Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To, co w latach 80. przechodziło polskie społeczeństwo, przechodził też sztandar MKS-u

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Sztandar MKS-u powstał w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r.
Sztandar MKS-u powstał w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Przemysław Świderski
SB, MO, organy PZPR sztandaru Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego usilnie poszukiwały. To było polowanie. Na szczęście byli odważni ludzie, którzy go skutecznie chronili i przechowywali. Dziś wydaje się, że to nic wielkiego, ale w stanie wojennym i później groziły za to poważne konsekwencje - mówi o jednym z najważniejszych artefaktów Solidarności Krzysztof Dośla, przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego „S”. - Ludzie byli w stanie oddać życie za ten sztandar - podkreśla Kazimierz Trawicki, jeden z jego opiekunów w stanie wojennym.

To musiała być przemyślana, starannie przeprowadzona operacja. Henryk Drążkowski, ostatni chorąży „pierwszej” Solidarności, wspominał: - 10 grudnia 1981 r. czułem, że coś wisi w powietrzu. Tuż przed stanem wojennym sztandar Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego - uznany w czasie I Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność za oficjalny symbol „S”, Drążkowski wiózł owinięty wokół własnego ciała, ukryty pod grubym kożuchem. Następne lata sztandar udawało się bezpiecznie kryć przed SB i MO.

Jeszcze bez słynnego napisu

Z jednej strony jest błękitno-biały - to barwy ówczesnej Stoczni Gdańskiej im. Lenina. W centralnym miejscu znajduje się wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Widać też charakterystyczne dźwigi, nieodłączny element krajobrazu Gdańska. Złotą nicią wyhaftowano napisy Międzyzakładowy Komitet Strajkowy Gdańsk 1980 oraz hasło: Wiara, Nadzieja, Miłość Polsce. Po drugiej stronie, na biało-czerwonych barwach, z orłem (bez korony) w centrum widnieje tzw. zawołanie - Wolność, Sprawiedliwość, Pokój Ojczyźnie. W rogach znajdują się herb Gdańska oraz trzech zakładów, które rozpoczynały strajk w sierpniu 1980 roku - Gdańskiej Stoczni Remontowej, Stoczni Północnej i Stoczni Gdańskiej.

Historię sztandaru MKS-u przeanalizował dokładnie Jarosław Wierzchołowski, dziś pracownik Muzeum Narodowego w Gdańsku. Ponad dekadę temu odtworzył losy tego niezwykłego symbolu. - Sztandar MKS nie nosi charakterystycznego emblematu „Solidarności”, bowiem w dniach strajkowych, kiedy zdecydowano o jego powstaniu, miał być wyłącznie symbolem jedności i tożsamości właśnie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, nie zaś organizacji, która przecież istniała wówczas jedynie w śmiałych zamysłach - pisał Wierzchołowski w swoim artykule pt. „Sztandar MKS. Świętość od pierwszych dni” (zamieszczonym na stronie solidarnosc.org). - Inicjatywa, by MKS miał swój sztandar, wyszła od księdza Henryka Jankowskiego. Jak wspominają działacze, którzy strajkowali w 1980 roku w Stoczni Gdańskiej, sporo emocji budziło wówczas to, co ma się znaleźć na jego obu stronach. Sztandar był gotowy jeszcze przed końcem strajku.

Karta historii

Symbol dziś znajduje się w gablocie, w siedzibie gdańskiej Solidarności. Krzysztof Dośla, szef gdańskich struktur Związku podkreśla, że sztandar stanowi istotną część historii „S”.

- To niepodważalny dokument materialny, pokazujący korzenie Związku, jego początki - mówi. - Proszę zwrócić uwagę - on jest pełen symboli. Są ówczesne herby trzech stoczni, pierwszych, które zaczęły strajk w sierpniu 1980 r. Już samo to stanowi swoiste karty z podręcznika historii. Sztandar powstawał w momencie, gdy Związku jeszcze oficjalnie nie było, ksiądz prałat Henryk Jankowski zlecił pracę nad nim w trakcie trwania strajku w stoczni. Sztandar był gotowy w ciągu kilku dni, jeszcze przed zakończeniem strajku. To była błyskawiczna „akcja”, dziś chyba nie do pomyślenia.

Według ustaleń Jarosława Wierzchołowskiego, sztandar powstał w Starogardzie Gdańskim, w zakładzie hafciarskim ciotki księdza Jankowskiego, który osobiście interesował się procesem jego powstawania.

- Z propozycją stworzenia sztandaru wyszedłem pod koniec strajku, chyba 26 sierpnia. Ja sam jestem autorem projektu sztandaru i jego kolorystyki, on powstał najpierw u mnie na kartce papieru - mówił Jarosławowi Wierzchołowskiemu ksiądz Jankowski, zmarły w 2010 r.

Zaznaczmy, za postacią księdza Henryka Jankowskiego ciągną się oskarżenia o wykorzystywanie nieletnich czy współpracę z SB (w 2004 r. został usunięty z parafii decyzją ówczesnego arcybiskupa gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego pod jeszcze innymi zarzutami). Niemniej w sierpniu 1980 r. organizowane przez niego msze na terenie strajkującej stoczni, według historyka Piotra Szubarczyka, „budowały solidarność strajkujących i nadzieję na zwycięstwo” oraz „odsunęły niebezpieczeństwo załamania się strajku”.

Sztandar pod kożuchem

- Skoro traktujemy sztandar MKS jako fragment historii, to odrębną opowieść stanowią losy sztandaru w stanie wojennym i później. To, co przechodziło w latach 80. XX wieku polskie społeczeństwo, przechodził też sztandar. Docierał na Jasną Górę, był ukrywany w wieży bazyliki św. Brygidy, przechowywano go w Stoczni Gdańskiej, a potem w Centralnym Muzeum Morskim. W czasie I Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność uznano go za oficjalny sztandar „S” - jest w tej sprawie specjalna uchwała. Można zatem uznać za świadka nie tylko narodzin Solidarności i jej funkcjonowania, ale także świadka dziejów najnowszych naszej ojczyzny - podkreśla Krzysztof Dośla.

Jak pisał Jarosław Wierzchołowski: - Ostatnim chorążym „pierwszej” „Solidarności” był Henryk Drążkowski, długoletni pracownik Stoczni Gdańskiej, który przejął drzewiec z rąk nieżyjącego już Edmunda Nowickiego. - Delegacja „S” ze Stoczni Gdańskiej przyjechała do kopalni „Rozbark” w Bytomiu na obchody Barbórki (w grudniu 1981 r). Wraz ze sztandarem uczestniczyliśmy we mszy w bytomskiej katedrze, po której autokar powrócił do Gdańska. Z całym pocztem sztandarowym udaliśmy się natomiast do Katowic na III Walne Zebranie Delegatów Budownictwa. Już wtedy, 10 grudnia czułem, że coś wisi w powietrzu - opowiadał Wierzchołowskiemu Henryk Drążkowski.

Krzysztof Dośla przypomina, że władze PRL urządziły polowanie na artefakty Solidarności. - Sztandaru MKS, podobnie zresztą jak tablic z postulatami strajkujących w sierpniu 1980 r. Służba Bezpieczeństwa, MO i wszystkie organy ówczesnej władzy partyjnej poszukiwały. Byli jednak odważni ludzie, którzy je w tajemnicy przechowywali. Podjęli się tego zadania i wykonali je skutecznie. Dziś wydaje się - cóż to takiego... Ale w latach 80. XX w. groziły za to poważne konsekwencje, z więzieniem, ciężkim pobiciem chociażby - zaznacza.

Przeczucie Henryka Drążkowskiego w czasie Barbórki w roku 1981 sprawiło, że postanowił nie umieszczać związkowego symbolu w autokarze, którym podróżowała gdańska delegacja. Poza tym jeszcze w Bytomiu podejrzewano próby inwigilacji jej przedstawicieli. Drążkowski pamiętał, że jeden z zaufanych dyrektorów zaproponował przewieźć sztandar z Katowic do Bytomia w służbowej wołdze. - W połowie drogi czekał umówiony wcześniej maluch, do którego przesiedli się członkowie pocztu sztandarowego, by zgubić ewentualny „ogon”. Wyskoczyli z samochodu tuż przed odjazdem pociągu, by nikt nie mógł ich wcześniej „namierzyć” - opisywał tamte chwile Jarosław Wierzchołowski. - Całą drogę do Gdańska siedziałem w zapiętym kożuchu, pod którym miałem na sobie zwinięty sztandar. Pot lał się ze mnie strumieniami. Drzewce ukrywał pod marynarką Tadeusz Wysiecki - mówił Wierzchołowskiemu Henryk Drążkowski. Rano 12 grudnia wyniósł on sztandar ze swojego mieszkania do sąsiadów, państwa Suskich. Potem, według jego relacji, przerzucono go na Siedlce. - Zadanie zostało wykonane, sztandar bezpiecznie powrócił do Gdańska i nie wpadł w ręce przeciwnika. To przecież świętość, jego posiadanie w polskiej tradycji wiąże się z „być albo nie być” organizacji.

Pełna konspiracja

Kazimierz Trawicki do niedawna był członkiem Zarządu Gdańskiego „S”. Krzysztof Dośla podkreśla jego aktywność związkową, m.in. dziś w stoczniowych strukturach emeryckich. W sierpniu 1980 r. Trawicki był pracownikiem wydziału W4 Stoczni Gdańskiej. Był świadkiem pacyfikacji strajku w stoczni w pierwszych dniach stanu wojennego, przez ZOMO. Od 1982 r., po okresie internowania, został jednym z opiekunów sztandaru MKS-u.

- Jak wielu opozycjonistów trafiłem do św. Brygidy. Nie mogło być inaczej, bo to w tej parafii skupiała się znaczna część podziemnej działalności politycznej opozycji antykomunistycznej. M.in. porad prawnych udzielał Lech Kaczyński. W parafii było specjalne pomieszczenie, o którym mało kto wiedział, dobrze zamaskowane, w którym przechowywano sztandary związkowe. Był wśród nich także ten MKS-u. Od czasu do czasu, w zamkniętym gronie, sztandary były prezentowane. Czasy były trudne, smutne, presja psychiczna była w stanie wojennym ogromna. Jednak po tym pierwszym szoku, wielu z nas chciało działać - mówi Trawicki.

To wtedy został przydzielony do służby kościelnej w św. Brygidzie, jako jeden ze stoczniowców. - Było nas czterech w stoczniowej reprezentacji. Występowaliśmy w roboczych kombinezonach. Po pewnym czasie zostałem upoważniony przez księdza Jankowskiego do opieki nad sztandarem MKS-u. To m.in. ze mną sztandar był dwa razy w Częstochowie, na uroczystościach na Jasnej Górze - wspomina. - Sztandar przewożono w czasie stanu wojennego samochodami, w których były specjalne skrytki, a na trasie z reguły zmieniano je, by zmylić milicję. Wcześniej jechał także samochód z rejestracjami gdańskimi, „na wabia”. Sztandar przewożono natomiast przeważnie w autach oznakowanych tak, jak pojazdy w mieście, do którego podróżowano - opisywał działania opiekunów symbolu „S” Jarosław Wierzchołowski.

Kazimierz Trawicki wspominał: - One wzbudzały mniejsze zainteresowanie służb. Członkowie pocztu podróżowali natomiast pociągami, jako bezpieczniejszym środkiem transportu i przyjeżdżali na miejsce z reguły dwa dni po dotarciu sztandaru. Cała operacja była rozłożona nawet na okres tygodnia.

Taki sposób przewożenia sztandaru wymagał planowania, odpowiednich przygotowań. Gdy pytam Kazimierza Trawickiego o to, kto opracował plan, odpowiada krótko: - Wolałem tego nie wiedzieć, nigdy nie pytałem. Miałem tylko informację, że będzie wyjazd, nie miałem pojęcia, kto mi sztandar przywiezie. To była pełna konspiracja - im mniej wiesz, tym lepiej. Takie to były czasy - mówi.

Opiekun sztandaru MKS pamięta szczególną kontrolę pojazdu, którym podążał na Jasną Górę. Czujność milicjanta sprawdzającego jego bagaż wzbudził identyfikator, który upoważniał przedstawicieli podziemnej Solidarności do poruszania się po klasztorze.

- Ten milicjant nie za bardzo chciał wierzyć w moje tłumaczenia, że to zwykła przepustka na Jasną Górę. W końcu dał się przekonać - mówi Kazimierz Trawicki. - Kontrola była krótka, ale trochę nerwów kosztowała. Sztandar jechał innym samochodem i bardzo dobrze. Nie wiadomo, jak by się to wówczas skończyło.

Jarosław Wierzchołowski rozmawiał z Tadeuszem Jurkiewiczem, innym zaangażowanym w opiekę nad sztandarem MKS-u. Jurkiewicz, podobnie jak Trawicki wspominał, że SB i MO „polowały” na sztandar. Blisko przechwycenia było raz, na Jasnej Górze. Udało się jednak uciec.

- Do prób przechwycenia sztandaru przez władze dochodziło dość często, wszak był on dobrze widoczny wśród pocztów sztandarowych (w czasie uroczystości - red.). Na szczęście, w tłumie łatwo było zniknąć. Sztandar MKS-u (oprócz uroczystości na Jasnej Górze - red.) peregrynował głównie po Kaszubach i najbliższych okolicach Gdańska. Działacze „S” byli z nim jednak także w Warszawie, w czasie wizyty Jana Pawła II, w Piekarach Śląskich w 1988 r. Atmosfera polityczna już na tyle ocieplała się, że milicja sama nie bardzo wiedziała, jak traktować działaczy „Solidarności” - pisał Jarosław Wierzchołowski.

Wśród bander

Pod koniec lat 80. sztandar MKS-u trafił do ówczesnego Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku. To dość zagadkowy epizod w historii symbolu „S”. Zdaniem Jarosława Wierzchołowskiego niewiele o nim wiadomo, m.in. z uwagi na zasady konspiracji. Nieliczne osoby były wówczas wtajemniczone w całą operację, zatem o relację z pierwszej ręki jest bardzo trudno.

- W pewnym momencie zdecydowaliśmy się na ukrycie sztandaru w Centralnym Muzeum Morskim. Mogliśmy liczyć tutaj na dyrektora Przemysława Smolarka, który doskonale rozumiał sytuację. Początkowo sztandar ukryty był w magazynie, dopiero po Okrągłym Stole, kiedy Solidarność zaczęła egzystować w zasadzie legalnie, został wywieszony na sali wśród innych sztandarów miast, organizacji, bander okrętów. Jednak ktoś niewtajemniczony nie odnalazłby wśród dziesiątek innych sztandarów właśnie tego, poszukiwanego jeszcze wtedy usilnie przez SB - mówił Jarosławowi Wierzchołowskiemu Bogusław Gołąb, członek Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” z 1980 roku. - Andrzej Zbierski, który objął stanowisko dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego po Przemysławie Smolarku, potwierdza, że sztandar pojawił się w muzeum w 1989 roku i został wyeksponowany na zorganizowanej wówczas na ss. „Sołdek” wystawie poświęconej Sierpniowi 80. Znalazły się tam wówczas historyczne tablice z 21 postulatami, inne sztandary „Solidarności” zakładów gdańskich i wiele innych pamiątek - pisał Wierzchołowski. W CMM sztandar został poddany szczegółowym oględzinom konserwatorów i odpowiednio zabezpieczony.

Krzysztof Dośla podkreśla, że dziś symbol „S” wymaga specjalnego traktowania. - Oryginał prezentujemy w naprawdę szczególnych, specjalnych okazjach. Taką są np. obchody rocznicowe Sierpnia 80. Zwracamy uwagę na warunki atmosferyczne - wilgoć nie służy tkaninie. Co zrozumiałe - chcemy, by ten historyczny przedmiot był zachowany w jak najlepszym stanie. Dysponujemy jednak szczegółową repliką historycznego sztandaru. To nią posługujemy się w czasie większości uroczystości - mówi przewodniczący gdańskiej „S”. - Cieszę się, że sztandar jest dziś w posiadaniu Solidarności, inaczej niż tablice z postulatami (te są prezentowane na ekspozycji w ECS - toczy się spór, kto ma do nich prawa własności - red.).

Kazimierz Trawicki był wśród opiekunów sztandaru MKS-u aż do okresu transformacji. - On był świętością - mówi Trawicki, tak samo jak Henryk Drążkiewicz. - Po latach, w czasie wspominkowych rozmów, jasne stało się, że wielu ludzi było gotowych oddać za niego życie.

Autor dziękuje Jarosławowi Wierzchołowskiemu za udzielenie zgody na wykorzystanie materiałów

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tanie linie trują! Ryanair i Wizz Air na czele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki