z naszego kraju. Dom dziecka w Kasisi to tętniące życiem miejsce - przebywają tu dzieci w przeróżnym wieku, zdrowe i chore, mające rodziny i zupełnie osamotnione. 65 dzieci zainfekowanych HIV ma swoje miejsce w House of Hope. Choć nie są odizolowane od reszty wychowanków, wymagają zachowania większej ostrożności, zwłaszcza przy zabiegach, pobieraniu krwi. Jako że są słabszej kondycji, wymagają też większej troski, ciągłego podawania leków.

Każde dziecko to historia
Judy to nastolatka, która nie miała szczególnych osiągnięć szkolnych. Dostała okulary "-4". Trudno było się jej przyzwyczaić - teraz ma szansę być dobrą uczennicą.

17-letni Francis. Ważył zaledwie 18 kg. W Polsce emitowano o nim film. Po półtorarocznym pobycie w Kasisi chłopiec przybrał do 30 kg, bierze leki na AIDS i gruźlicę.

Peter - pod koniec grudnia do domu dziecka w Kasisi przyniosła go niespełna 18-letnia matka. Półtoraroczny chłopiec ważył około 5 kg. Tylko leżał, był chory na AIDS i gruźlicę. Chłopczyk zmarł po miesiącu. Teraz siostry zaproponowały opiekę jego chorej matce, by nie zostawić jej samej w tak wielkim nieszczęściu.

Sierociniec w afrykańskim buszu prowadzą polskie zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Jedną z nich jest 87-letnia siostra Jolanta. Od 67 lat służy dzieciom Afryki i wciąż zachowuje niesamowitą pogodę ducha. Jest siostra Krystyna piecze przepyszne pączki. Są siostry zakonne bliźniaczki Janina i Maria, jest ich niestrudzona w walce o każde dziecko przełożona siostra Mariola.

Ten sierociniec odkrył Szymon Hołownia, a za nim - Justyna Fox, lekarka z Gdańska. Pojechała na miesiąc, zaraz po Bożym Narodzeniu.

- Moje spotkanie z Afryką nastąpiło jakby w trzech obszarach - opowiada lekarka. - Pierwsze to doświadczenie medyczne - spotkanie z AIDS, HIV, gruźlicą, chorobą głodową, chorobami tropikalnymi. Drugie to doświadczenie drugiego człowieka - otwartego, szczerego, prostego. W Afryce wiele spraw jest jasnych, klarownych. Kontakt z tymi dziećmi, siostrami to odkrywanie zwyczajnego, najprostszego chrześcijaństwa. I to jest piękne doświadczenie. Tu i teraz daję drugiemu człowiekowi tyle, na ile mnie stać, na ile potrafię.

Zwykły dzień
W domu dziecka w Kasisi przebywa 260 dzieci. To największa tego typu placówka w Zambii. Zarówno siostry, jak i ich podopieczni wiodą skromne życie. Utrzymują się z pomocy międzynarodowej. Pieniędzy wystarcza na niewyszukany wikt, opierunek, na edukację i leczenie. - Mięso dzieci jedzą raz w tygodniu, poza tym trzy razy dziennie dostają szimę - coś na podobieństwo gęstej kaszy z kukurydzy - opowiada pani Justyna. - I do tego warzywa, jeden owoc dziennie, kupione lub przyniesione przez okolicznych mieszkańców w ramach sąsiedzkiej wymiany.

Rytm dnia w Kasisi wyznacza słońce - siostry już długo przed godziną 6 są na nogach, bo muszą wyprawić dzieci na godz. 6.30 do najbliższych szkół. Tam uczniowie najpierw sprzątają swoją szkołę, obejście, a od godz. 8 rozpoczynają lekcje. Po szkole jest czas na uprawianie ogródka. Maluchy pozostają w sierocińcu. Jeśli pojawi się wolontariusz, by zorganizować im czas, są szczęśliwe. Gdy wolontariusza nie ma - nie ma też zajęć.

Wiele dzieci pojawia się w sierocińcu prosto z buszu - znając tylko swój plemienny dialekt. U sióstr uczą się angielskiego, który jest językiem urzędowym w Zambii i wymaganym w szkole. Zaledwie jednostkom udaje się podjąć zagraniczne studia - obecnie dwoje wychowanków studiuje w USA, mieszkają przy amerykańskich rodzinach. A na ferie zjeżdżają do Kasisi.

AIDS i HIV
To powszechność w Zambii.
- By zrozumieć tamtych ludzi, trzeba spróbować nauczyć się myśleć po afrykańsku - podkreśla lekarka. - Mieszkańcy Afryki nie wybiegają myślą daleko w przyszłość, dla nich liczy się dziś. Dziś chcą się najeść, dziś się cieszą. Jutro? Jakoś to będzie. Wciąż obecne są plemienne zabobony, wierzenia. Jedno z nich mówi, że HIV dał zły duch. Można go przekonać, by zdjął chorobę z mężczyzny, uwodząc dziewicę. I tak wirus się rozprzestrzenia.

Wielu rodziców ma HIV, są chorzy, nie dają rady utrzymać dziecka, więc oddają je pod opiekę sióstr. By miało co jeść. Matki chore mogą zarazić dziecko w trakcie porodu czy karmiąc piersią, dlatego te bardziej świadome nie karmią naturalnie, szybko oddając noworodki do sierocińca.

- Myślę, że tam wrócę na pewno - mówi Justyna Fox. - Agituję wśród znajomych - kto tylko ma w sobie taką chęć i czas, niechaj jedzie. W kwietniu do Kasisi wybiera się moja koleżanka Ola, lekarz internista. Jedzie na trzy tygodnie, czeka tam na nią niedawno wysłany używany aparat USG. W czerwcu - stomatolog Patryk. Okazało się bowiem, że ktoś wysłał tam używany unit stomatologiczny. Był w częściach, udało się go złożyć. Tam potrzebna jest każda para rąk, a satysfakcja jest przeogromna. Pomóc można na każdym kroku. Każdemu życzę takiego doświadczenia. Dzieci z Afryki - choć chore, osierocone, częstokroć niedożywione - są szczęśliwsze niż nasze, uśmiechnięte, wdzięczne.

Siostry starają się, by miały szansę na rozwój. Taką szansą jest duchowa adopcja. Wystarczy 50 zł miesięcznie - by jedno z afrykańskich dzieci miało zapewnioną szkołę i edukację. I to może zrobić każdy z nas, nawet nie ruszając się z domu.

***

Adopcja Serca
Zgromadzenie Sióstr Służebniczek NMP NP. Nr konta: 44124023241111000033146962 /z dopiskiem: A. S. Kasisi/

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki