Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twardy język i polski punkt widzenia

Dariusz Szreter
Wedle powszechnego przekonania, Donald Tusk pilnuje ciepłej wody w kranach, podczas gdy istotne dla Polski problemy definiuje Jarosław Kaczyński. W minionym tygodniu pan prezes podniósł co najmniej dwie kwestie warte podjęcia. Po pierwsze "twardy język", a po drugie "polski punkt widzenia".

Twardego języka, wedle prezesa Kaczyńskiego, używał PiS-owski kandydat na prezydenta Elbląga, który w sposób niezbyt wyszukany zdefiniował wspólny cel miejscowego PiS i Ruchu Palikota, jako: "wyp...lić tych z Platformy i już". Pana prezesa uraził nie język tej wypowiedzi, ale fakt, że nagranie zostało upublicznione, co nazwał "brudną grą".

O tym, że stronnictwo "twardego języka" w polskim życiu politycznym ma zasięg ponadpartyjny, wiadomo doskonale ze wszystkich "taśm prawdy", jakie dotychczas wyciekły do wiadomości opinii publicznej. Używa się go w SLD (Gudzowaty z Oleksym), PSL (taśmy Serafina, a wcześniej marszałek Zych na sejmowej mównicy, zapominający o tym, że ma włączony mikrofon), czy PO (rozmowy Zbycha i Mira przy okazji afery hazardowej).

Już o bon motach niegdysiejszych działaczy Samoobrony lepiej nie wspominać. Kandydat PiS, a od wczoraj w zasadzie już nowy prezydent Elbląga, nie jest tu zatem żadnym wyjątkiem. Ponadto należy stwierdzić, że "mocny język" to nieliczna z dziedzin, w których klasa polityczna nie wyalienowała się z reszty społeczeństwa. Tym bardziej ujawnienie elbląskich nagrań trudno uznać za jakiś perfidny chwyt, szczególnie że stawianie sobie za cel "wyp...nia" przeciwników politycznych jest zjawiskiem dość oczywistym. Także dla wyborców, którzy nawiasem mówiąc, też lubią sobie "wyp...lić" starą władzę i zastąpić ją nową. Warto tylko mieć świadomość, że czasem przy tej okazji można się "wp...lić" w jeszcze większe bagno. Ale taka już uroda demokracji.

Trudno mi natomiast do końca zgodzić się z tezą Jarosława Kaczyńskiego o "brudnej kampanii". Z jednej strony, nagrywanie bliźniego swego w trakcie nieformalnej rozmowy, a następnie upublicznianie tych nagrań, nie jest czynnością przynoszącą chwałę. Dlatego zresztą większość nagrywających ukrywa swoją tożsamość. Niemniej trudno się nie pokusić o refleksję, że gdyby wszyscy politycy mieli świadomość, albo przynajmniej podejrzewali, że są nagrywani, mogłoby to wpłynąć pozytywnie na bieg spraw publicznych.

Nie od dziś wiadomo, że to język w dużym stopniu kształtuje nasze myślenie. Osobnicy, którzy nie mogliby mówić wprost o dzieleniu łupów i "wyp...laniu" przeciwników, z całą pewnością nie przemieniliby się od razu w świętych Franciszków. Nie można jednak wykluczyć, że takie "uczciwe zakłamanie" może, przynajmniej częściowo, wejść w krew. Zresztą rewelacje, za ujawnienie których demokratyczny rząd USA ściga po całym świecie - przy wsparciu innych demokratycznych rządów - Edwarda Snowdena, pokazują, że jesteśmy już blisko ziszczenia się tej wizji. Brak tylko dostatecznej liczby osób do skontrolowania tych wszystkich danych, które już zmagazynowano na nasz temat. No i większość z nas za mało znaczy, żeby ktoś chciał się nad naszym sekretnym życiem pochylić. W tym sensie prezydent Wilk może się czuć wyróżniony.

O polskim punkcie widzenia mówił prezes Kaczyński w kontekście przygotowywanej wystawy w Muzeum II Wojny Światowej. Zapowiedział zmianę jej kształtu - po zwycięstwie PiS (w skali kraju, a nie Elbląga) - tak by "wyrażała polski punkt widzenia". W ten elegancki sposób prezes dał do zrozumienia, że dotychczasowy kształt wystawy, w muzeum, które uchodzi za oczko w głowie Donalda Tuska, wyraża niepolski punkt widzenia. Zaraz, zaraz, czy ktoś tu coś mówił o brudnej kampanii? Dziadek z Wehrmachtu zmartwychwstał?

Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera

Promowanie polskiego punktu widzenia jest oczywiście ze wszech miar chwalebne. Ale czy akurat w kontekście historii? Historia Europy to tysiąclecia sporów narodowych, religijnych, dynastycznych, klasowych i Bóg wie jakich jeszcze punktów widzenia, która kulminowała w XX wieku wybuchem dwóch wojennych hekatomb o zasięgu światowym. Sukces Europy, mimo wszystkich niewątpliwych wad Unii Europejskiej, polega na ciągłym poszukiwaniu tego, co narody europejskie łączy, a nie wyszukiwaniu tego, co dzieli.

Dlatego wydaje się, że w pokazaniu historii II wojny światowej (i nie tylko jej) powinno przede wszystkim chodzić o wyrażenie prawdy. A prawda, jak głosi stara mądrość, leży zwykle gdzieś pośrodku. Ale zaczynam się obawiać, że według prezesa Kaczyńskiego, to niepolski punkt widzenia.

[email protected]

CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki