Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Rakowski: Nie zgodzimy się na żadną relokację

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Tomasz Rakowski jest zdania, że najskuteczniej można pomagać potrzebującym w ich krajach
Tomasz Rakowski jest zdania, że najskuteczniej można pomagać potrzebującym w ich krajach fot. mat. prasowe
Z Tomaszem Rakowskim, pełnomocnikiem Prawa i Sprawiedliwości w okręgu gdańskim, rozmawiamy o emigrantach ekonomicznych i uchodźcach. ONZ ustanowiło 20 czerwca Światowym Dniem Uchodźcy. Nie zmienia to faktu, że od przynajmniej ośmiu lat Europa jest celem wzmożonej migracji z krajów o niestabilnej sytuacji gospodarczej i politycznej. Wraz z uchodźcami wojennymi na nasz kontynent trafiają migranci ekonomiczni z Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu, Afganistanu. Wielu z nich nie ma wykształcenia, co gorsza, nie przejawiają zainteresowania ani pracą, ani integracją ze społecznościami gospodarzy. Według danych Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców pod koniec 2022 roku na świecie było ponad 100 milionów uchodźców. A to dopiero początek problemów…

Komisja Europejska planuje wprowadzenie obowiązkowych relokacji migrantów do państw członkowskich. Dla opornych przewiduje opłatę w wysokości 22 tys. euro za nieprzyjętego migranta. Urzędnicy unijni nazwali to ekwiwalentem finansowym… 8 czerwca większość krajów członkowskich przyjęła w tej sprawie wspólne stanowisko. Wyłamały się tylko Polska i Węgry. Co Prawo i Sprawiedliwość zamierza z tym problemem zrobić?

Opinia Prawa i Sprawiedliwości od czasu kryzysu migracyjnego w 2015 roku jest niezmienna. Stoimy na stanowisku, że uchodźcom bezwzględnie należy pomagać. Ale przede wszystkim w ich ojczyznach. Ewentualnie w krajach, w których znaleźli pierwsze schronienie. Rządy państw europejskich powinny skupić się przede wszystkim na rozwiązywaniu problemów politycznych i gospodarczych państw dotkniętych kryzysem uchodźczym. Bez takich rozwiązań trudno będzie nam poradzić sobie z kolejnymi falami uchodźców. Należy także pamiętać, że prawdziwi uchodźcy przebywają na terenach dotkniętych konfliktami zbrojnymi - w Syrii, Afganistanie, Libanie, Somali, Etiopii, Erytrei. Ci, którzy przedzierają się nielegalnie do Europy, to w większości młodzi imigranci ekonomiczni. Młodzi ludzie, którzy najczęściej pochodzą z dawnych kolonii państw Europy Zachodniej. Z terenów - zaznaczmy - które przez stulecia były nieludzko wprost eksploatowane przez Belgów, Holendrów, Brytyjczyków, Francuzów, Hiszpanów, Portugalczyków, Niemców i Włochów. My nie uczestniczyliśmy w tym rabunku. Nie ma więc żadnego powodu, żeby Polacy płacili teraz za cudze grzechy. Tym bardziej że od półtora roku pomagamy milionom ukraińskich uchodźców, którzy schronili się u nas przed agresją Putina. A jeżeli chodzi o przymusową relokację, to Prawo i Sprawiedliwość zapyta Polaków w referendum, czy popierają takie rozwiązanie. I chyba nikt nie zaprzeczy, że referendum jest najbardziej demokratyczną formą podejmowania decyzji. Zwłaszcza w tak kluczowej sprawie.

Zatrzymajmy się jeszcze przy kwestii pomocy uchodźcom w ich ojczyznach… W jaki sposób należy takie akcje prowadzić?

Po pierwsze, jest to tańsza, bezpieczniejsza i skuteczniejsza forma pomocy. Szczególnie dla kobiet, dzieci i osób starszych, które podczas podróży do Europy często padają ofiarami gangów handlarzy żywym towarem. Potrzebujących łatwiej jest odszukać w ich rodzinnych stronach niż w Europie. Łatwiej jest też skoordynować pomoc humanitarną z działaniami organizacji pomocowych operujących w miejscu zagrożenia. Dzięki takiej formie wsparcia uchodźcy unikają zderzenia z obcą kulturą, religią, a często też społeczną dezaprobatą, której poziom - na przykład we wschodnich Niemczech - ostatnio drastycznie rośnie. Oczywiście, czasem migracja do Europy jest niezbędna. Zazwyczaj jednak generuje problemy, które są trudne do rozwiązania. Stąd m.in. eksplozja przestępczości i fala zamieszek na tle rasowym w krajach zachodniej Europy.

Polski rząd pomoc w miejscu zamieszkania uchodźców prowadzi na różne sposoby. Na przykład poprzez przekazywanie funduszy przeznaczanych na zakup leków, odzieży, wyżywienia, kontenerów mieszkalnych, na edukację i wydatki związane z życiem w obozach. Do tych akcji włącza się wielu darczyńców - m.in. Kościół katolicki, Caritas Polska, poszczególne parafie i osoby prywatne.

Rząd Ewy Kopacz deklarował chęć przyjęcia z zachodniej Europy każdej ilości relokowanych migrantów. Po utracie władzy ze strony polityków Platformy Obywatelskiej i Lewicy zaczęły padać oskarżenia o to, że polska „granica jest dziurawa jak sito”, że wprowadzony przez nowy rząd stan wyjątkowy to „stan głupoty”, że do budowy zapory granicznej nigdy nie dojdzie, a pieniądze zostaną rozkradzione. Równolegle z kampanią oszczerstw byliśmy świadkami skandalicznych zachowań Klaudii Jachiry, Urszuli Zielińskiej i Iwony Hartwich. Władysław Frasyniuk w sierpniu 2022 roku nazwał żołnierzy Straży Granicznej „watahą psów” i „śmieciami”. A Janina Ochojska napisała, że na granicy polsko-białoruskiej „dokonuje się ludobójstwo”. Dlaczego, pańskim zdaniem, opozycja uczyniła z problemów uchodźców temat polityczny?

Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie rozumiem, skąd aż taka agresja, wręcz nienawiść do własnego narodu. Ludzie, których nazwiska pan wymienił, to tylko niewielka grupka zwolenników opozycji, która na co dzień posługuje się wobec inaczej myślących wulgaryzmami i atakami werbalnymi. Ostatnio popis takiej liberalnej „kultury” dał aktor Andrzej Seweryn… Myślę, że ta nienawiść wynika z braku argumentów, z bezsilności. Proszę zauważyć, że obóz Donalda Tuska nie ma nawet programu. Potrafi jedynie wzywać do przemocy wobec przeciwników politycznych i obalenia siłą demokratycznie wybranej władzy. Robi to, ponieważ czuje się bezkarny. Sądy albo umarzają postępowania wobec takich jak Frasyniuk, albo odraczają je w nieskończoność. Sam Tusk ma z kolei ewidentne poparcie Brukseli, a w zasadzie Niemiec… Wszyscy pamiętamy słynne pożegnanie Ursuli von der Leyen z Tuskiem i jej słowa: „Drogi Donaldzie, gdy znów się spotkamy, zobaczę cię, jak powiedziałeś, jako premiera”. Szefowa Komisji Europejskiej napisała też na Twitterze, że Tusk „uosabia nasze wartości”, i że „teraz wraca do swojego kraju, aby ich bronić”. Potwierdzają to niedawne słowa Manfreda Webera - szefa Europejskiej Partii Ludowej, której szefował wcześniej Donald Tusk, a który powiedział, że „EPL jest jedyną siłą, która może zastąpić PiS w Polsce i poprowadzić ten kraj z powrotem do Europy”. Dla mnie więc sprawa jest jasna, w czyim interesie ten człowiek działa, Niemcy już się nawet z tym nie kryją. Tak samo oczywista, jak zniszczenie przez „liberałów” polskiego przemysłu, wojska, rolnictwa, a teraz kopalni Turów. Jedynym programem opozycji jest uczynienie z Polski państwa słabego, biednego i zależnego od Republiki Federalnej Niemiec, która nie może się wprost doczekać powrotu do interesów z Rosją. W tym celu Platforma i Lewica chcą zastąpić tradycyjny porządek chrześcijańsko-narodowy swoim lewicowo-liberalnym „ładem” społecznym… Ale Tusk bardzo dobrze wie, że Polacy nie chcą takich zmian. Wie, że wartości takie jak wolność, suwerenność, tradycyjna rodzina czy narodowe państwo prawa są Polakom bliższe niż to, co proponuje zachodnioeuropejska, lewacka pseudokultura. Wie też doskonale, że przegra nadchodzące wybory i że do rządzenia Polską doprowadzić go może jedynie siłowy przewrót. Jakiś zamęt, niepokoje społeczne na masową skalę… Na przykład wspieranie kryzysu migracyjnego na naszej wschodniej granicy. A teraz naciskanie na przymusową relokację.

Stąd „polityka miłości” i „ulicy i zagranicy”?

Oczywiście.

Wróćmy do sprawy relokacji migrantów… Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość jest jej przeciwne?

Rząd Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie powtarzał, że nie jesteśmy przeciwni emigrantom. Jako naród, który sam przeżył niejedną gehennę wywózek, wypędzeń i etnicznych czystek, wiemy, że potrzebującym należy się pomoc. Ale nie oznacza to, że zapewnianie poprawy sytuacji życiowej uchodźców postawimy ponad dobrostan Polaków. Jak kończy się polityka „otwartych drzwi”, widać doskonale na przykładzie Niemiec. Angela Merkel zakładała mylnie, że braki na rynku pracy zapełni uchodźcami. Wcześniej podobny eksperyment prowadził Helmut Kohl, który na masową skalę sprowadzał z Europy Wschodniej i Związku Sowieckiego tzw. późnych przesiedleńców. Teraz te same błędy robi kanclerz Olaf Scholz. Jedyne novum polega na tym, że uległa wobec Niemiec Komisja Europejska zamierza wprowadzić przymusową relokację, w celu pozbycia się „elementu aspołecznego”. Przypominam, że mówimy o ludziach. Nie wiem, jakim standardom ma podlegać to działanie, które traktuje ludzi jak przedmioty wysyłane z jednego kraju do drugiego. Tak się nie robi właśnie dlatego, że mamy do czynienia z ludźmi, których nie można przerzucać jak worki z kartoflami, ale także dlatego, że będzie to nieskuteczne. Migranci przywiezieni do Warszawy za chwilę i tak uciekną do Berlina. Choć i tutaj nie wątpię w „mądrość etapu” komisarzy europejskich, którzy żeby powstrzymać migrację finansową takich osób, w kolejnym kroku mogą nakazać państwom członkowskim wypłacanie takim migrantom równych kwot zapomóg bez względu na państwo pobytu. Mielibyśmy wtedy w Polsce tysiące migrantów, którym płacilibyśmy tak, jak się im płaci w Niemczech. To oczywiście spekulacja, ale mówię o tym, by pokazać, że problem migracji jest sprawą długofalową i niezwykle niebezpieczną dla Polski, jeśli oddamy w tym temacie swoją suwerenność.

Pod koniec maja minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk powiedział: „Polska zawsze konsekwentnie sprzeciwiała się obowiązkowym mechanizmom relokacji migrantów. Mieliśmy rację. Te propozycje okazały się szkodliwe i nieefektywne. Będziemy konsekwentnie i zdecydowanie sprzeciwiać się próbom powrotu do tych pomysłów”. Mogę tę wypowiedź uzupełnić jedynie konkluzją, że proponowane przez komisję rozwiązanie jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Bo - po pierwsze - Polska od początku wojny przyjęła prawie 13 mln ukraińskich uchodźców, z czego około 3 mln pozostały u nas na dłużej. Po drugie - Unia zrekompensowała Polsce koszt pobytu uchodźców z Ukrainy sumą ok. 100 euro na osobę, a chce obciążyć nas w ramach mechanizmu przymusowej relokacji kwotą 22 tys. euro za migranta. Co jest chyba zbyt daleko idącą dysproporcją…

I między innymi dlatego musimy się stanowczo sprzeciwiać, bo od takich decyzji będzie zależał los nie tylko Polski, ale też kształt przyszłej Unii Europejskiej. UE łamie traktaty, bo zgodnie z art. 79 ust. 5 Traktatu o funkcjonowaniu UE polityka migracyjna jest wyłączną kompetencją państw członkowskich UE. Tak więc próba siłowego zastraszenia, bo tym właśnie jest kara 22 tys. euro za nieprzyjętego migranta, jeśli raz zostanie zaaprobowana, to stanie się mechanizmem, z którego będzie można korzystać w przyszłości, żeby zmusić niepokorne kraje, takie jak Polska, do oczekiwanych zachowań. Oczywiście, myśląc „niepokorne”, mam na myśli Polskę rządzoną przez Zjednoczoną Prawicę, gdyż w przypadku rządów opozycji natychmiast zgodzą się na dowolną ilość migrantów. Prawo i Sprawiedliwość niejednokrotnie udowodniło, że prawidłowo diagnozuje bieżącą sytuację i prawidłowo przewiduje konsekwencje takich, a nie innych decyzji. Dlatego będziemy chronić Polaków przed tym szkodliwym mechanizmem.

Jak PiS chce Polskę przed tym chronić? Co na to Polacy?

Już mówiłem, że my - jako Prawo i Sprawiedliwość - na próby przymusowej relokacji „nachodźców” - bo nie są to w większości ani imigranci, ani tym bardziej uchodźcy czy ofiary wojen - nigdy się nie zgodzimy. Przede wszystkim dlatego, że taka właśnie jest wola znacznej większości naszych rodaków. Z przeprowadzonego przez Research Partner, pomiędzy 16 a 19 czerwca, badania wynika, że 2/3 ankietowanych Polaków nie chce wprowadzenia mechanizmu przymusowej relokacji. Godzi się na niego jedynie 27% badanych. I dziwnym trafem są to wyborcy Platformy Obywatelskiej i Lewicy.

Dlaczego, według pana, tak wielu Polaków nie zgadza się na tę przymusową relokację?

Dlatego, że Polacy są świadomi, do czego taki niekontrolowany napływ prowadzi. W miażdżącej części nielegalni migranci chcą europejskiego dobrobytu, ale bez wysiłku i pracy, które są niezbędne do jego osiągnięcia. Chcą dostać to wszystko, co mają rdzenni mieszkańcy krajów zachodnich, ale tu i teraz, natychmiast. Migranci bardzo często nie chcą się asymilować, uczyć języka i przestrzegać prawa. Żyją w swoich enklawach, z czasem przejmując całe ulice i dzielnice, dopuszczając się nierzadko brutalnych przestępstw. Wystarczy przyjrzeć się temu, co dzieje się w Szwecji, w kraju, w którym jeszcze 10 lat temu ludzie nie zamykali mieszkań ani nawet samochodów. Dziś po zmroku strach tam wyjść na ulicę. Kobiety są napadane, okradane, poniżane, a nawet gwałcone. A jeszcze w 2015 roku Szwedzi uchodzili za najbardziej socjalne państwo na świecie. Teraz zrozumieli, że dzielenie się dobrobytem ma swoje granice… Według raportu przygotowanego przez Szwedzką Krajową Radę ds. Zapobiegania Przestępczości w ciągu ostatnich 20 lat Szwecja z kraju o jednym z najniższych wskaźników przestępstw stała się jednym z państw o najwyższym poziomie przemocy z użyciem broni palnej w Europie. Wyprzedzają ją tylko Włochy i Europa Wschodnia. Cytowany raport stwierdza wprost, że „wzrost liczby zabójstw z użyciem broni palnej w Szwecji jest ściśle powiązany ze środowiskami przestępczymi na obszarach społecznie upośledzonych. Chodzi o gangi, których członkami są imigranci, nawet w drugim pokoleniu. Te struktury przestępcze tworzą właśnie uchodźcy z Somalii, Erytrei, Maroka i innych miejsc w Afryce Północnej. To oni handlują narkotykami, materiałami wybuchowymi i bronią. Oni też kontrolują handel ludźmi… Obecnie przestępczość tego rodzaju stała się w Szwecji problemem numer jeden. Chciałby pan, żeby coś takiego działo się w Gdańsku, Warszawie czy Krakowie? Pytałem oczywiście retorycznie…

W takim razie, dlaczego Niemcy tak naciskają na sprowadzanie do Europy tych migrantów?

Bynajmniej nie z jakiejś wyjątkowej dobroduszności. Wręcz przeciwnie - niemiecka polityka „herzlich willkommen” podyktowana jest wyłącznie rachunkiem ekonomicznym. Rynek pracy u naszych zachodnich sąsiadów od dziesięcioleci gwałtownie się kurczy. Coraz wyraźniej brakuje im wykwalifikowanych pracowników. I to pomimo masowej imigracji i stosowania przez kolejne rządy różnego rodzaju zachęt ekonomicznych dla cudzoziemskich pracowników. Według prognoz niemieckiego Instytutu Rynku Pracy i Badań Zawodowych do roku 2060 liczba pracujących zmniejszy się o ponad 5 milionów - z 45,7 miliona do 40,4 mln zatrudnionych. Oznacza to, że potencjał siły roboczej skurczy się w tym okresie o 11,7 proc. I właśnie dlatego Niemcy wymyślili sobie „humanitarną migrację”. Tyle tylko, że nie przewidzieli, iż migranci z Afryki i Bliskiego Wschodu są często zwyczajnie niebezpieczni. A kiedy to do nich dotarło, postanowili podzielić się z nami swoim problemem. Obecny kanclerz nawet nie ukrywa, że tzw. pakt migracyjny ma służyć interesom Niemiec, mówiąc, że „nowy system odciąży finansowo Niemcy”.

Chciałbym podkreślić, że jako chrześcijanie wiemy, jaki jest nasz obowiązek wobec potrzebujących. Nie jesteśmy jednak szaleńcami, którzy z ekonomicznych powodów poświęcą bezpieczeństwo własnego narodu. I to tylko po to, aby przypodobać się Berlinowi czy Brukseli. M.in. dlatego właśnie prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zaproponował rozpisanie referendum na temat relokacji. Dla nas bowiem wola Polaków i Polek jest sprawą nadrzędną.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki