Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gdańsku odnalazłam spokój, dlatego będę prosiła Allaha by był dla was miłosierny

rozm. Jarosław Zalesiński
Przemyslaw Swiderski
Gdańsk to moje miejsce. Kocham to miasto, czasem myślę, że bardziej niż wy. Czeczeńcy mówią mi: "stałaś się jedną z nich". Ale to nie tak - o swoim doświadczeniu imigrantki w Polsce opowiada Khedi Alieva, Czeczenka od dwóch lat zamieszkała w Gdańsku.

Od czego zaczniemy: od Czeczenii czy dopiero od polskiej granicy?
Może od polskiej granicy, bo od tego momentu było już lżej. Kiedy zdecydowałam się wyjechać z Czeczenii, nie myślałam o Polsce. Ale pewien mój znajomy, mieszkający w Austrii, doradził mi: jedź do Polski. Stamtąd łatwo przekroczyć granicę. Nie wiedziałam, jak się to robi. Kiedy stanąłem na polskiej granicy, po tym, jak wysiadłam z pociągu, z trójką dzieci, nawet nie wiedziałam, że już na tej granicy jestem.

Po białoruskiej stronie?
Jeszcze tak. Poprosiłam taksówkarza, żeby zawiózł mnie tam, gdzie jest granica. Wziął pieniądze, wywiózł nas na przejście samochodowe i wysadził. Stoję z trójką dzieci, żaden z kierowców się nie zatrzymuje, nie wiem, co robić. Szok. Widzę dziewczynę z ochrony, podchodzę i proszę: - Czy chce Pani zarobić za poradę? Mam pieniądze. Chcę przejść przez granicę, a przywieziono mnie tutaj. - Przecież cię tu aresztują - usłyszałam. Dziewczyna wezwała taksówkę, która zawiozła mnie z powrotem na dworzec.

Taksówkarzowi dobrze zapłaciłam, pomógł mi kupić bilety na pociąg. Wsiadam do pociągu, po chwili pojawili się pogranicznicy.
Polscy?

Tak. Znowu szok, bo widzę, że kontrolują paszporty. Strasznie się bałam. Kiedy doszli do mnie, zapytali: czemu jedzie pani do Polski? Uczono mnie, żeby nie odpowiadać na takie pytania, więc milczę. Powiedzieli wtedy: napisz, po co jedziesz. Dają mi kartkę, napisałam na niej: chcę żyć. Przepuścili mnie bez słowa. Dali mi tylko kartkę z informacją, że jeśli się nie zgłoszę w ciągu dwóch dni do obozu, to Polska za mnie nie odpowiada.

Zgłosiłaś się?
Nie. Kiedy przeszłam granicę, rozpłakałam się. Na tej granicy wydało mi się, że zdradzam swoją ojczyznę. Mówiłam sobie, że nie powinnam tego robić. I bałam się o dzieci. Było to dla mnie straszne. Posiwiałam wtedy.

Jak zabito twojego męża?
Posadzili go, razem z trzema innymi mężczyznami, na trotylu i wysadzili w powietrze.

Widziałaś to czy opowiedziano ci?
Widziałam zdjęcia. Obejrzałam je, bo szukałam miejsca, gdzie to się stało. To był straszny wstrząs dla mnie: że można człowieka ot tak, posadzić na trotylu i wysadzić. Wniosłam skargę do prokuratury, prosiłam o pomoc. Mąż nie był żadnym wahabitą ani bojownikiem, był policjantem, a jednak go zabili.

Rozpłakałaś się na granicy.
Tak. Kiedy wyszliśmy z pociągu w Białej Podlaskiej, stały tam taksówki. Ludzie widzieli, że jesteśmy dobrze ubrani, że mam na sobie biżuterię. Podeszli do nas i zaczęli mówić, że tu wyłapują takich jak my. Kłamali, a ja uwierzyłam im. Zapewnili, że przewiozą nas w bezpieczne miejsce. I zawieźli do hotelu za 100 euro. Tam też się nami "opiekowali". Prowadzili do Biedronki i mówili, że to najlepszy sklep. U nas to mężczyzna zawsze kupuje w sklepie, a nie kobieta. Dawałam im pieniądze, 100 euro na zakupy. Tłumaczyli, że 100 złotych to to samo co 100 rubli, choć to 10 razy więcej. Na koniec wzięli dwa razy po 1100 euro, za dwie taksówki do Wiednia.

Po co dwie?
Ta pierwsza jechała przed nami "dla bezpieczeństwa", w drugiej jechałam ja z dziećmi.

Pewnie ci ludzie spod granicy żyją z takich jak ty.
Pewnie tak. Słyszałam o kobiecie, którą obiecywali zawieźć do Niemiec, a skończyło się na tym, że zrobili dwa kółka wokół Warszawy i wysadzili ją pod obozem w Dębaku. Inną starszą panią za 1500 euro zawieźli do Francji, do jakiegoś klubu ze striptizem. Mnie jednak, zgodnie z umową, zawieźli do Austrii. Dziś widzę, jak wiele błędów popełniłam ze strachu i niewiedzy. Chciałabym, żeby inni nie powielali mojej drogi. W Austrii poprosiłam o azyl. Trafiłam z dziećmi do obozu. I wtedy zrozumiałam, czym może być piekło. Traktowali nas tam jak Rosjan, bo nie odróżniali Rosjan od Czeczenów. Pokoi nie można było zamykać, po korytarzach chodzili ludzie, pili, wyzywali się. Wszyscy wstawali o tej samej porze, czy ktoś chciał, czy nie. Jak ktoś nie wstał, rzeczy były wyrzucane z pokoju. Miałam bardzo dobre ubrania, piękne suknie. Szybko ukradli nam dwie walizki z rzeczami. Zaczęłam się domagać, żeby pozwolono nam zamykać pokój. Wtedy przeniesiono mnie z dziećmi do innego obozu, takiego, który przygotowywał do deportacji. Spotkałam Czeczenkę, która cztery lata spędziła w Polsce. Kiedy mnie odwiedziła, akurat płakałam. Powiedziała mi: jeśli trafisz do Polski, będziesz żyła lepiej niż tysiąc Czeczenów. Jedź do Polski, tam nie zginiesz. Mówią źle o Polakach, ale oni nie są złymi ludźmi.

Potwierdziło się?
Nie spotkałam tu złych ludzi. Ani jednego. Chociaż raz ktoś spalił mi wózek dla dzieci, tu, w Gdańsku. Nie chcę tego kogoś sądzić. Człowiek czasem się pomyli. Ten ktoś na pewno ma sumienie i teraz męczy się z tym, co zrobił.

Nie wszystko chyba było w Polsce takie piękne.
W obozie w Dębaku, dokąd trafiliśmy na początku, było strasznie brudno, ale winni temu byli przecież ludzie. Trafiliśmy tam głodni, prosto z lotniska. Pod lotniskiem wsiedliśmy do autobusu. Powiedziałam kierowcy, że nie mam pieniędzy. Odpowiedział: wsiadajcie. Potem był pociąg i kontrolerzy. Uśmiechnęli się i powiedzieli: to nie pierwszy raz, jak tu sprawdzamy.

W ośrodku też tak was po ludzku traktowano?
W ośrodkach dla uchodźców powinni pracować ludzie nie tylko po psychologii, ale tacy, których interesują inne nacje, ich tradycje, obyczaje. Myślę, że w takich miejscach powinni być zatrudniani ludzie, którzy tę pracę lubią. Nie tacy, którzy po prostu chcą zarabiać pieniądze. I nie powinni odnosić się do imigrantów jak do ludzi gorszego gatunku. Bo jesteśmy wszyscy jednakowi. Oddychamy tym samym powietrzem, serca u nas takie same i płynie w nas ta sama krew. Rozdzielamy się, muzułmanie i chrześcijanie. A powinniśmy szukać tego, co wspólne, a nie tego, co dzieli.
U nas mówią, że jak ktoś dużo podróżuje, to poznaje inne narody i zaczyna je cenić. Moja siostra wyszła za Tadżyka. Opowiadała mi, że codziennie sąsiedzi przynosili jej chleb i jedzenie. Kiedyś mieszkałam przez miesiąc u romskiej rodziny. Cyganie, jak się zorientowali, że jestem muzułmanką, wynieśli z domu wszystką wieprzowinę. Zmienili swoje zwyczaje, bo póki jest u nich gość, będą żyć tak, żeby się gościowi u nich podobało. Po tym zaczęłam cenić Cyganów.

Długo byliście w Dębaku?
Dwa czy trzy dni. Potem przenieśli nas do obozu na Targówku.

Jak was karmiono?
Musiałbyś spróbować. Ludzie nie chcieli tego jeść. Ale były też dobre rzeczy: masło, śmietana, twaróg. Tylko te ziemniaki... nie wiedziałam, że takie mogą być.

Co tam było dobrego?
Dla mnie dobre było to, że znalazłam pracę, w centrum samopomocy imigrantów. Zabierałam tam dzieci z obozu, żeby się uczyły czeczeńskiego i polskiego, szycia, tańców, różnych rzeczy. Znalazłam też pracę w restauracji. Zarabiałam 20 złotych dziennie i byłam zadowolona. W obozie poznałam wielu ludzi, specjalistów i wolontariuszy, którzy prowadzili różne programy, uczyli języka polskiego, organizowali spotkania z lekarzami, prawnikami, kursy szycia, rękodzieła.
Najważniejsza dla mnie była możliwość nawiązania kontaktów z Polakami i poznawania ludzi innej kultury i religii.
I wyobraź sobie, któregoś dnia idę do pracy i dzwoni do mnie pracownik socjalny z obozu: wracaj, nie pożałujesz. Co się okazało: otwierają medresę w Gdańsku. Kiedy przyjechałam tu, do medresy na Oruni, blisko parku, nie było dla mnie życia poza tym miejscem.
Wtedy też związałam się z Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Zaczęło się od projektu realizowanego wspólnie z Europejskim Centrum Solidarności. Strasznie mi się tam spodobało.

Co cię tak zafascynowało?
W ECS zobaczyłam film o Solidarności. I zrobiło mi się żal Polaków. Staliście mi się bliscy przez tę waszą historię. Solidarność stała się jakby częścią mojego życia, ta historia bardzo we mnie zapadła.

Zostaniesz tu już?

Chciałabym pracować z czeczeńskimi dziećmi, wyszukiwać uzdolnione dzieci i pomagać im się uczyć, żeby nie przepadały tutaj. Ponieważ życie dzieci zależy od dorosłych, oni są odpowiedzialni za ich los.

Jesteś osobą wykształconą, mądrą kobietą, a pracujesz w Polsce w kuchni, zarabiasz 8 złotych za godzinę...
Nie 8 złotych, tylko 10. Ale to jest moje. Ja to zarobiłam. I wystarcza mi. Dla was wydaje się to mało, ale dla mnie to teraz normalne. Bogactwo nie ma znaczenia. Pieniądze są jak rzeka, przychodzą i odchodzą, przeciekają przez palce. Kiedyś nosiłam futra i byłam bardzo nieszczęśliwa. Teraz nie mam pieniędzy, ale śpię spokojnie.
Chciałabym otworzyć restaurację. Będą w niej pracować imigranci, a także Polacy, którzy nie mają pracy. Jeszcze nie wiesz, jak świetnie z siostrą gotujemy (śmiech). Tylko na parze, żadnego smażenia na tłuszczu. Jeśli się uda stworzyć taką restaurację w Gdańsku, spróbuję potem zakładać kolejne w innych miastach. Napoleoński plan, ale myślę, że okaże się realny. Chcę tu zrobić bardzo dużo i wierzę, że tego dokonam.

Wrosłaś tutaj?
Myślę, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Spotkałam ludzi, którzy są mi bliscy, którzy podtrzymują mnie i rozumieją. Sama bardzo się rozwinęłam. Na Oruni jest takie drzewo w parku, które czasem obejmowałam, zamykałam oczy i mówiłam sobie, że to moje drzewo. Gdańsk to moje miejsce. Kocham to miasto, czasem myślę, że bardziej niż wy. Czeczeńcy mówią mi: stałaś się jedną z nich. To nie tak. Myślę, że po prostu każdy człowiek powinien szanować inną wiarę i inną narodowość, nikogo nie mamy prawa sądzić. Nikogo.

Zostaniesz tu już do końca życia?
U nas Czeczeńców, jeśli ktoś umrze poza krajem, nie pozwolą go tam pochować. Kiedy w Austrii umarł kuzyn mojego męża, zamówili samolot i przewieźli trumnę z ciałem do Czeczenii. Nigdy nie pozwalamy pochować kogoś poza Czeczenią, bo mówi się u nas - skąd wzięto ziemię, tam trzeba ją wrócić. Więc pochowają mnie tam. To moja ojczyzna, część mojego życia. Ale spokój odnalazłam w Gdańsku. Dlatego będę prosiła Allaha, żeby był dla was miłosierny. Zawsze go o to proszę. Żeby był miłościwy dla nas wszystkich.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki