To - nie ukrywajmy - dość cyniczne podejście, oparte było w gruncie rzeczy na realistycznym wyczuciu rynku. Im dalej od Polski, im słabsza identyfikacja z ofiarami, tym tragedia mniej działa na wyobraźnię czytelnika. Wtedy śmierć zamienia się w statystykę, a żeby zrobić wrażenie, trzeba pokazać naprawdę duże liczby. Szczególnie u nas, w Polsce, gdzie panuje powszechne podejście: "nasza chata z kraja", skutkujące słabym zainteresowaniem tym, co się dzieje na świecie. No chyba, że naszych gdzieś obrażają.
Problem w tym, że w zglobalizowanym świecie, coraz bardziej zaciera się różnica między tym co "daleko" i "blisko", a nawet tym, co "nasze" i" "nienasze". Sieć powiązań (i to wcale nie internetowych) bywa poplątana w zaskakujący sposób. Tymczasem przyzwyczajenie powoduje, że najchętniej poruszamy się utartymi szlakami. Nie wiedzieć czemu pasjonujemy się sondażami dotyczącymi wyborów, które mają się odbyć za ponad dwa lata, przetasowaniami personalnymi w partiach, którym coraz bliżej kanapy czy bezsensownymi wypowiedziami polityka, który wprawdzie odegrał gigantyczną rolę w dziejach Polski, ale od dawna już żyje wyłącznie w swoim świecie, delikatnie mówiąc, niezbyt wyrafinowanym intelektualnie. A to, co naprawdę nas dotyczy - często umyka nam sprzed oczu.
Miesiąc temu krajowe media odnotowały - zgodnie z cytowanymi na wstępie zaleceniami dziennikarskich wyg - informację o katastrofie gigantycznej szwalni w Bangladeszu, skutkiem czego śmierć poniosło ponad tysiąc osób. News żył przez chwilę, potem jeszcze powrócił przy okazji cudownego odnalezienia dziewczyny, która przeżyła pod ruinami prawie trzy tygodnie. Tymczasem są poszlaki, by przypuszczać, że w owym budynku, w warunkach urągających europejskim normom kodeksu pracy i jakimkolwiek normom BHP, szyto ubrania dla jednej z polskich firm, o której do tej pory pisano niemal wyłącznie w kontekście rynkowych sukcesów i narodowej dumy, że "nasi" tak świetnie sobie radzą na globalnym rynku.
Radzą sobie, ale tak jak wielu innych, przenosząc część produkcji w regiony, gdzie można znaleźć pracowników za 300 złotych miesięcznie. Jeśli nawet nie w tym budynku, to w podobnych. I na podobnych warunkach. Twierdzenie, że my wszyscy noszący T-shirty "made in Bangladesh" mamy krew na torsach, byłoby pewną przesadą, ale warto się może zastanowić nad konsekwencjami banalnego na pozór sięgnięcia do portfela w sklepie odzieżowym. Bangladesz i inne nieciekawe miejsca są bliżej nas niż myślimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?